Aldrin pisze:Mam w takim razie pytanie, jak realizowano problem ustawiania zapalników?
Były tzw. nastawy "natychmiastowe", o których wspomniał Speedy.
Oczywiście, przy strzelaniu ze skrajnie małych odległości mamy już do czynienia, raczej z desperacją i wtedy celowanie może odbywać się już lokalnie, dla każdego stanowiska. Oznacza to też celowanie do pojedyńczego celu, czyli wybranego samolotu. Nie jestem pewny, czy atakujące w ostatniej fazie samoloty to jeszcze "formacja", na co sam zwracasz uwagę. Taką sytuację miałem na myśli w pierwszej odpowiedzi. Bodajże USS Sullivan (albo Sumner..) odpierał samotnie atak kilkunastu japońskich samolotów w kilku, raczej skoordynowanych falach z różnych kierunków. Został bardzo poważnie poturbowany ale zestrzelił kilka samolotów w różnej odległości, w tym niemal "z przyłożenia" za pomocą 5-calówek, właśnie. Nie jestem pewien czy miał zapalniki zbliżeniowe czy czasem zestrzelenia nie były skutkiem bezpośrednich trafień. Oczywiście, znamy przebieg tej akcji wyłącznie z relacji amerykańskiej, stąd moje wcześniejsze zastrzeżenie..
Aldrin pisze:Przy tak małej odległości i jednoczesnym możliwym wykonywaniu (nawet delikatnych) manewrów przez samolot wydaje się to mało wydajne. Jeżeli nalot był falowy, mogłoby się okazać, że lepiej byłoby aby centrala przeniosła się już na kolejną formację, która jest w odległości bardziej "komfortowej" dla ciężkich dział.
Dlatego wybierano pojedyńcze cele i je "prowadzono" strzelając także w powierzchnię morza przed samolotami - jeśli był to atak torpedowy.
Oczywiście, drugi, wspomniana przez Ciebie scenariusz też wykorzystywano, pozostawiając pierwszą falę nalotu, która przedarła się przez ogień cieżkiej ratylerii plot dla szysbkostrzelnych dział małokalibrowych.
Aldrin pisze:Co do maksymalnej odległości ostrzału, czy stosowano ostrzał już od maksymalnego możliwego? Np. czy z 127 mm Mark 12 strzelano do samolotów na 16 km (przy założeniu, że formacja leci nisko)?
Raczej wątpię. Bo to, że "radar widzi" a działa "niosą" na taką odległość (choć, nie do celów powietrznych) nie oznacza, że warto strzelać.
W tej odległości samoloty jeśli nawet widzą nas, czyli okręt, to napewno nie przyjęły jeszcze ugrupowania, które warto ostrzelać.
One nie mają "ałaksa" i nie wypracowały sobie jeszcze dogodnych kursów ataku.
Dopiero muszą to zrobić, wytypować cele itp.
I nie wydaje mnie się, by formacje lotnicze wykonały to kiedykolwiek w trakcie II wś. Cały czas mowa, oczywiście, o ataku na okręty w morzu.
Pozdrawiam,
Maciej
P.S.
Jeszcze a propos 5".
Dane o ich carakterystykach należy traktować z pewnym zastrzeżeniem;
To były dość mierne balistycznie działa. Sławę zyskały dzięki masowemu użyciu i sukcesowi w wojnie - nie odwortnie!
