Nan_Shan z Tajfuna
: 2005-01-10, 11:19
S/s NAN-SHAN
Poniżej spróbuję opisać s/s Nan-Shan (statek z opowieści) - na tyle, na ile pozwala sam jej tekst. Wypełniam w ten sposób marzenie, które chodzi za mną od lat, a zarazem robię coś ciekawego dla uczczenia 80. rocznicy śmierci Autora Tajfunu (1924-3.VIII.-2004).
Podobnie, jak wszystko u JC - również Tajfun jest osnuty na faktach. Pierwszą wzmiankę o historycznym tle opowiadania znalazłem w polskim i angielskim wydaniu "Morskich lat Conrada" Jerry Allen z 1967 roku (w angielskim na stronie 179). Stoi tam napisane, że za kanwę do Tajfunu posłużył autorowi rzeczywisty "incydent na parowcu John P Best". W dniu 27. sierpnia 2004 r. udało mi się odnaleźć w Internecie i zidentyfikować s/s John P Best, historyczny wzorzec Nan-Shana, jako parowiec o tonażu brutto 1799 RT i długości 276' (ok. 84 m), zbudowany w Belgii w 1875 roku i przez pierwszych 5 lat istnienia pływający pod nazwą Egypte. Jeśli idzie o wspomniany "incydent", to na razie wciąż jeszcze nie wiem, o co chodziło. Z drugiej strony wiadomo, że Conrad pływał jako pierwszy oficer na dwumasztowym i jednokominowym parowcu Vidar, i właśnie ten statek mógł posłużyć za wzorzec dla Nan-Shana, czemu warto byłoby się przyjrzeć.
I cóż my tu widzimy... - ano, dwupokładowy parowiec o jednym kominie, dwóch masywnych masztach i tłokowej, co najmniej dwucylindrowej maszynie, pracującej na jedną śrubę i zasilanej parą przez jeden kocioł opalany węglem i umieszczony w kotłowni przed maszynownią. Wyposażony jest on ponadto w pomocnicze ożaglowanie gaflowe. Zbudowany został przed trzema laty w należącej do dwóch wspólników stoczni w Dumbarton na Wyspach Brytyjskich, na zamówienie firmy armatorsko-handlowej "Sigg & Son" z siedzibą w Syjamie (Bangkoku?). Brygadzistą (kierownikiem robót?) przy statku był niejaki Bates, zaś za część robót wykończeniowych (w tym za okucia od drzwi kabin) odpowiadał majster o nazwisku Tait. Odtąd statek został najlepszą jednostką swoich rozmiarów na wodach chińskich. Wkrótce po przekazaniu armatorowi przerejestrowany spod bandery brytyjskiej pod syjamską.
Czego w opowiadaniu nie ma - to szczegółów samej charakterystyki statku, to jest jego tonażu, nośności, wymiarów, czy prędkości.
Sam statek - ma długie, szare burty, jest szeroki, płaskodenny, wyposażony w boczne stępki przeciwprzechyłowe; ma oddzielne kabiny oficerskie. Jego mostek znajduje się na śródokręciu. W ciasnej sterowni o dwóch oknach jest koło sterowe, kompas w owalnej oprawie ze szkłem i rura głosowa do maszynowni, a na podłodze - gretingi. Główny osprzęt ratunkowy stanowią [co najmniej] dwie łodzie. Ponadto są tu takie nowinki i udoskonalenia techniczne, jak choćby windy/bomy ładunkowe, parowa winda kotwiczna czy pomoce nawigacyjne wysokiej jakości. Co najmniej dwa nawiewniki o obrotowych głowicach, rozmieszczone po obu burtach w okolicy nadbudówki mostka, za kominem (?) dostarczają świeże powietrze do kotłowni i maszynowni.
Kabina nawigacyjna - jest miejscem w którym kapitan MacWhirr mieszka w czasie rejsu. Jest w niej kanapka, stół do pracy, fotel i półka na książki, a także dwa wiszące na szotach barometry, w tym jeden aneroidalny nad kanapką. Na stole - zawsze pedantycznie poukładane - znajdują się przybory kapitana do pracy, to jest linijki, ołówki i kałamarz.
Wśród książek na półce jest pewien podręcznik nawigacyjny - gruby tom z rozdziałem o burzach, opisujący m. in. przesuwające się półokręgi, bezpieczne i niebezpieczne ćwiartki, krzywe torów, prawdopodobny namiar na oko cyklonu, zmiany kierunku wiatru i wskazania barometru. Z sufitu zwisa na kardanowym zawieszeniu lampa. Są tam również uchwyty na butelkę z wodą i dwie szklanki. Nad kanapką znajduje się półka obita listwą, na której zawsze znajduje się niezbyt pełne pudełko zapałek. Przy kanapce, u szotu w zasięgu ręki jest umywalka z szafką na ręczniki.
Nan-Shan ma w poprzek kadłuba pusty w tym rejsie bunkier węglowy, używany czasami, jako dodatkowe pomieszczenie na ładunek. Prowadzą do niego żelazne drzwi z przedniego międzypokładu; wiodąca doń schodnia jest pierwszą na wzdłużnym korytarzu w nadbudówce.
Maszynownia statku przypomina wnętrze pomnika, podzielonego żelaznymi rusztowaniami na piętra; jej ściany pomalowane są na biało; słabego światła dostarcza skajlajt w pokładzie. Dostać się do niej można z pokładu (nadbudówki), bądź poprzez kotłownię, która z kolei ma zapewne jakieś połączenie z bunkrem węglowym i z przednim międzypokładem, w którym podróżują kulisi. Stanowisko manewrowe pierwszego mechanika znajduje się naprzeciw mechanizmu rozruchowego; zaopatrzone jest w poręcz, a na prawo od niego znajdują się manometr kotłowy i wodowskaz.
Wadą parowca jest masa tandetnych zamków, powstawianych do drzwi.
Obsada oficerska statku liczy siedem osób, z czego dwie znamy z imienia i nazwiska (kapitan Thomas MacWhirr i pierwszy mechanik Salomon Rout) dwie - tylko z nazwiska (pierwszy oficer Jukes i trzeci mechanik Beale), jedną tylko z imienia (drugi mechanik Harry), zaś dwie ostatnie - drugi oficer i bosman - pozostają incognito. Dwaj oficerowie (kapitan i pierwszy mechanik) oraz bosman - są żonaci, jeden (pierwszy oficer Jukes) to kawaler (i to nawet nie zaręczony).
Jakkolwiek Thomas MacWhirr "nigdy po tym świecie nie chodził", to (podobnie, jak statek) on też ma swój "wzorzec" historyczny - kapitana Johna McWhira z klipra Highland Forest.
Pierwszy oficer Jukes (bez imienia!) nosi, podobnie jak "astronomiczny gaduła" Charles Marlow z Młodości - cechy samego Conrada z czasów, gdy ten pływał z MacWhirem na Highland Forest, a zapewne także z czasów służby na Vidarze.
Drugi oficer zastąpił poprzednika, przyjaciela Jukesa nazwiskiem Jack Allen, który świeżo przybywszy z kraju wypadł w Szanghaju za burtę do stojącej obok Nan-Shana bunkierki, po czym ze wstrząsem mózgu i połamaną ręką trafił do tamtejszego szpitala portowego.
Z załogi parowca znamy z nazwiska sternika Hacketta, a incognito - sprytnego cieślę, starego wygę-kucharza i wścibskiego stewarda, a w kotłowni poznajemy starszego palacza, incognito, lecz opisanego, jako "niski, zwinny gość o bardzo jasnej karnacji i imbirowym wąsiku", który pracuje jak w transie.
Rejs Nan-Shana zaczyna się zapewne w Bangkoku grudniowym popołudniem (po pierwszej, przynajmniej na tę godzinę statek ma być gotów do wyjścia). W tej podróży parowiec wykonuje niezwykłe dla towarowca zadanie. Oto jeszcze w porcie wyjścia, na jego pierwszy (z co najmniej dwóch?) międzypokład zaokrętowanych zostaje dwustu kulisów, których kompania Bun-Hin odsyła do domu. W pomieszczeniu znajduje się sześć lamp z kloszami. Cieśla otrzymuje zadanie: poprzybijać trzycalowe listwy wzdłuż tego międzypokładu tak, by kufry nie przesuwały się po nim z miejsca na miejsce. Sampan przywozi na statek dwadzieścia pięć worków ryżu, który stanowić ma podstawę menu nietypowych pasażerów podczas ich podróży.
W chwili, gdy tajfun uderza, statek płynie kursem północno-wschodnim (N 45 E).
Conradowy Tajfun szaleje dokładnie w popołudnie, wieczór i Noc Wigilijną aż po ranek Bożego Narodzenia. Trwa trzydzieści godzin bez przerwy, zaś cisza, w jakiej statek przechodzi przez oko tajfunu - ledwie ponad dwadzieścia minut. W jednym z licznych i sławnych listów kapitana MacWhirra do żony Lucy, dokończonym zapewne już w Fu-czou, znalazła się wzmianka o tym, iż 25 grudnia między czwartą a szóstą rano sądził on, że tym razem na jego statek, załogę i niego samego na pewno przyszła już kryska...
Poniżej spróbuję opisać s/s Nan-Shan (statek z opowieści) - na tyle, na ile pozwala sam jej tekst. Wypełniam w ten sposób marzenie, które chodzi za mną od lat, a zarazem robię coś ciekawego dla uczczenia 80. rocznicy śmierci Autora Tajfunu (1924-3.VIII.-2004).
Podobnie, jak wszystko u JC - również Tajfun jest osnuty na faktach. Pierwszą wzmiankę o historycznym tle opowiadania znalazłem w polskim i angielskim wydaniu "Morskich lat Conrada" Jerry Allen z 1967 roku (w angielskim na stronie 179). Stoi tam napisane, że za kanwę do Tajfunu posłużył autorowi rzeczywisty "incydent na parowcu John P Best". W dniu 27. sierpnia 2004 r. udało mi się odnaleźć w Internecie i zidentyfikować s/s John P Best, historyczny wzorzec Nan-Shana, jako parowiec o tonażu brutto 1799 RT i długości 276' (ok. 84 m), zbudowany w Belgii w 1875 roku i przez pierwszych 5 lat istnienia pływający pod nazwą Egypte. Jeśli idzie o wspomniany "incydent", to na razie wciąż jeszcze nie wiem, o co chodziło. Z drugiej strony wiadomo, że Conrad pływał jako pierwszy oficer na dwumasztowym i jednokominowym parowcu Vidar, i właśnie ten statek mógł posłużyć za wzorzec dla Nan-Shana, czemu warto byłoby się przyjrzeć.
I cóż my tu widzimy... - ano, dwupokładowy parowiec o jednym kominie, dwóch masywnych masztach i tłokowej, co najmniej dwucylindrowej maszynie, pracującej na jedną śrubę i zasilanej parą przez jeden kocioł opalany węglem i umieszczony w kotłowni przed maszynownią. Wyposażony jest on ponadto w pomocnicze ożaglowanie gaflowe. Zbudowany został przed trzema laty w należącej do dwóch wspólników stoczni w Dumbarton na Wyspach Brytyjskich, na zamówienie firmy armatorsko-handlowej "Sigg & Son" z siedzibą w Syjamie (Bangkoku?). Brygadzistą (kierownikiem robót?) przy statku był niejaki Bates, zaś za część robót wykończeniowych (w tym za okucia od drzwi kabin) odpowiadał majster o nazwisku Tait. Odtąd statek został najlepszą jednostką swoich rozmiarów na wodach chińskich. Wkrótce po przekazaniu armatorowi przerejestrowany spod bandery brytyjskiej pod syjamską.
Czego w opowiadaniu nie ma - to szczegółów samej charakterystyki statku, to jest jego tonażu, nośności, wymiarów, czy prędkości.
Sam statek - ma długie, szare burty, jest szeroki, płaskodenny, wyposażony w boczne stępki przeciwprzechyłowe; ma oddzielne kabiny oficerskie. Jego mostek znajduje się na śródokręciu. W ciasnej sterowni o dwóch oknach jest koło sterowe, kompas w owalnej oprawie ze szkłem i rura głosowa do maszynowni, a na podłodze - gretingi. Główny osprzęt ratunkowy stanowią [co najmniej] dwie łodzie. Ponadto są tu takie nowinki i udoskonalenia techniczne, jak choćby windy/bomy ładunkowe, parowa winda kotwiczna czy pomoce nawigacyjne wysokiej jakości. Co najmniej dwa nawiewniki o obrotowych głowicach, rozmieszczone po obu burtach w okolicy nadbudówki mostka, za kominem (?) dostarczają świeże powietrze do kotłowni i maszynowni.
Kabina nawigacyjna - jest miejscem w którym kapitan MacWhirr mieszka w czasie rejsu. Jest w niej kanapka, stół do pracy, fotel i półka na książki, a także dwa wiszące na szotach barometry, w tym jeden aneroidalny nad kanapką. Na stole - zawsze pedantycznie poukładane - znajdują się przybory kapitana do pracy, to jest linijki, ołówki i kałamarz.
Wśród książek na półce jest pewien podręcznik nawigacyjny - gruby tom z rozdziałem o burzach, opisujący m. in. przesuwające się półokręgi, bezpieczne i niebezpieczne ćwiartki, krzywe torów, prawdopodobny namiar na oko cyklonu, zmiany kierunku wiatru i wskazania barometru. Z sufitu zwisa na kardanowym zawieszeniu lampa. Są tam również uchwyty na butelkę z wodą i dwie szklanki. Nad kanapką znajduje się półka obita listwą, na której zawsze znajduje się niezbyt pełne pudełko zapałek. Przy kanapce, u szotu w zasięgu ręki jest umywalka z szafką na ręczniki.
Nan-Shan ma w poprzek kadłuba pusty w tym rejsie bunkier węglowy, używany czasami, jako dodatkowe pomieszczenie na ładunek. Prowadzą do niego żelazne drzwi z przedniego międzypokładu; wiodąca doń schodnia jest pierwszą na wzdłużnym korytarzu w nadbudówce.
Maszynownia statku przypomina wnętrze pomnika, podzielonego żelaznymi rusztowaniami na piętra; jej ściany pomalowane są na biało; słabego światła dostarcza skajlajt w pokładzie. Dostać się do niej można z pokładu (nadbudówki), bądź poprzez kotłownię, która z kolei ma zapewne jakieś połączenie z bunkrem węglowym i z przednim międzypokładem, w którym podróżują kulisi. Stanowisko manewrowe pierwszego mechanika znajduje się naprzeciw mechanizmu rozruchowego; zaopatrzone jest w poręcz, a na prawo od niego znajdują się manometr kotłowy i wodowskaz.
Wadą parowca jest masa tandetnych zamków, powstawianych do drzwi.
Obsada oficerska statku liczy siedem osób, z czego dwie znamy z imienia i nazwiska (kapitan Thomas MacWhirr i pierwszy mechanik Salomon Rout) dwie - tylko z nazwiska (pierwszy oficer Jukes i trzeci mechanik Beale), jedną tylko z imienia (drugi mechanik Harry), zaś dwie ostatnie - drugi oficer i bosman - pozostają incognito. Dwaj oficerowie (kapitan i pierwszy mechanik) oraz bosman - są żonaci, jeden (pierwszy oficer Jukes) to kawaler (i to nawet nie zaręczony).
Jakkolwiek Thomas MacWhirr "nigdy po tym świecie nie chodził", to (podobnie, jak statek) on też ma swój "wzorzec" historyczny - kapitana Johna McWhira z klipra Highland Forest.
Pierwszy oficer Jukes (bez imienia!) nosi, podobnie jak "astronomiczny gaduła" Charles Marlow z Młodości - cechy samego Conrada z czasów, gdy ten pływał z MacWhirem na Highland Forest, a zapewne także z czasów służby na Vidarze.
Drugi oficer zastąpił poprzednika, przyjaciela Jukesa nazwiskiem Jack Allen, który świeżo przybywszy z kraju wypadł w Szanghaju za burtę do stojącej obok Nan-Shana bunkierki, po czym ze wstrząsem mózgu i połamaną ręką trafił do tamtejszego szpitala portowego.
Z załogi parowca znamy z nazwiska sternika Hacketta, a incognito - sprytnego cieślę, starego wygę-kucharza i wścibskiego stewarda, a w kotłowni poznajemy starszego palacza, incognito, lecz opisanego, jako "niski, zwinny gość o bardzo jasnej karnacji i imbirowym wąsiku", który pracuje jak w transie.
Rejs Nan-Shana zaczyna się zapewne w Bangkoku grudniowym popołudniem (po pierwszej, przynajmniej na tę godzinę statek ma być gotów do wyjścia). W tej podróży parowiec wykonuje niezwykłe dla towarowca zadanie. Oto jeszcze w porcie wyjścia, na jego pierwszy (z co najmniej dwóch?) międzypokład zaokrętowanych zostaje dwustu kulisów, których kompania Bun-Hin odsyła do domu. W pomieszczeniu znajduje się sześć lamp z kloszami. Cieśla otrzymuje zadanie: poprzybijać trzycalowe listwy wzdłuż tego międzypokładu tak, by kufry nie przesuwały się po nim z miejsca na miejsce. Sampan przywozi na statek dwadzieścia pięć worków ryżu, który stanowić ma podstawę menu nietypowych pasażerów podczas ich podróży.
W chwili, gdy tajfun uderza, statek płynie kursem północno-wschodnim (N 45 E).
Conradowy Tajfun szaleje dokładnie w popołudnie, wieczór i Noc Wigilijną aż po ranek Bożego Narodzenia. Trwa trzydzieści godzin bez przerwy, zaś cisza, w jakiej statek przechodzi przez oko tajfunu - ledwie ponad dwadzieścia minut. W jednym z licznych i sławnych listów kapitana MacWhirra do żony Lucy, dokończonym zapewne już w Fu-czou, znalazła się wzmianka o tym, iż 25 grudnia między czwartą a szóstą rano sądził on, że tym razem na jego statek, załogę i niego samego na pewno przyszła już kryska...