Tu nie chodzi o zamartwianie się na zapas, ale o realne możliwości głównie co do publikacji zdjęć. Dajmy na to, że kupuję niepublikowane zdjęcie z 1930 roku. Zdjęcie nie ma żadnych adnotacji co do tego kto je wykonał, a jedynie odręczne zapisy sugerujące, że pochodzą z prywatnego album być może osoba je wykonującej. Można domniemać, że osoba ta już nie żyje, a rodzina sprzedała albumy dziadka, a handlarz je rozparcelował i sprzedał. I co teraz? Jeżeli handlarz był świadom (a na szczęście tacy się zdarzają) to nabył fotki kompleksowo czyli z majątkowymi prawami autorskimi. Ale zaraz, zaraz... jaką ma pewność że właściciel albumu był faktycznie właścicielem majątkowych praw autorskich? Wnuczek nic nie pamiętał i nawet jeżeli podpisałby, że zrzeka się praw to nie ma żadnej gwarancji, że faktycznie je w ogóle posiadał.Peperon pisze:Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że zaczynamy dzielić włos na czworo. Wiem, że to grząski grunt, ale nie ma się co zamartwiać na zapas.
I nagle po publikacji zdjęcia w artykule znajduje się osoba, która twierdzi, że zdjęcie wykonał jego ojciec, a teraz to on jest właścicielem praw autorskich, bo wygasają one 70 lat po śmierci autora, a autor zmarł w 1995 roku. No i zaczyna się sprawa.
Tym właśnie różnimy się od bardziej cywilizowanych nacji, że u nas w takiej sytuacji autora, który dołożył należytych co do ustalenia właściciela praw autorskich i nie działał w złej wierze, można nieźle oskubać. Oczywiście to sytuacja hipotetyczna i trzeba zdać się na zdrowy rozsądek (?) sądów, ale jakoś ciągle mam w pamięci sprawę mojego Taty o nieprzyjęty mandat w wysokości 100 złotych (źle wystawiony -> niezgodnie z taryfikatorem), która ciągnęła się ponad rok, a w normalnym kraju zakończyłaby się w kwadrans tym, że sędzia upomniałby policjanta by ten nauczył się liczyć do pięciu.