1. Jakiej grubości i z jakiej stali robione było poszycie okrętów .
Z różnego rodzaju stali konstrukcyjnej ( konkretnie jakiej zależało od floty i czasu ), czyli dość elastycznej i mało kruchej ( ale oczywiście wytrzymałej ), ale dla odmiany relatywnie mało odpornej na uderzenia pocisków.
Grubości to już mocno zależy w którym miejscu kadłuba i na którym okręcie. W przypadku pancerników, jeśli nie chciano sobie zapewnić dodatkowej ochrony przeciwodłamkowej to było od kilku mm do cala ( czyli 25 mm ). Jeśli chciano jeszcze dodatkowo w jakimś rejonie zabezpieczyć się przed odłamkami, falą uderzeniową itd., to 30-50 mm można znaleźć ( jakby poszukać to pewnie okazjonalnie więcej też, ale na małych powierzchniach )
2. Jakiej wielkości były takie płyty poszycia np. w HMS Prince of Wales ten z 1941.
Poszycia czy pancerza?
3. Czy poszycie okrętu spełniało też role konstrukcji nośnej ( coś na kształt budowy samolotów - skorupowe, półskorupowe).
W jakimś tam stopniu pewnie tak, ale generalnie obciążenia były przenoszone przez konstrukcję wewnętrzną, a poszycie to tylko poszycie.
Coś jak w samochodach z ramą nośną do której doczepia się karoserię.
4. Jeśli poprawnie odczytuje różne przekroje opancerzenia to pancerz często znajdował się pod poszyciem - w stylu: burta,przedział, pancerz cytadeli, ale czy pancerz mocowano czasem do poszycia?
Burtowy na zewnątrz kadłuba to był standard. Mało który pancernik miał go wewnątrz. Zwykle ( prawie zawsze ) pomiędzy poszyciem a samym pancerzem była jakaś warstwa pośrednia. Drewno, albo beton. Zależy od floty.
5. Jak łączono ze sobą płyty pancerza krawędź w krawędź (bo raczej przerw chyba nie było)- spawano (w jaki sposób spawało by się w tedy płyty o grubości ponad 380mm? ) czy jakieś zakładki i nitowano ?
Znów zależy kiedy. W czasach przed spawalniczych oczywiście nie spawano. Potem też nie sądzę, w przypadku najgrubszych płyt.
Generalnie coś w rodzaju „na felc” jak w deskach podłogowych. Oczywiście nie dokładnie tak, ale chodzi o zasadę.
W sumie jeden obrazek lepszy od tysiąca słów. Standardowe mocowanie płyt na amerykańskich pancernikach South Dakota z II wojny.
sd.jpg
6. Jak mocowano płyty poszycia do elementów konstrukcyjnych okrętu? Nitowanie, śruby, spawanie ?
Zależy gdzie, kiedy i jakie płyty. W sumie wszystkie metody tu i tam. Ładnie wyglądają na zdjęciu przygotowane płyty pancerza burtowego z wystającymi z nich śrubami do mocowania do kadłuba.
np. nawiercano od strony wewnętrznej płytę pancerną, wsadzano w nią trzpień ( a raczej wiele trzepieni ), te trzpienie przechodziły przez poszycie i podkładki i od środka były nagwintowane i nakręcano na nie nakrętki.
Stosowano też nagwintowane otwory w pancerzu w które wkręcano śruby.
Spawanie dotyczyło raczej cieńszych płyt np. pokładowych. Oczywiście w czasach gdy już spawano.
Pewnie inne sposoby tez były.
EDIT:
Jeszcze co do obciążeń poszycia - znów zależy co przez to rozumiesz i na jakim okręcie i w której flocie.
Generalnie jeśli chodzi o pancerniki, to zrobienie ich tak coby poszycie burt przenosiło obciążenia na podobnej zasadzie co jakieś nadwozie współczesnego samochodu, nie jest dobrym pomysłem ( nawet jeśli byłoby to technicznie możliwe ). Jakakolwiek większa eksplozja przy kadłubie i mamy dziurę w części wytrzymałościowej kadłuba z duża szansą, że całość się rozejdzie niedługo później i okręt zatonie. A pancernik z definicji miał znieść wiele.
Natomiast jeśli do poszycia chcesz doliczyć jeszcze pokład "pogodowy" - w tym znaczeniu pokład na nadłubie znajdujący się najwyżej, gdzie nad nim już tylko wiatr lub nadbudówki, to zależy od lokalnego zwyczaju.
Anglicy robili z niego zwykle pokład wytrzymałościowy i on zwykle przenosił obciążenia. Logika była prosta - im większa odległość pomiędzy konstrukcją dna a pokładem wytrzymałościowym, tym większa sztywność całej konstrukcji. W efekcie pokład może być cieńszy przez co się oszczędza na masie i/lub uzyskuje się wytrzymalsze kadłuby.
Amerykanie dla odmiany przewidywali dość długie podróże po bitwie, w której mogliby otrzymać porządne ciosy. W związku z tym obawiali się, że tak skonstruowany okręt może się po drodze do bazy "złożyć" z powodu naruszenia konstrukcji pokładu wytrzymałościowego nie osłoniętego pancerzem i w efekcie zatonąć, lub po prostu tak się odkształcić, że naprawa okrętu będzie niemożliwa. W konsekwencji ich pokład pogodowy ( nazwijmy go roboczo poszyciem ) nie przenosił obciążeń ( na tyle na ile jest możliwe wykonanie czegokolwiek na okręcie co nie przenosi obciążeń

), a pokład wytrzymałościowy umieszczali tuż pod pancerzem pokładowym, coby był chroniony przed przebijaniem przez wrogie pociski czy bomby.
Czy obawy były słuszne to nie wiem. Z jednej strony ciężko mi znaleźć pancernik który by się tak "złożył" po walce w wyniku czego by zatoną czy też po prostu nie wrócił do służby, ale z drugiej strony ciężko mi znaleźć przykład pancernika który ciężko postrzelany wróciłby do bazy z naprawdę dalekiego rejsu.