peceed pisze: ↑
Im większa prędkość wystrzału, tym większa część energii idzie na przyspieszanie prochu. Powyżej 1700 m/s jest ciężko, choć udaje się obecnie osiągać 2000 m/s.
Niemieckie V-3 chciało uniknąć tego problemu przez dodatkowe komory prochowe wzdłuż lufy.
OK rozumiem. Ale to nie jest istotny problem. Masa propelantu jest najczęściej znacznie mniejsza od masy pocisku (poza powiedzmy ekstremalnie wysilonymi układami) i masa tej części, która została napędzona i wędruje za pociskiem jest tym bardziej niewielka. Problem dotyczy co najwyżej tego, że część prochu zmarnuje się, zostanie wystrzelona z lufy zanim się spali. Ale w bardzo wysilonych działach to jest powiedzmy nieuniknione, cena jaką płaci się za wyśrubowane osiągi.
Wręcz jest taka koncepcja, "travelling charge" (TC), wędrującego ładunku. Te liczby, które podałeś są bezpośrednio związane z prędkością dźwięku w gazie wypełniającym lufę. W tych wysilonych armatach czołgowych itp. ona jest rzędu 2000 m/s właśnie (znaczy powyżej). Kiedy pocisk osiągnie już prędkość tego rzędu, ciśnienie ładunku spalającego się na początku lufy przestaje nań oddziaływać, bo fale ciśnienia jakby nie zdążą już go dogonić. Stąd wspomniany TC, ładunek, który podróżuje za pociskiem i spala się tuż za nim i fale ciśnienia nie mają daleko z tym gonieniem. Największą prędkość początkową z wykorzystaniem klasycznego stałego propelantu (bodajże 4030 m/s) osiągnięto właśnie w układzie TC, oczywiście absurdalnie wysilonym, pocisk był lekkim teflonowym walcem, ładunek chyba ze 30 razy cięższy od niego itp.
Stonoga jest innym sposobem na tę samą sztuczkę, z tym, że nie działa dobrze. Spalanie jest procesem bardzo mocno statystycznym, nie ma ściśle ustalonej prędkości i tę jego prędkość trudno kontrolować z wymaganą dokładnością. Kiedy pocisk porusza się już naprawdę szybko, te różnice tempa narastania ciśnienia wywołanego odpaleniami kolejnych komór zaczynają mieć znaczenie. Bo albo potężne fale ciśnienia nakładają się na siebie i wytwarzają taki skok, że rozwala lufę, albo występują ułamek sekundy później, kiedy pocisk się oddalił i nie są w stanie go dogonić i napędzać.
Jest metoda, jak to obejść, ale taka dosyć dramatyczna i szczerze powiedziawszy nie do końca wiem, jak działa. Firma UTRON zajmująca się niegdyś "mass-driverami", układami do wyrzucania pocisków z ekstremalną prędkością na potrzeby różnych badań fizycznych, miała w swej stajni i stonogę. Oni generalnie używali gazowego propelantu, mieszaniny wodoru z tlenem, metanu z tlenem, mieszaniny wodoru i metanu z tlenem lub z powietrzem itd. I generalnie w tych swoich ekstremalnych machinach detonowali ją. To jest taki myk, że detonacja ma ustaloną prędkość. Ale wytwarza ciśnienia o rzędy wielkości większe, setki tys. albo i miliony atm i żaden materiał lufy by tego nie wytrzymał. Ale z kolei detonacja gazów ma stosunkowo małą prędkość, to mogą być nawet 2 km/s albo i mniej i może wtedy te ciśnienia są znośniejsze. No i przypominam, chodziło o układy czysto doświadczalne, nawet jak im się cały interes rozleciał przy strzale i składali go np. przez tydzień no to co właściwie.
peceed pisze: ↑
Na tym bazowałem. Z bliskimi celami nawodnymi nie ma żadnego problemu, choć pociski mogą uderzyć z przeciwnej strony po nieco dłuższym czasie.
Z tym, że wtedy jest ryzyko, że cel uderzy w nas po nieco krótszym czasie
.
peceed pisze: ↑
Zgadza się, konieczność celowania jest oczywista. Z drugiej strony zastanawiam się czemu jeszcze nie ma takiej możliwości. Duży pocisk APFSDS wydaje się być stworzony do celowania radiokomendowego po linii wzroku, co rozwiązuje ogromną ilość problemów, zmniejsza wymagania odnośnie stabilizacji i w końcu pozwala na celowanie w weakspoty. Trafianie w pierścień oporowy wieży wydaje mi się bardzo atrakcyjne, nawet nie niszcząc czołgu unieruchamia wieżę.
A tuż przed uderzeniem odpaliłbym niewielki ładunek formowany wybuchowo jako prekusor. Po dodaniu prędkości pocisku wychodzi ponad 4 km/s.
Generalnie nie ma to jeszcze sensu. Na odległość z jakiej obecnie mogą walczyć ze sobą czołgi pociskami APFSDS są one dostatecznie celne bez kierowania. I mają dostateczną zdolność przebijania bez zbytnich udziwnień.