Czy Leyte mogło się udać Japończykom?

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4916
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

Moze inaczej. Wycofanie sie po nalotach ktore wykonczyly Musashi mialo sens. Szczegolnie jesli by to polaczyc z wycofaniem Ozawy I Nishimury. Wycofanie sie z pod Samar to jakas porazka. A tlumaczenie ze zwial przed lotniskowcami uderzeniowymi to wrecz zakrawa na sabotaz.

Zeby nie bylo, ja tam jestem generalnym przeciwnikiem wojen na granicy pacyfizmu, ale czasem trzeba patrzec inaczej.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Sławomir Lipiecki
Posty: 381
Rejestracja: 2008-07-10, 20:13
Lokalizacja: Kamieniec Ząbkowicki
Kontakt:

Post autor: Sławomir Lipiecki »

Ja jestem wrogiem wojen, przemocy, niszczenia środowiska, kłamstw, chamstwa, systemu, polityki, religii itd. itp.
To akurat jest teraz nieważne.

Jeszcze raz powtarzam, Kurita jako dowódca zespołu w myśl taktyki "wkalkulowanego ryzyka" zachował się całkowicie poprawnie i logicznie.
Japończycy nie dysponowali wyrafinowanymi radarami obserwacyjnymi (o artyleryjskich nie wspomnę), systemem IFF, a nawet kodowaną łącznością między okrętami TBS - dane jakie dostawał Kurita były szczątkowe. Poniesione wcześniej straty w wyniku ataku okrętów podwodnych i samolotów to tylko część całej układanki.
Facet po prostu nie miał rozpoznania!
Do tego dochodziło zmęczenie załóg, niecelny ogień artylerii, ciągłe ataki samolotów, utrata kolejnych krążowników itd.

Z perspektywy dowódcy - i to w dodatku ocenianego z poziomu czasów współczesnych - tym bardziej postąpił logicznie i prawidłowo, gdyż wiemy, że niebawem czekałaby go bitwa z pancernikami Oldendorfa, jak nie dodatkowo z 6 szybkimi superdrednotami typów Iowa, S. Dakota i N. Carolina, z których każdy w pojedynkę mógł się SPOKOJNIE mierzyć nawet z "Yamato" (notabene kilka BB Oldendorfa także, a na bank "WeeVee")... Kilka trafień pociskami HC/HE w te bajeczne nadbudówki i byłyby japońskie pseudo-pancerniki workami treningowymi.

P.S. Czasem żałuję, że "Książę Walii" miał pecha (połączonego z nonszalancją i arogancją Anglików).
Gdyby wówczas doszło do starcia morskiego, Japończycy mogliby szybko skreślić z listy floty dwa Kongo... Może uświadomiło by to ich oficjalnie, co warte są ich pseudo-BB i wojna zakończyłaby się szybciej? Trudno powiedzieć...
Fuck the system! \m/ \m/
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4916
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

z 6 szybkimi superdrednotami typów Iowa, S. Dakota i N. Carolina, z których każdy w pojedynkę mógł się SPOKOJNIE mierzyć nawet z "Yamato" (notabene kilka BB Oldendorfa także, a na bank "WeeVee")
Przypomina mi się pytanie do instruktora nauki jazdy
"z jaką prędkością można wejść w ten zakręt?"
"jak się nie myśli o wyjściu to SPOKOJNIE z każdą"

A jeśli chodzi o samego Kuritę. Wylano na niego już chyba wystarczająco dużo pomyj i nie mam co dodawać nowych, więc parę faktów.
1. Japończycy doskonale wiedzieli, że jak padną Filipiny to zostaną odcięci od dostaw ropy ( w zasadzie to już byli, ale po ich upadku to jeszcze dokładniej ). W takim układzie posiadanie jakiejś floty, nawet najsilniejszej na świecie to nawet fleet in being nie może spełniać, bo bez ropy to i straszyć nie bardzo jest jak.
2. Ozawa szedł do walki w przeświadczeniu, że zostanie rozbity do ostatniego najmarniejszego niszczyciela i był gotowy to zrobić, byle umożliwić Kuricie dojście do transportowców.
3. Co tam sobie myślał Nishimura to ciężko powiedzieć, ale sprawiał wrażenie pogodzonego z rolą samobójcy i robił co mu nakazano.
4. Kurita zachował się rozsądnie, logicznie i zrozumiale zawracając po serii nalotów zakończonych zniszczeniem Musashi.
5. Po otrzymaniu dość jasnych rozkazów wrócił. Po dostaniu się w okolice Samar spotkał wymarzone lotniskowce. Po serii nalotów z tychże miał prawo uważać że nie dostanie się do transportowców. A nawet jak dostanie to wiele nie zdziała, bo niszczyciele wyprztykały się z torped, a ciężkie okręty wyposażone głównie w pociski przeciwpancerne jakoś słabo się nadają do topienia statków ( zresztą naloty wskazywały, że pewnie i tak dojść się nie uda ), a ilość pocisków w komorach spadała dramatycznie.
6. Nagle w jakiś sposób dostrzegł w tych puszkach lotniskowce uderzeniowe ( przynajmniej gdzieś czytałem takie uzasadnienie ). Cóż - transportowce były nieosiągalne, ale zniszczenie lotniskowców już dążyło nagle zostać czymś w rodzaju świętego graala. Miał go w zasięgu ręki i wycofał się. Musiał wiedzieć, że potem to flota będzie tylko malowana, a nie walcząca i zostanie po prostu zniszczona do ostatniego okrętu ( bez ropy cała waleczność na nic się zda, a te informacje miał ). A tu mógł zadać dodatkowe straty. Sytuacja, podobna do ja wiem, Glowworma? Może nie całkiem, ale coś w tym stylu.
Wcześniejsza przymusowa kąpiel, stres walką, dezorientacja, brak rozpoznania, straty itd dają pewne wytłumaczenie podjętej decyzji. Ale nie usprawiedliwiają jej. Była błędna i mając ówczesną wiedzę można było stwierdzić że była błędna.
Usprawiedliwieniem byłby humanitaryzm i chęć oszczędzenia iluś tam ludzi. Ale jakoś o to nie podejrzewam wojskowego, zresztą nie tym kierują się wojskowi w czasie wojny. Humanitarnie to by było np. samozatopić Bismarcka po trafieniu z Ark Royala ( to na poważnie ) i poprosić przeciwnika o ratowanie ludzi. A jeszcze humanitarniej zaraz to otworzyć zawory zaraz po wyjściu z portu ( to już mniej poważnie ), wtedy Hood by ocalał i paru ludzi posiekanych potem odłamkami też.
Raczej nie zostałoby to ocenione specjalnie pozytywnie. Wojna raczej nie służy szerzeniu humanitaryzmu.
Gdyby wówczas doszło do starcia morskiego, Japończycy mogliby szybko skreślić z listy floty dwa Kongo... Może uświadomiło by to ich oficjalnie, co warte są ich pseudo-BB i wojna zakończyłaby się szybciej? Trudno powiedzieć...
Jakoś nie wierzę by się zaraz wycofali. Plany były dość jasne - zdobyć ile się da a potem podpisać pokój na własnych warunkach. Po wywołaniu awantury i reakcji USA wskazującej, że raczej nie da się podpisać pokoju nie sądzę żeby cokolwiek z tego uświadomienia tu zmieniło. Brak tych dwóch krążowników mógł co najwyżej zmniejszyć dynamikę innych walk, ale nie przesadzałbym z wpływem na przebieg wojny. Prince na pewno byłby postrzelany i musiał się wycofać na naprawy. Nie bardzo było czym go zastąpić. Reszta już dość oczywista.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
specjalista ds. ogólnych
Posty: 117
Rejestracja: 2006-06-02, 17:49
Lokalizacja: emigracja
Kontakt:

Post autor: specjalista ds. ogólnych »

Sławomir Lipiecki pisze:Ja jestem wrogiem wojen, przemocy, niszczenia środowiska, kłamstw, chamstwa, systemu, polityki, religii itd. itp.
To akurat jest teraz nieważne.

Jeszcze raz powtarzam, Kurita jako dowódca zespołu w myśl taktyki "wkalkulowanego ryzyka" zachował się całkowicie poprawnie i logicznie.
Japończycy nie dysponowali wyrafinowanymi radarami obserwacyjnymi (o artyleryjskich nie wspomnę), systemem IFF, a nawet kodowaną łącznością między okrętami TBS - dane jakie dostawał Kurita były szczątkowe. Poniesione wcześniej straty w wyniku ataku okrętów podwodnych i samolotów to tylko część całej układanki.
Facet po prostu nie miał rozpoznania!
Do tego dochodziło zmęczenie załóg, niecelny ogień artylerii, ciągłe ataki samolotów, utrata kolejnych krążowników itd.

Z perspektywy dowódcy - i to w dodatku ocenianego z poziomu czasów współczesnych - tym bardziej postąpił logicznie i prawidłowo, gdyż wiemy, że niebawem czekałaby go bitwa z pancernikami Oldendorfa, jak nie dodatkowo z 6 szybkimi superdrednotami typów Iowa, S. Dakota i N. Carolina, z których każdy w pojedynkę mógł się SPOKOJNIE mierzyć nawet z "Yamato" (notabene kilka BB Oldendorfa także, a na bank "WeeVee")... Kilka trafień pociskami HC/HE w te bajeczne nadbudówki i byłyby japońskie pseudo-pancerniki workami treningowymi.

P.S. Czasem żałuję, że "Książę Walii" miał pecha (połączonego z nonszalancją i arogancją Anglików).
Gdyby wówczas doszło do starcia morskiego, Japończycy mogliby szybko skreślić z listy floty dwa Kongo... Może uświadomiło by to ich oficjalnie, co warte są ich pseudo-BB i wojna zakończyłaby się szybciej? Trudno powiedzieć...
Proponuje odrzucić elementy polityki w naszej dyskusji bo ,żaden z decydentów na statkach o niej nie decydował.
Moim zdaniem decyzja Kurity była błędna bo IJY była i tak stracona - ostatnim momentem kiedy mogła coś zdziałać były walki wokół Guadal.
Więkość ludzi, których rzekomo ratował Kurita i tak za chwile zgineła i to w znacznie mniej sensowych akcjach (bo jak nazwać rajd samotnego Y pod Okniawą?)
od 1943 roku IJY pełniła rolę pływających celów dla USAF i tyle.
Nie zmienia to faktu, że japoński plan pod L. zadziałał bo amerykanie wystawili swoje tyły na strzał - i stąd pytanie czy strzał był możliwy - tj. kiedy US BB mogły dopłynąć do Kurity. No i co mógł ewentualnie potopić ?
Awatar użytkownika
Sławomir Lipiecki
Posty: 381
Rejestracja: 2008-07-10, 20:13
Lokalizacja: Kamieniec Ząbkowicki
Kontakt:

Post autor: Sławomir Lipiecki »

specjalista ds. ogólnych pisze:
Sławomir Lipiecki pisze:Ja jestem wrogiem wojen, przemocy, niszczenia środowiska, kłamstw, chamstwa, systemu, polityki, religii itd. itp.
To akurat jest teraz nieważne.

Jeszcze raz powtarzam, Kurita jako dowódca zespołu w myśl taktyki "wkalkulowanego ryzyka" zachował się całkowicie poprawnie i logicznie.
Japończycy nie dysponowali wyrafinowanymi radarami obserwacyjnymi (o artyleryjskich nie wspomnę), systemem IFF, a nawet kodowaną łącznością między okrętami TBS - dane jakie dostawał Kurita były szczątkowe. Poniesione wcześniej straty w wyniku ataku okrętów podwodnych i samolotów to tylko część całej układanki.
Facet po prostu nie miał rozpoznania!
Do tego dochodziło zmęczenie załóg, niecelny ogień artylerii, ciągłe ataki samolotów, utrata kolejnych krążowników itd.

Z perspektywy dowódcy - i to w dodatku ocenianego z poziomu czasów współczesnych - tym bardziej postąpił logicznie i prawidłowo, gdyż wiemy, że niebawem czekałaby go bitwa z pancernikami Oldendorfa, jak nie dodatkowo z 6 szybkimi superdrednotami typów Iowa, S. Dakota i N. Carolina, z których każdy w pojedynkę mógł się SPOKOJNIE mierzyć nawet z "Yamato" (notabene kilka BB Oldendorfa także, a na bank "WeeVee")... Kilka trafień pociskami HC/HE w te bajeczne nadbudówki i byłyby japońskie pseudo-pancerniki workami treningowymi.

P.S. Czasem żałuję, że "Książę Walii" miał pecha (połączonego z nonszalancją i arogancją Anglików).
Gdyby wówczas doszło do starcia morskiego, Japończycy mogliby szybko skreślić z listy floty dwa Kongo... Może uświadomiło by to ich oficjalnie, co warte są ich pseudo-BB i wojna zakończyłaby się szybciej? Trudno powiedzieć...
Proponuje odrzucić elementy polityki w naszej dyskusji bo ,żaden z decydentów na statkach o niej nie decydował.
Moim zdaniem decyzja Kurity była błędna bo IJY była i tak stracona - ostatnim momentem kiedy mogła coś zdziałać były walki wokół Guadal.
Więkość ludzi, których rzekomo ratował Kurita i tak za chwile zgineła i to w znacznie mniej sensowych akcjach (bo jak nazwać rajd samotnego Y pod Okniawą?)
od 1943 roku IJY pełniła rolę pływających celów dla USAF i tyle.
Nie zmienia to faktu, że japoński plan pod L. zadziałał bo amerykanie wystawili swoje tyły na strzał - i stąd pytanie czy strzał był możliwy - tj. kiedy US BB mogły dopłynąć do Kurity. No i co mógł ewentualnie potopić ?

Czasy dojścia szybkich super-drednotów muszę sprawdzić, natomiast tym, co jedyne mógł Kurita zniszczyć, to te nieszczęsne lotniskowce eskortowe, bowiem kolejnym jego przeciwnikiem byłyby pancerniki Oldendorfa i tu kończy się jego przygoda.
Fuck the system! \m/ \m/
domek
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-09, 04:44

Post autor: domek »

Maciej3 pisze:

6. Nagle w jakiś sposób dostrzegł w tych puszkach lotniskowce uderzeniowe ( przynajmniej gdzieś czytałem takie uzasadnienie ). Cóż - transportowce były nieosiągalne, ale zniszczenie lotniskowców już dążyło nagle zostać czymś w rodzaju świętego graala. Miał go w zasięgu ręki i wycofał się. Musiał wiedzieć, że potem to flota będzie tylko malowana, a nie walcząca i zostanie po prostu zniszczona do ostatniego okrętu ( bez ropy cała waleczność na nic się zda, a te informacje miał ). A tu mógł zadać dodatkowe straty. Sytuacja, podobna do ja wiem, Glowworma? Może nie całkiem, ale coś w tym stylu.
Wcześniejsza przymusowa kąpiel, stres walką, dezorientacja, brak rozpoznania, straty itd dają pewne wytłumaczenie podjętej decyzji. Ale nie usprawiedliwiają jej. Była błędna i mając ówczesną wiedzę można było stwierdzić że była błędna.
Usprawiedliwieniem byłby humanitaryzm i chęć oszczędzenia iluś tam ludzi.
Panowie od dziś jesteśmy humanitarni My nie zatopimy lotniskowce tylko samoloty tch lotniskowców zatopią Nas :D Z bardziej bezpiecznego dla siebie dystansu :)

Jaki wpływ miało by zatopienie czterech lotniskowców uderzeniowych na
zapewnienie osłony lotniczej wojsk inwazyjnych :?:

pozdrawiam
domek
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-09, 04:44

Post autor: domek »

specjalista ds. ogólnych pisze:
Sławomir Lipiecki pisze:Ja jestem wrogiem wojen, przemocy, niszczenia środowiska, kłamstw, chamstwa, systemu, polityki, religii itd. itp.
To akurat jest teraz nieważne.

Jeszcze raz powtarzam, Kurita jako dowódca zespołu w myśl taktyki "wkalkulowanego ryzyka" zachował się całkowicie poprawnie i logicznie.
Japończycy nie dysponowali wyrafinowanymi radarami obserwacyjnymi (o artyleryjskich nie wspomnę), systemem IFF, a nawet kodowaną łącznością między okrętami TBS - dane jakie dostawał Kurita były szczątkowe. Poniesione wcześniej straty w wyniku ataku okrętów podwodnych i samolotów to tylko część całej układanki.
Facet po prostu nie miał rozpoznania!
Do tego dochodziło zmęczenie załóg, niecelny ogień artylerii, ciągłe ataki samolotów, utrata kolejnych krążowników itd.

Z perspektywy dowódcy - i to w dodatku ocenianego z poziomu czasów współczesnych - tym bardziej postąpił logicznie i prawidłowo, gdyż wiemy, że niebawem czekałaby go bitwa z pancernikami Oldendorfa, jak nie dodatkowo z 6 szybkimi superdrednotami typów Iowa, S. Dakota i N. Carolina, z których każdy w pojedynkę mógł się SPOKOJNIE mierzyć nawet z "Yamato" (notabene kilka BB Oldendorfa także, a na bank "WeeVee")... Kilka trafień pociskami HC/HE w te bajeczne nadbudówki i byłyby japońskie pseudo-pancerniki workami treningowymi.

P.S. Czasem żałuję, że "Książę Walii" miał pecha (połączonego z nonszalancją i arogancją Anglików).
Gdyby wówczas doszło do starcia morskiego, Japończycy mogliby szybko skreślić z listy floty dwa Kongo... Może uświadomiło by to ich oficjalnie, co warte są ich pseudo-BB i wojna zakończyłaby się szybciej? Trudno powiedzieć...
Proponuje odrzucić elementy polityki w naszej dyskusji bo ,żaden z decydentów na statkach o niej nie decydował.
Moim zdaniem decyzja Kurity była błędna bo IJY była i tak stracona - ostatnim momentem kiedy mogła coś zdziałać były walki wokół Guadal.
Więkość ludzi, których rzekomo ratował Kurita i tak za chwile zgineła i to w znacznie mniej sensowych akcjach (bo jak nazwać rajd samotnego Y pod Okniawą?)
od 1943 roku IJY pełniła rolę pływających celów dla USAF i tyle.
Nie zmienia to faktu, że japoński plan pod L. zadziałał bo amerykanie wystawili swoje tyły na strzał - i stąd pytanie czy strzał był możliwy - tj. kiedy US BB mogły dopłynąć do Kurity. No i co mógł ewentualnie potopić ?
Napewno wzorem amerykanów ostrzelać piechotę morską znaczy palmy na plaży. bo transportowce by się dość szybko zmyły :P

pozdrawiam
domek
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-09, 04:44

Post autor: domek »

Strach pomyśleć jak by się przebił jeszcze jakiś kapitan liberty wypchany amunicją zaparkował by swoją krype na burcie jamaciaka albo jamaciak w nim :lol:

Wtedy to dopiero byłby wstyd :D

pozdrawiam
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4916
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

Ależ z tym humanitaryzmem to sobie trochę żartuję. Co jak co, ale oszczędzanie przeciwnika ( uzbrojonego i sprawnego a nie bezbronnych rannych ) to na wojnie raczej nie jest przejaw humanitaryzmu a nierozsądku.
Przynajmniej w realiach XX wiecznych, bo paręset lat wcześniej różnie to bywało.
I o humanitaryzm to akurat bym Japończyków nie podejrzewał, więc jedyny "rozsądny" argument wycofania odpada.
W sytuacji w jakiej był Kurita jedyne co miało sens to walczyć do końca. Choć oczywiście ci co ocaleli mogą uważać inaczej a i sam Kurita o ile się nie mylę wojnę przeżył, a tak to by pewnie poszedł na dno razem ze swoim Yamato, więc w sumie decyzja logiczna - ratować się i tyle.

Co do zatopienia lotniskowców to piszę o uderzeniowych, bo tak się Kurita potem tłumaczył - że widział w nich uderzeniowe. To już zakrawa na uzasadnienie do rozstrzelania. Jakby się tłumaczył, że widział eskortowe a nie wiadomo skąd przylatywały samoloty i topiły mu kolejne jednostki, to co innego. Wtedy to bym nawet taką decyzję rozumiał. Ot wydaje się, że w tle są lotniskowce uderzeniowe ( bo przylatują samoloty ), albo jakaś nowa super baza, w związku z tym przebicie się dalej jest nierealne, a zatopienie paru puszek nie uzasadnia kolejnych strat.
Ale jeśli uzasadniał to tym, że widział tam lotniskowce uderzeniowe i się ich wystraszył ( upraszczam, ale do tego się to sprowadza ), to jest to paranoja - bo przecież te lotniskowce były głównym celem, priorytety z początku wojny nieco się zmieniły a transportowce stają się mniej ważne jak można zatopić ileś lotniskowców uderzeniowych.
Odnoszę wrażenie, że Kurita sam nie wiedział czemu się wycofał, ot pogubił się i tyle, a potem szukał jakiegoś logicznego uzasadnienia.
Czy ja bym na jego miejscu zrobił inaczej, to nie wiem, ale ja się na zawodowego wojskowego nie piszę, a jak kto chce nim być to musi się liczyć z konsekwencjami. A jakoś nie sądzę by Kurita był z poboru i został dowódcą pod przymusem.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
domek
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-09, 04:44

Post autor: domek »

Maciej3 pisze:Ależ z tym humanitaryzmem to sobie trochę żartuję. Co jak co, ale oszczędzanie przeciwnika ( uzbrojonego i sprawnego a nie bezbronnych rannych ) to na wojnie raczej nie jest przejaw humanitaryzmu a nierozsądku.
Przynajmniej w realiach XX wiecznych, bo paręset lat wcześniej różnie to bywało.
I o humanitaryzm to akurat bym Japończyków nie podejrzewał, więc jedyny "rozsądny" argument wycofania odpada.
W sytuacji w jakiej był Kurita jedyne co miało sens to walczyć do końca. Choć oczywiście ci co ocaleli mogą uważać inaczej a i sam Kurita o ile się nie mylę wojnę przeżył, a tak to by pewnie poszedł na dno razem ze swoim Yamato, więc w sumie decyzja logiczna - ratować się i tyle.

Co do zatopienia lotniskowców to piszę o uderzeniowych, bo tak się Kurita potem tłumaczył - że widział w nich uderzeniowe. To już zakrawa na uzasadnienie do rozstrzelania. Jakby się tłumaczył, że widział eskortowe a nie wiadomo skąd przylatywały samoloty i topiły mu kolejne jednostki, to co innego. Wtedy to bym nawet taką decyzję rozumiał. Ot wydaje się, że w tle są lotniskowce uderzeniowe ( bo przylatują samoloty ), albo jakaś nowa super baza, w związku z tym przebicie się dalej jest nierealne, a zatopienie paru puszek nie uzasadnia kolejnych strat.
Ale jeśli uzasadniał to tym, że widział tam lotniskowce uderzeniowe i się ich wystraszył ( upraszczam, ale do tego się to sprowadza ), to jest to paranoja - bo przecież te lotniskowce były głównym celem, priorytety z początku wojny nieco się zmieniły a transportowce stają się mniej ważne jak można zatopić ileś lotniskowców uderzeniowych.
Odnoszę wrażenie, że Kurita sam nie wiedział czemu się wycofał, ot pogubił się i tyle, a potem szukał jakiegoś logicznego uzasadnienia.
Czy ja bym na jego miejscu zrobił inaczej, to nie wiem, ale ja się na zawodowego wojskowego nie piszę, a jak kto chce nim być to musi się liczyć z konsekwencjami. A jakoś nie sądzę by Kurita był z poboru i został dowódcą pod przymusem.
Powiniem od razu atakować siłami lekkimi na maksymalnie małym dystansie a Y dobijał by jedynie ranne jednostki :)

Moim zdaniem kluczowy był by ostrzał artyleri średniej i torpedy

Ciekawym jest pytanie czy Ozawa potrzebował na wabika zuikaku

sto zer osłony lotniczej :lol:

pozdrawiam
specjalista ds. ogólnych
Posty: 117
Rejestracja: 2006-06-02, 17:49
Lokalizacja: emigracja
Kontakt:

Post autor: specjalista ds. ogólnych »

Ale jeśli uzasadniał to tym, że widział tam lotniskowce uderzeniowe i się ich wystraszył ( upraszczam, ale do tego się to sprowadza ), to jest to paranoja - bo przecież te lotniskowce były głównym celem, priorytety z początku wojny nieco się zmieniły a transportowce stają się mniej ważne jak można zatopić ileś lotniskowców uderzeniowych.
No i to jest zadziwiające ! bo przecież lotniskowce uderzeniowe powinny go podniecić .... do działania.
Awatar użytkownika
Sławomir Lipiecki
Posty: 381
Rejestracja: 2008-07-10, 20:13
Lokalizacja: Kamieniec Ząbkowicki
Kontakt:

Post autor: Sławomir Lipiecki »

specjalista ds. ogólnych pisze:
Ale jeśli uzasadniał to tym, że widział tam lotniskowce uderzeniowe i się ich wystraszył ( upraszczam, ale do tego się to sprowadza ), to jest to paranoja - bo przecież te lotniskowce były głównym celem, priorytety z początku wojny nieco się zmieniły a transportowce stają się mniej ważne jak można zatopić ileś lotniskowców uderzeniowych.
No i to jest zadziwiające ! bo przecież lotniskowce uderzeniowe powinny go podniecić .... do działania.
Na wojnie nieważne jest, ile zatonie okrętów wojennych.
Liczy się tylko wynik danej operacji / stałe dostawy surowcowe / zaplecze logistyczne i jego ochrona.
Fuck the system! \m/ \m/
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4916
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

To prawda, ale realia byly takie ze wojny na wyniszczenie Japonia nie mogla wygrac. Musieli co najwyzej zadac tyle strat zeby przeciwnikowi sie odechcialo. Pod samar teoretycznie mieli szanse. Z kazdym miesiacem coraz mniejsze, co bylo jasne dla kazdego kto mial oczy.
Wycofali sie w obliczu takiej szansy.
Wnioski sa dla mnie oczywiste.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Sławomir Lipiecki
Posty: 381
Rejestracja: 2008-07-10, 20:13
Lokalizacja: Kamieniec Ząbkowicki
Kontakt:

Post autor: Sławomir Lipiecki »

Maciej3 pisze:To prawda, ale realia byly takie ze wojny na wyniszczenie Japonia nie mogla wygrac. Musieli co najwyzej zadac tyle strat zeby przeciwnikowi sie odechcialo. Pod samar teoretycznie mieli szanse. Z kazdym miesiacem coraz mniejsze, co bylo jasne dla kazdego kto mial oczy.
Wycofali sie w obliczu takiej szansy.
Wnioski sa dla mnie oczywiste.
Czy utrata kilku transportowców przerobionych "na prędce" na CVE + 3 niszczyciele i 3 niszczyciele eskortowe miałaby znaczenie?
Na pewno wielokrotnie mniejsze, niż zniszczenie jednostek desantowych i ostrzelanie pozycji USMC na brzegu.
Czy ew. zniszczenie tych kilku CVE rekompensowałoby choćby w 1% utratę wszystkich pancerników i krążowników liniowych, prawie wszystkich krążowników ciężkich i wielu niszczycieli???
W końcu, gdyby to były CV (nie CVE), czy ich ew. zniszczenie, cokolwiek by zmieniło? Czy Amerykanom by się odechciało operacji?
NIE!
To było możliwe TYLKO poprzez odcięcie dostaw i zniszczenie transportowców wraz z armią USMC, która już wylądowała...
Fuck the system! \m/ \m/
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4916
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

To, żę by się nie odechciało to wiadomo. Mówię o tym co Japończycy mogli wiedzieć i na co liczyć, a nie o tym co wiemy dziś.
Po utracie filipin flota japońska była stracona. Bez ropy to tylko tarcze w porcie - to było jasne.
W tej konkretnie sytuacji najlepsze co mogli zrobić to walczyć do końca.
A o lotniskowcach uderzeniowych piszę, bo Kurita wspominał, że był przekonany że właśnie je ma przed sobą co dadatkowo sprawia, żę decyzja była bzdurna.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4916
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

Moze inaczej. Kurita wystepowal w greckiej tragedii, co by nie zrobil I tak mial przegwizdane. Ocalil okrety, tylko po co? Wiadomo bylo ze to ostatnia akcja bo na wode nie poplynal. Czyli co chcial ocalic ludzi? To sie kupy nie trzyma.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
ODPOWIEDZ