Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Halsey »

Maciej3 pisze:@Halsey
Wbrew pozorom jesteśmy zgodni.
Jakoś tak się na ogół składa. :-)
Maciej3 pisze:dlaczego np. nie zostawiono dwóch nowych pancerników coby te Isówki podziabały a resztę posłać na Yamato i spółkę?
Może przez wzgląd na Mahana? Never, NEVER divide the fleet.. Tzn. battle fleet? Wiem, inne czasy. Ale może mieli to we krwi? :mrgreen:
Albo też dlatego, że Nimitz wyraźnie pytał, co porabia TF 34.

A wątek już dawno kwalifikuje się do Psycholi. Temat to niby "Śmierć Churchilla i klęska Royal Navy" - ka my to som? ;)
Skądinąd jednak przesympatyczna taka dyskusja. :idea:
Do you fear death?
Do you fear that dark abyss?
All your deeds laid bare,
all your sins punished?
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4933
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Może przez wzgląd na Mahana? Never, NEVER divide the fleet.. Tzn. battle fleet? Wiem, inne czasy. Ale może mieli to we krwi? :mrgreen:
Możliwe.
Tylko, że:
- Musachi już był zamieniony w okręt trwale podwodny.
- Kongosy wiadomo było, że dość podatne są na ogień artylerii przeciwnika
- Nagato był już dość wiekowy, choć modernizowany
- Yamato był oceniany na jakieś 45 moooże 50 tys ton i 9x406. Amerykanie uważali, że taka NC powinna sobie poradzić a SD tym bardziej. A Iowka to wręcz swobodnie ( mniejsza jak było w rzeczywistości - chodzi mi o przekonanie panujące w tamtym okresie )
Reszta to jeszcze mniejsze okręty.
Mogło się wydawać, że 4 nowoczesne pancerniki USA powinny sobie dać z tym radę. No i przecież jeszcze było parę lotniskowców jakby co.
Staruchów pancernikowych nie liczę, bo po pierwsze to były za wolne a po drugie do nie mogły strzelić więcej jak jakieś 10 razy, bo potem załoga musiała odpoczywać....
Więc niby wystarczy.
W każdym razie do odgonienia od transportowców, niekoniecznie do całkowitej zagłady. Zresztą przy odganianiu od transportowców to te 10 salw z każdego starucha też się mogło mocno przydać.

A taka dwójka nowoczesnych pancerników USA powinna sobie poradzić z dwoma Isówkami jeszcze do tego ze zredukowaną artylerią.

No ale może jednak nie lubili takiego podziału i wyszło jak wyszło.
A może nie chcieli brać przykładu z Japończyków którzy jakoś tak mieli tendencję do rozdrabniania floty i jak coś poszło nie tak to sypało się wszystko.
Sam nie wiem.
Teraz ocena wydaje się niema banalnie prosta - zostawić ze 4 lotniskowce, 2 nowe pancerniki i ze 4-6 krążowników z eskortą niszczycieli i po temacie. Ozawy nie ma ( albo zostaje prawie nic ), a na drugi zespół i tak wystarczy.
Wtedy Halsey mógł myśleć trochę inaczej. Zresztą, ten co to siedział na mostku Yamato też nie błysną rozeznaniem sytuacji...
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Peperon
Posty: 6665
Rejestracja: 2010-11-05, 14:52
Lokalizacja: z Krakowa

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Peperon »

Maciej3 pisze:Ja tam osobiście to za bardzo interesujące uznaję niektóre okręty które nigdy nie zostały zbudowane. Albo nawet nie rozpoczęte.
Ale ja chyba wyjątkiem jestem :(
Nie, nie jesteś wyjątkiem. Kiedyś pisałem w poście o najlepszym okręcie i nie jest to Lion :lol:
PawBur pisze:
Peperon pisze:Ale to nie Yamato był miotany w górę i w dół po mapie...
A może właśnie powinien być??
On jest wspaniałym przykładem dlaczego ta klasa okrętów upadła - zrobiliśmy coś ekstra, ale jednocześnie boimy się to coś utracić...
A co miotania po mapie jeszcze - przynajmniej ich nie oszczędzali - zrobili coś, to to używali i nie bawili się w jakieś "fleet in being" tylko przy ich (może zbyt skromnej) pomocy tworzyli sobie przewagę na danym obszarze i zbliżali się do zwycięstwa.
A niby dlaczego ? Yamato jest doskonałym przykładem okrętu budowanego pod konkretną koncepcję, a że chybioną to już inna sprawa.
Z drugiej strony patrząc, to już lepiej trzymać okręty pod parą niż miotać się bez celu po mapie. Nie sztuką jest używać sprzęt mając przewagę dwa lub trzy do jednego. I jeszcze pytanko: Po co komu eskortowce z 16-sto calówkami ? :lol:
Bitwę o Leyte uważam za doskonałą ilustrację określenia "chwila wahania". Szkoda tylko, że dotyczy tak zasłużonego admirała jak Halsey. A mogło być tak ciekawie :clever:
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Awatar użytkownika
Peperon
Posty: 6665
Rejestracja: 2010-11-05, 14:52
Lokalizacja: z Krakowa

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Peperon »

Maciej3 pisze:
Może przez wzgląd na Mahana? Never, NEVER divide the fleet.. Tzn. battle fleet? Wiem, inne czasy. Ale może mieli to we krwi? :mrgreen:
Możliwe.
Tylko, że:
- Musachi już był zamieniony w okręt trwale podwodny.
- Kongosy wiadomo było, że dość podatne są na ogień artylerii przeciwnika
- Nagato był już dość wiekowy, choć modernizowany
- Yamato był oceniany na jakieś 45 moooże 50 tys ton i 9x406. Amerykanie uważali, że taka NC powinna sobie poradzić a SD tym bardziej. A Iowka to wręcz swobodnie ( mniejsza jak było w rzeczywistości - chodzi mi o przekonanie panujące w tamtym okresie )

A taka dwójka nowoczesnych pancerników USA powinna sobie poradzić z dwoma Isówkami jeszcze do tego ze zredukowaną artylerią.

Teraz ocena wydaje się niema banalnie prosta - zostawić ze 4 lotniskowce, 2 nowe pancerniki i ze 4-6 krążowników z eskortą niszczycieli i po temacie. Ozawy nie ma ( albo zostaje prawie nic ), a na drugi zespół i tak wystarczy.
Wtedy Halsey mógł myśleć trochę inaczej. Zresztą, ten co to siedział na mostku Yamato też nie błysną rozeznaniem sytuacji...
I właśnie Nagato i Yamato mogły sprawić Jankesom przykrą niespodziankę. Isówki też pewnie szczekałyby zajadle, a może i skutecznie ?
Mimo wszystko ocena nie jest prosta. Podział floty też. Lepsze byłoby pchnięcie na południe Lee z zespołem - może pomniejszony o 2 pancerniki - i dodanie mu zespołu lotniskowców po wzmocnieniu o 2 CV-aki.
Co do Kurity. Chłopina przeszedł trochę więcej - niż Halsey - podczas ostatniej doby przed bitwą. A starcie bezpośrednie byłoby wybitnie ciekawe.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Halsey »

Peperon pisze:Bitwę o Leyte uważam za doskonałą ilustrację określenia "chwila wahania". Szkoda tylko, że dotyczy tak zasłużonego admirała jak Halsey. A mogło być tak ciekawie :clever:
Niemniej to właśnie Halsey wygrał bitwę pod Leyte... jeszcze zanim się zaczęła.
Do you fear death?
Do you fear that dark abyss?
All your deeds laid bare,
all your sins punished?
Awatar użytkownika
ALF
Posty: 1015
Rejestracja: 2006-12-29, 17:22
Lokalizacja: Karkonosze
Kontakt:

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: ALF »

Peperon pisze: I właśnie Nagato i Yamato mogły sprawić Jankesom przykrą niespodziankę. Isówki też pewnie szczekałyby zajadle, a może i skutecznie ?
No sprawiły, nie mogły wykończyć paru eskortowców :lol:
Pozdrawiam
Jacek Pawłowski
IKOW 1885-1945
PawBur
Posty: 494
Rejestracja: 2006-06-06, 22:13
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: PawBur »

Peperon pisze: A niby dlaczego ? Yamato jest doskonałym przykładem okrętu budowanego pod konkretną koncepcję, a że chybioną to już inna sprawa.
Z drugiej strony patrząc, to już lepiej trzymać okręty pod parą niż miotać się bez celu po mapie. Nie sztuką jest używać sprzęt mając przewagę dwa lub trzy do jednego. I jeszcze pytanko: Po co komu eskortowce z 16-sto calówkami ? :lol:
Bitwę o Leyte uważam za doskonałą ilustrację określenia "chwila wahania". Szkoda tylko, że dotyczy tak zasłużonego admirała jak Halsey. A mogło być tak ciekawie :clever:
Czemu bez celu? Wojna zakończona zwycięstwem i nie udowodnimy co było do tego konieczne a z czego można było zrezygnować. A odwracając twoją wypowiedź to lepiej płynąć beż celu eskortowcem z 16 ( który notabene miał chronić przed tym czymś pod parą) i go po prostu mieć w zanadrzu niż borykać się z chybiona koncepcją - ona stojąc w porcie też marnuje środki.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: jogi balboa »

PawBur pisze:
jogi balboa pisze:
I tak zostały lepiej wykorzystane niż pierwszowojenne drednoty. I w sumie lepiej niż znaczna część drugowojennych, zwłaszcza państw osi, które stały i czekały na sam już nie wiem co.
No wiesz? Akurat oba europejskie państwa osi w ciągu roku dostarczały nam więcej pancerniko-pancernikowych wrażeń niż 2 i 3 największa pod tym względem flota świata razem wzięte... no przynajmniej do końca 1942 roku.
Miłośnicy „najlepszych pancerników świata” przez to rwą na sobie szaty, doszukując się tak doniosłych osiągnięć jak pościg za kontrtorpedowcem :diabel:
A później czekały... no przecież wiadomo na co ;)

Super wrażenia - oprócz akcji z Bismarckiem kilka salw, 2-3 trafienia i każdy płynie w swoją stronę - starcia nic nie zmieniają w ogólnym rozrachunku. Potem oba europejskie państwa osi kurczowo trzymają je w portach ( wyjątek DOY vs S). Wychodzi że tylko 3 nowoczesne angielskie strzelały do czegoś godnego, przy czym dwa do tego samego. Czyli w sumie nowoczesne amerykańskie maja dość podobna ilość celów za sobą - tylko okrętów było więcej no i Iowa faktycznie nie zdążyła. Ale W takim razie japońce też mieli pecha - Yamato tez nie zdążył.
A co w ogólnym rozrachunku zmieniało strzelanie do niesprawnego pancernika i naciągany przydział SoDy do najznamienitszego towarzystwa? W stosunku do potrójnego solidnego udziału nowości Royal Navy w zwalczaniu wroga. :-D
Jeśli zaliczać SoDę do grona zasłużonych, to analogicznie wypadałoby dorzucić wszelkie inne które wypaliły kilka salw do krążowników, a tego się parę sztuk zbierze :P
A najważniejsze z tego jest to że nawet jeśli wystrzelono tylko kilka salw, albo nawet żadnej, to europejskie walczyły na pierwszej linii i były bliżej przeciwnika niż każdy jeden pancernik na Pacyfiku który robił za przerośniętą kanonierkę i krążownik przeciwlotniczy, jak słusznie zauważono. Z tej perspektywy akcja pancerników amerykańskich jest jak atak rezerwowej kompanii kucharek na koszary harcerzy – Barnyard Commandos. :killer:

No i nikt w europejskiej nie trzymał okrętów kurczowo w porcie, co najwyżej liczył beczki z paliwem którego przereklamowany Wermacht nie był w stanie zdobyć w wystarczającej ilości... aż w końcu nie było już czego liczyć :roll:
I właśnie Nagato i Yamato mogły sprawić Jankesom przykrą niespodziankę. Isówki też pewnie szczekałyby zajadle, a może i skutecznie ?
Isówki to najbardziej perspektywiczna moderka w historii DWS.
Gdyby tylko udało się uzbroić je w kopię pilotowanej V1 kamikaze, potem tylko zbliżyć się na 100 mil do amerykańskiej floty i idę o zakład że amerykanie mogliby być naprawdę przykro zaskoczeni :)
No bo strącić tego zawczasu by nie dali rady, a szansa na zestrzelenie artylerią w moim mniemaniu niewielka.
Amerykanie uważali, że taka NC powinna sobie poradzić a SD tym bardziej. A Iowka to wręcz swobodnie
A co za różnica SD czy Iofka. Zęby praktycznie takie same a i w spotkaniu z p-panc kuferkami też bez różnicy – poza tym że ten drugi jest większy więc większa szansa na zainkasowanie trafienia.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4933
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

A co za różnica SD czy Iofka. Zęby praktycznie takie same a i w spotkaniu z p-panc kuferkami też bez różnicy – poza tym że ten drugi jest większy więc większa szansa na zainkasowanie trafienia.
A to się Amerykanów pytaj czemu. Im to jakoś robiło różnicę.
Pewnie chodzi o te 6-7 węzłów różnicy prędkości. Jak to było speed i the best protection ;)
Oj to chyba kto inny i nieco wcześniej :-D
Isówki to najbardziej perspektywiczna moderka w historii DWS.
Gdyby tylko udało się uzbroić je w kopię pilotowanej V1 kamikaze, potem tylko zbliżyć się na 100 mil do amerykańskiej floty i idę o zakład że amerykanie mogliby być naprawdę przykro zaskoczeni :)
No bo strącić tego zawczasu by nie dali rady, a szansa na zestrzelenie artylerią w moim mniemaniu niewielka.
Pozostaję sceptyczny.
Taki V1 to łatwiejszy cel dla wszystkiego niż jakikolwiek samolot. Wolniejsze toto od klasycznego samolotu a niezdolne do ostrych zwrotów.
O ile można podważać ( i podważa się i to całkiem słusznie ) skuteczność systemów tachymetrycznych w zwalczaniu manewrujących samolotów, to do zwalczania lecących mniej więcej stałym kursem to były niemal idealne.
A Amerykanie mieli systemy tachymetryczne niemal na każdym okręcie pod Leyte ( a może i każdym, nie wiem czy wszędzie wymienili starsze modele na najnowsze, stąd brak pewności ).
Jakoś nie wróżę sukcesów.
Jeśli już to zostawić Isówki oryginalne a przerobić jakieś stare krążowniki na wyrzutnie V1.
Jak coś ma być do wszystkiego to jest do niczego.
No i jeszcze jedno - może i coś jest perspektywiczne w perspektywie 100 lat, ale na dzień dzisiejszy może być do niczego.
Coś takiego było z Isówkami. Jakby z tyłu miały rakiety kierowane to OK super perspektywa. Ale w realiach lat 40-tych to, jakby to delikatnie ująć, coby nie wkurzyć adminów - dupa blada. :-D
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: jogi balboa »

Jak to było speed i the best protection
Znaczy się myśleli że iofka jest szybsza od pocisków? :)
Taki V1 to łatwiejszy cel dla wszystkiego niż jakikolwiek samolot. Wolniejsze toto od klasycznego samolotu a niezdolne do ostrych zwrotów.
Was? :shock:
O ile można podważać ( i podważa się i to całkiem słusznie ) skuteczność systemów tachymetrycznych w zwalczaniu manewrujących samolotów, to do zwalczania lecących mniej więcej stałym kursem to były niemal idealne.
A Amerykanie mieli systemy tachymetryczne niemal na każdym okręcie pod Leyte ( a może i każdym, nie wiem czy wszędzie wymienili starsze modele na najnowsze, stąd brak pewności ).
Jakoś nie wróżę sukcesów.
A ja wróżę.
Z Okhą ichnie systemy sobie nie radziły gdyż za szybka była, fakt że V1 niby trochę wolniejsza, ale... z napędem w trakcie nurkowania powinna dać radę.
No i kamikaze statystycznie z manewrami średnio sobie radzili... bo mieli powalający nalot... :P
Coś takiego było z Isówkami. Jakby z tyłu miały rakiety kierowane to OK super perspektywa.
No przecież V1 mają mieć. Co prawda to nie rakieta, ale kierowana... w realiach lat 40-stych nikt nie miał lepszego systemu :)
Taki Tomahawk drugiej wojny światowej.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4933
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

jogi balboa pisze:
Taki V1 to łatwiejszy cel dla wszystkiego niż jakikolwiek samolot. Wolniejsze toto od klasycznego samolotu a niezdolne do ostrych zwrotów.
Was? :shock:
Das
Przeca V1 to strącali myśliwcami i nawet podlatując tak coby skrzydłem trącić.
A i tak większość zwaliła artyleria przeciwlotnicza.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Peperon
Posty: 6665
Rejestracja: 2010-11-05, 14:52
Lokalizacja: z Krakowa

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Peperon »

PawBur pisze:
Peperon pisze: A niby dlaczego ? Yamato jest doskonałym przykładem okrętu budowanego pod konkretną koncepcję, a że chybioną to już inna sprawa.
Z drugiej strony patrząc, to już lepiej trzymać okręty pod parą niż miotać się bez celu po mapie. Nie sztuką jest używać sprzęt mając przewagę dwa lub trzy do jednego. I jeszcze pytanko: Po co komu eskortowce z 16-sto calówkami ? :lol:
Bitwę o Leyte uważam za doskonałą ilustrację określenia "chwila wahania". Szkoda tylko, że dotyczy tak zasłużonego admirała jak Halsey. A mogło być tak ciekawie :clever:
Czemu bez celu? Wojna zakończona zwycięstwem i nie udowodnimy co było do tego konieczne a z czego można było zrezygnować. A odwracając twoją wypowiedź to lepiej płynąć beż celu eskortowcem z 16 ( który notabene miał chronić przed tym czymś pod parą) i go po prostu mieć w zanadrzu niż borykać się z chybiona koncepcją - ona stojąc w porcie też marnuje środki.
A jaki cel miało gonienie po mapie w górę i w dół ? Gdyby Halsey miał konkretny plan, to na sygnał Nimitza dałby nie mniej słynną odpowiedź. A tu cisza. Po prostu facet trzymał w garści cały zespół na wszelki wypadek, bo nie bardzo wiedział na co się może nadziać (a przynajmniej takie sprawiał wrażenie). I w sumie dlatego jak już puścił Lee z garści to było "po ptokach". Pancerniki były za daleko żeby złapać Japończyków. A całe szczęście Jankesów polegało na zaangażowaniu Kurity w walkę z lotniskowcami eskortowymi, bo myślał, że to są lotniskowce floty. Gdyby je zignorował (napuszczając na nie krążowniki) i poszedł do zatoki Leyte, to miałby szansę rozwalić nie tylko transportowce, ale również poważnie uszczuplić zespół wsparcia. Ale to już dywagacje po latach. :lol:
Co do zwycięskiej wojny, to już dawno temu wymyślono, że: "Zwycięzców się nie sądzi". Rzecz w tym, że jeszcze podczas wojny niektóre operacje na Pacyfiku były krytykowane przez amerykańskich wojskowych, jako niepotrzebne. Ale oczywiście masz rację. Tego już się nie dowiemy.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: jogi balboa »

Maciej3 pisze:
jogi balboa pisze:
Taki V1 to łatwiejszy cel dla wszystkiego niż jakikolwiek samolot. Wolniejsze toto od klasycznego samolotu a niezdolne do ostrych zwrotów.
Was? :shock:
Das
Przeca V1 to strącali myśliwcami i nawet podlatując tak coby skrzydłem trącić.
A i tak większość zwaliła artyleria przeciwlotnicza.
Doganiali bo samoloty przygotowane krążyły sobie w oczekiwaniu na V1 na odpowiedniej wysokości a potem w locie nurkowym grzały ile wlezie... normalnie to mógł sobie pomachać :-D
A z artylerii rozstawili tak z pół tys. samych ciężkich dział naprowadzanych takim jednym zarombistym zestawem co sam potrafił wykryć i śledzić cel, strzelając do bomb w locie poziomym. Tutaj próbowaliby strzelać do bomb w locie nurkowym. Okha posiadająca podobną prędkość przelotową/początkową, gdy już udało ją się zrzucić, była uważana za nie do powstrzymania. Nawet w europie, artyleria nie święciła jakichś nadzwyczajnych sukcesów w niszczeniu nadlatujących Fritzów, czy Hs 293.
Zanim poprzestawiali działa na wybrzeże i okrzepli, zwalali mniej niż połowę V1 i w większości przez samoloty.
Za to gdy już wiedzieli jak się zorganizować to, nie chcę się pomylić, strącali 99% :)
PS. Jaki pilot wykonuje ostre "uniki" w trakcie ataku? No o ile chce w coś trafić a nie jedynie zagrać na nosie artylerzystom?
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4933
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Ostre uniki niemal każdy ( pomijam wielkie bombowce horyzontalne ) z wyjątkiem stosunkowo krótkiego ( to pojęcie względne ) podejścia tuż przed ( znów podejście względne ) przed zrzuceniem swojego ładunku.

Całkiem niedawno przypadkiem natrafiłem na wspomnienia jakiegoś pilota Helldivera z ataku na Zuikaku. Skutecznego zresztą.
Jak on już rozpoczął nurkowanie to Japończyk nałożył taką zaporę ogniową do tego tak celną tuż przed nim, że był pewny, że to go rozwali jeśli on w to wleci ( to tak na marginesie słabości obrony plot Japonii i przestarzałości ich systemów kierowania ogniem plot - sami amerykanie analizując je po wojnie uznali, że są takie same jak amerykańskie - czyli co ? ). W związku z tym pilot ryzykując rozpadnięcie się samolotu, złożył klapy podczas nurkowania i zaczął spadać jak kamień.
Dzięki temu ominą większość ognia, jakoś tam zrzucił bombę i jakoś tam wyprowadził ( klapy otworzył w ostatniej chwili ).
Nieco to zaburzyło proces celowania.

Co do obrony przed V1 - niby zgoda, szybsze toto itd.
Tyle że nie robi takich rzeczy. Idzie po przewidywalnym kursie z przewidywalną prędkością.
Pewnie przy pierwszym użyciu jakieś sukcesy by były, Ale potem przeciwnik dość szybko uczy się jak to zwalczać ( wbrew pozorom dość łatwe to było ) i skuteczność spada do prawie 0.
W tym kontekście ciężko mówić o perspektywicznej przebudowie. Co to za perspektywa - jeden, dwa ataki?
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: jogi balboa »

Jak on już rozpoczął nurkowanie to Japończyk nałożył taką zaporę ogniową do tego tak celną tuż przed nim, że był pewny, że to go rozwali jeśli on w to wleci
I to jest najfajniejsze. No bo identyczne opisy można spotkać przy okazji ataków na Jamaciaka i różnych innych... no i co? I nic. Jamaciak na dnie a samoloty może i podziurawione ale sprawę załatwiły :-D
Skutecznego systemu na tyle żeby nie było problemu raczej nie ma po dziś dzień, a co dopiero 70 lat temu :roll:
Co do obrony przed V1 - niby zgoda, szybsze toto itd.
Tyle że nie robi takich rzeczy. Idzie po przewidywalnym kursie z przewidywalną prędkością.
Co z tego że szła po kursie przewidywalnym i z przewidywalną prędkością, okazało się że ma prędkość na tyle dużą że przelicznik nie jest w stanie wypracować na czas danych do oddania strzału?
Artyleria okrętowa nie strąciła ani jednej Okhi... właściwie to w ogóle ani jedna nie została zestrzelona, chyba że razem z nosicielem ale nie o to chodzi w naszym przypadku.
V1 nie była aż tak dużo wolniejsza w locie poziomym, w nurkowaniu siłą rzeczy ograniczałaby ją tylko wytrzymałość konstrukcji i początkowa wysokość.
Jedynym sposobem obrony byłoby przechwytywać je zanim nadlecą w pobliże celu, tak jak się to robiło w Europie. Czyli zgromadzić parę setek dział na środku morza/oceanu, oraz przechwytywać przy pomocy myśliwców. To pierwsze jest raczej trudne do zrealizowania w praktyce. To drugie zapewnia najwyżej mniej niż 40% skuteczności. Co więcej można by zrobić? Po dwóch atakach, kombinować jak tu przechwytywać nosicieli zanim wystrzelą bombę.
A gdyby tak japończykom przyszło do głowy zrobić atak kombinowany, a takie podłe zwyczaje miewali, to robi się nagle bardzo, bardzo nieciekawie.
:)
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4933
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Cóż - różnica polegała na dwóch sprawach.
1. Japończycy nie mieli odpowiednika Boforsa/pom poma. 25 tki były może i fajne, ale robiły za małe dziury żeby być naprawdę skuteczne.
2. Alianci mieli solidniejsze maszyny. Co się działo z japońskimi jak się dostały w grad 40 milimetrówek to wiemy. Choć oczywiście chciano czegoś jeszcze lepszego - stąd nowe super automatyczne 76 tki itd. Ale to normalny rozwój.

Co do rozwiązań z setkami dział po drodze pocisków - ależ to było, nic nie trzeba kombinować. To już było. Jeśli głównym celem będzie lotniskowiec czy pancernik, to zwykle nie pływał on sam, tylko we wianuszku okrętów eskorty. W sumie będzie kilkaset dział plot. :D

EDIT:
Tu nie chodzi o to, że się ani razu nie trafi.
pewnie się trafi.
Kamikaze też czasem trafiali.
Chodzi o to, że relatywnie skuteczność będzie mala. Wcale nie większa niż przy bardziej konwencjonalnych atakach. W efekcie środki przeznaczone na te przebudowy - jak to ujmują amerykanie - nie będą "cost efective"
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
ODPOWIEDZ