Stocznie i ich możliwości

Okręty Wojenne do 1905 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

Alcarcalimo
Posty: 4
Rejestracja: 2009-09-20, 17:19

Stocznie i ich możliwości

Post autor: Alcarcalimo »

witam,
Ostatnimi czasy dręczy mnie pewna kwestia. Ile było, w wieku XVIII i w okresie napoleońskim stoczni zdolnych budować okręty wojenne. Zarówno okręty liniowe jak i fregaty czy inne specjalistyczne jednostki bojowe.
Jaka była przepustowość tych stoczni? Koszt budowy okrętu, jego utrzymanie w rezerwie czy czynnej służbie?
Czy był problem w wyspecjalizowanymi cieślami i innymi stoczniowcami?
Jakie możliwości miały poszczególne kraje w budowie okrętów?

Dużo pytań, a wszystkie wzięły się z jednego. Skąd piraci brali swoje okręty? Utkwiło mi w głowie takie stwierdzenie ze XVII i XVIII wieczni piraci dysponowali tak potężnymi okrętami, jak by dzisiejsi korzystali z nowoczesnych niszczycieli.
Jakim cudem takie potężne jednostki trafiały w ręce piratów. I dlaczego mieli porty w których mogli cumować?
Awatar użytkownika
AvM
Posty: 6706
Rejestracja: 2004-08-03, 01:56

Re: Stocznie i ich możliwości

Post autor: AvM »

Krzysztof Gerlach z pewnoscia odpowie lepiej.

Stocznie epoki drewna i nawet poczatku zelaza nie mozna porownywac z dzisieszymi.
Statek (okret) do kilkuset ton mozna bylo zbudowac na lace, i tak czesto robiono.

Najwiewkszym problemem byl problem drewna i dostaw czesci zelaznych.

Piraci to slowo zbyt ogolne, bo de factow w X VIII w bylo i pelno piratow, ale tez wielu korsarzy w "sluzbie panstwowej".
Stad wiekszoac okretow (statkow) byla tez uzbrojona.

Rozne floty pirackioe, jak i wlasciciele prywatni okretow uzbrojonych zdobywali okrety
- kupowali , tak jak tpo robia piraci i dzis
- wyludzali, szantaz , okup, wymiana tego typu
- budowali przy pomoc tzw "degenaratow" lub uprowadzonych specjalistow
- zdobywali
- dostawali od wrogow wrogow za uslugi zwalczania tychze
Czyli zasady znane do dzis, jak to bylo w Afginsitanie . itd

Czamu mieli porty, w XXI wieku nie mozna soebie poradzic z piractwem teroryzmem, ani terroryuzmem panstwowym

Co zreszta znaczy duze okrety ? Piracy nie mieli raczej okretow liniowych.

W X VIII wszedzie byly co chwila wojny, totez znano budowe OW chyba wszedzie,
Jak pisalem wiekszosc okretow , a duze zwlaszcza byly uzbrojone majac (jako handlowe ) nawet do 40-50 dzial.

Ostatnio zbieram materzialy o "piratach" arabskich i morz indyjskich.
Pytanie troche jest zbyt ogolne.



a dlaczego mialo byc latwiej w XVIIIw. Tpo tez byly koszty, problemy logistyczne, ludzkie, itd.
Krzysztof Gerlach
Posty: 4473
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Stocznie i ich możliwości

Post autor: Krzysztof Gerlach »

W zasadzie AvM poruszył już wszystkie najważniejsze kwestie. Absolutnie na pierwszym miejscu należy postawić definicję pirata dla XVII i XVIII w., a na drugim – BEZWZGLĘDNIE ROZDZIELIĆ wiek XVII i wiek XVIII.
W europejskim i amerykańskim rozumieniu korsarz to coś kompletnie innego niż pirat, a ponieważ ten pierwszy działał w pełni legalnie, w oparciu o gospodarkę państwa, na podstawie licencji którego walczył, wypływał z państwowych portów, zaopatrywał się w nich, remontował i budował okręty w zwykłych stoczniach (chociaż prywatnych) osłanianych przez państwo, nie ma się nim co zajmować. Ale mamy coś takiego jak korsarstwo/piractwo berberyjskie, arabskie, indyjskie, malajskie, chińskie. Z punktu widzenia Europejczyków to byli piraci, gdyż rzucali się na wszystko, co pływało. Jednak chodziło często o wielkie, zorganizowane floty, działające z pełnym poparciem władców, z których terytoriów wyruszali, ponieważ władcy ci głosili np. permanentną świętą wojnę przeciwko wszystkim niewiernym, albo w ten sposób bronili swojej niezależności i zdobywali środki potrzebne do jej obrony, bądź zwalczali konkurencję handlową działającą bez ich zezwolenia itd. Dla nich ci piraci byli korsarzami, a europejskiego systemu wystawiania licencji po prostu nie uznawali. Tacy piraci/korsarze dysponowali oczywiście wszystkimi środkami, jakimi mogło wspomóc ich naturalne zaplecze, często całkiem pokaźnymi. Nierzadko werbowali europejskich fachowców (szkutników, kowali, ludwisarzy) oferując im po prostu wyższą płacę – oczywiście ludzie ci byli czasem renegatami, a nie „degeneratami” :lol: . Mało tego, rozmaite państwa „cywilizowane” opłacały się przywódcom takich korsarzy dla ochrony swoich statków, czasem właśnie w postaci dostarczania gotowych okrętów wojennych (!), udostępniania swoich baz (w tym stoczni remontowych), amunicji, sprzętu itp. Jak więc rozumiem, w pytaniu też o nich nie o nich chodzi, ale proszę pamiętać, że dla europejskiej żeglugi (głównie dla tych, których nie stać było na okup państwowy) byli bardzo groźnymi piratami.
Jeśli więc ograniczymy się do „czystych” piratów, czyli takich całkowicie bezpaństwowych i pozbawionych oparcia rządów (przynajmniej oficjalnie), to – jak zaznaczyłem – KONIECZNIE trzeba patrzeć inaczej na wiek XVII, a inaczej na bardziej zaawansowany wiek XVIII. W tym pierwszym przypadku floty państwowe były jeszcze dość słabe, a jeśli nawet tłukły się w bitwach setkami, to prawie wyłącznie na europejskich wodach, ponieważ w tych czasach zorganizowanie dużej wyprawy „zamorskiej” było piekielnie kosztowne i trudne. W rezultacie w takich np. Indiach Zachodnich powstawały całe państwa pirackie – dość luźne organizacje, opanowujące jednak przejściowo wielkie obszary nadmorskie, czy tak duże wyspy, jak Tortuga albo – w pewnym sensie - Jamajka. Na tych terenach znajdowały się stocznie zdolne do budowy i remontu całkiem sporych jednostek, a silne floty pirackie bez problemu plądrowały miasta, zabierały stojące w ich portach żaglowce, zaś na pełnym morzu chwytały nawet duże i silnie uzbrojone statki rozmaitych kompanii zachodnio- i wschodnioindyjskich. Inna rzecz, że takie żaglowce rzadko kiedy stawały się potem okrętami pirackimi (ale zdarzało się!), gdyż do kłopotów z remontami dołączała się nieruchawość, a przede wszystkim problemy ze zwerbowaniem i utrzymaniem w ryzach wielkiej załogi – tymczasem dla piratów warunkiem sukcesu była na ogół szybkość, zwrotność, zaskoczenie, mobilność, a nie walenie z dział, by zatopić przeciwnika, co dawało zero zysku.
Te grupy pirackie z XVII w. bywały tak silne, że władcy angielscy, francuscy sami zabiegali, by stawały po ich stronie w wojnach, jako licencjonowani korsarze! Na brak zaopatrzenia też nie mogli więc narzekać, chociaż oczywiście liniowcami nigdy nie pływali, zatem nie należy przesadzać.
Sytuacja zmieniła się diametralnie w zaawansowanym wieku XVIII. Państwa europejskie miały już potężne marynarki, a budowa okrętów i organizacja flot pozwalały na utrzymywanie silnych eskadr na wielu akwenach. Przystąpiono do bezwzględnej i w miarę solidarnej walki z piratami. Stracili oni poparcie państwowe i stracili większość baz. Ci, którzy pozostali przy swoim rzemiośle, musieli jeszcze silniej niż dotąd ograniczać się do małych i BARDZO MAŁYCH jednostek, które dało się wyremontować na byle plaży, z użyciem takich materiałów, jakie można było uzyskać z rabowanych statków. Zatem dla XVII w. opowieści o żaglowcach pirackich jako „równych sile współczesnego niszczyciela” to rzadkość, a dla wieku XVIII – kompletny nonsens. Rozmaite „pirackie fregaty” okazują się po bliższym zbadaniu co najwyżej korwetami z drugiej ręki, informacje o rzekomo zdobytych przez nie liniowcach to wierutne bzdury wynikające z nieumiejętności czytania źródeł. Żaden okręt piracki nie mógł się już poważyć na walkę z wojenną fregatą (o liniowcu nie wspominając), a w miarę upływu XVIII w. musieli uciekać nawet przed wojennymi brygami. Oczywiście ciągle zdarzało im się pochwycić duży żaglowiec handlowy, ale coraz rzadziej.
Co do możliwości stoczni, to trudno dodać coś do tego, co napisał AvM. W Kanadzie rąbano drzewa nad rzeką, a na powstałej w ten sposób polanie budowano z tych drzew żaglowce. Na całym świecie takich „stoczni” mogło być tysiące albo więcej. Oczywiście trudniej było z wyposażeniem, ale nawet dla „wyspecjalizowanych” okrętów wojennych klas kutrów, szkunerów, brygów, slupów, lugrów, szebek, feluk, dżonek, dało się to zorganizować w wielu miejscach, gdzie odpowiedni fachowcy i zaopatrzeniowcy pytali zawsze o zapłatę, nigdy o cel (szmugiel istnieje od starożytności, a [i]pecunia non olet[/i]). Piraci nie budowali „u siebie”, ani nie używali nigdy liniowców, w zawansowanym XVIII w. nie mogło też być mowy o fregatach. Sensem istnienia NIEZALEŻNYCH piratów był RABUNEK a nie niszczenie, stąd mity o sile ich okrętów i dzielnym zatapianiu przeciwników w bitwach, to w zdecydowanej większości zwykłe dyrdymały dla dzieci i zdziecinniałych dorosłych.
Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
AvM
Posty: 6706
Rejestracja: 2004-08-03, 01:56

Re: Stocznie i ich możliwości

Post autor: AvM »

Jest kilka sron o piratach, jedna prowadzi kobieta "piratwoman" Cindy :-)
Tam jet tez troche o korasarzech z Baltimore i innych.
XVIII sie tylko troszeczke zajmowalem, raczej poszatkiem XIX w
Gdzie byli piraci:
- Kraje arabskie M.Srodziemnego
- Levant (Grecy)
- Kraje arabskie zatoki perskiej
- Signapur (tam gdzie jest dzisiejszy)
- Malezja
- Chiny
- Karaiby
- i wszedzie tam gdzie byl ruch handlowy
- i wszedzie tam gdzie byly wojny morskie (bo floty zajete byly wojna)
Nie wiem jakcy byli pierwsi piraci, ale Wikingowie byli tez piratami
a o starozytnych mozna z Biblii

Jeyszcze co do stoczni. OW byly zamiawiane nie nw sztoczniach
ale u ludzi . byly tez nawet dutze okrety budowana na srodladziu (ze wzgledu na material i ludzi)
splawiane do portow, gdzie byly wyposazane i stawiane byly maszty.

Jakie byly te floty pirackie, prosze popatrzec na zamieszczene tu gdzies spisy flat algerii, tripoli, maroka , tunezji.
PS, Mialo byc oczywiscie renegaci, ale pisalem zmeczony po nocy.
Awatar użytkownika
AvM
Posty: 6706
Rejestracja: 2004-08-03, 01:56

Re: Stocznie i ich możliwości

Post autor: AvM »

Studiowalem z Algierczykami
Opowioadali ze mieli kiedys 2 czy 3 flota na Swiecie.
Takie legendy zyja.

Te floty pirackie i ich rozwoj mozna porwonac do okresu zimnej wojny,
gdzie i USA i ZSRR uzbrajaly piratow wspolczesnych czasow.
Potega tych panstw jak Iraku okazala sie papierowym tygrysem,
ale legenda istniala.

Z XVIIIw bardzio znana i opisywane jest podarowanie amerykanskich OW Algierii,
ale inni nie byli lepsi.
Awatar użytkownika
pothkan
Posty: 4533
Rejestracja: 2006-04-26, 23:59
Lokalizacja: Gdynia - morska stolica Polski
Kontakt:

Re: Stocznie i ich możliwości

Post autor: pothkan »

Krzysztof Gerlach pisze:jak zaznaczyłem – KONIECZNIE trzeba patrzeć inaczej na wiek XVII, a inaczej na bardziej zaawansowany wiek XVIII
Z tym małym "ale", że złoty wiek "romantycznego" piractwa przypadł na początek wieku XVIII (mniej więcej 1710-1720), choć zarazem był to tegoż zjawiska schyłek. Rozmawialiśmy już na ten temat na forum: http://fow.az.pl/forum/viewtopic.php?f=33&t=4241, a o flocie Algieru było tutaj: http://fow.az.pl/forum/viewtopic.php?f=33&t=3551
Krzysztof Gerlach
Posty: 4473
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Stocznie i ich możliwości

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Zgoda, i dlatego pisałem o BARDZIEJ ZAAWANSOWANEJ FAZIE XVIII wieku, a nie o jego początkach. Takie procesy były i są ciągłe, żadna pojedyncza data - a tym bardziej 1699 czy 1701 - tego nie zmieniały.
Z innej beczki należy zauważyć, że ta uwaga AvM o zamawianiu okrętów wojennych „u osób, a nie w stoczniach”, dotyczyła wyłącznie przedsiębiorców prywatnych. W XVII w. jeszcze nagminnie projektant i budowniczy był jedną osobą, więc rzeczywiście zamawiano budowę u niego, ale w XVIII w. w Wielkiej Brytanii gros wielkich okrętów wojennych powstawało w stoczniach państwowych (formalnie – królewskich), ich projekty sporządzali Inspektorzy (główni projektanci marynarki nie związani z ŻADNĄ stocznią), a więc zamówienie i gotowy projekt szły do stoczni, a nie do osoby. Kto tam był akurat głównym szkutnikiem w danej stoczni królewskiej nie miało żadnego wpływu na zamówienie. Przy czym faktycznie do końca XVIII w. i w początkach XIX także szkutnicy prywatni budowali duże okręty, nawet potężne liniowce, a wtedy oczywiście kontrakt zawierano z osobą fizyczną.
Krzysztof Gerlach
ODPOWIEDZ