Maciej3 pisze:Shinano - dzięki, ale mówiąc szczerze trochę się wyzłośliwiałem.
Ten "pion stabilizacyjny" to amerykanie wprowadzili w okresie międzywojennym i było to oparte na żyroskopach. Oczywiście nie ma mowy o jakiejś wirtualnej płaszczyźnie, po prostu jest to taki inny rodzaj odczytu horyzontu. Praktyczniejszy niż przez lunetę.
Układ czujników służący do ustalania określonej wartości
nie jest mierzoną wartością! Kompas pokazuje biegun, ale nie jest biegunem!
Z tego co można wyczytać w instrukcji odnośnie nowszego "elementu stabilnego" to połączenie z urządzeniem służącym do wyznaczania kursu przeciwnika było dwojakie. Jedno drutem ( albo raczej kilkoma ) z prądem o odpowiedniej charakterystyce - czytać zwykłym prądem przemiennym i przekaźnikami seledynowymi, oraz jako forma zapasowa połączenie mechaniczne obracającymi się wałkami, na wypadek awarii połączenia elektrycznego.
Czujnik był połączony bezpośrednio z przelicznikiem dwoma kablami - jednym kablem przelicznik wysyłał prąd do czujnika, drugim wracał prąd o odpowiednio zmienionej charakterystyce. Tak samo wyglądało to w przypadku wprowadzania kursu własnego, namiarów z dalmierzy, etc.
Ale chciałem wreszcie uzyskać jakiś konkret od Fereby. Szczególnie interesowało mnie połączenie kablem płaszczyzny wirtualnej służącej do obliczeń z jak najbardziej fizycznym przelicznikiem artyleryjskim.
Jeśli wypisujesz takie rzeczy, znaczy to iż nie masz kompletnie pojęcia jak działa przelicznik. Przelicznika nie trzeba łączyć kablem z matematyczną definicją pionu stabilizacyjnego, ponieważ już się w nim znajduje! Czujnik służy przelicznikowi jedynie do ustalenia aktualnego odchylenia od czysto wirtualnej płaszczyzny pionu stabilizacyjnego!
Choć w sumie innych pouczam, że nie ma na co liczyć a sam jestem tak samo naiwny.
Wstyd.
Tu się zgadzam - jak dotąd nie dałeś żadnej odpowiedzi, dlaczego zmiana choćby jednego parametru, powoduje konieczność wyzerowania całego układu przelicznika, a potem uruchamiania go od początku, co zajmuje jakoby małych parę minut.
Fereby