Japońsko-rosyjska wojna morska 1904-1905 (T. Rogacki)
: 2012-01-31, 19:50
Zawsze cieszy mnie, gdy ktoś podejmuje wątek historii wojen morskich, szczególnie interesującego mnie okresu "pary i żelaza". Stąd ogromne zaciekawienie wzbudziła we mnie zapowiedź ukazania się książki pana T. Rogackiego "Japońsko-rosyjska wojna morska 1904-1905" (tym bardziej, że o autorze słyszałem dobre opinie a te jego prace, które wpadły mi w ręce, raczej je potwierdzały). Książkę więc zamówiłem i ją właśnie odebrałem.
I tu czar prysł. Przyznam się, że zastanawiałem się czy napisać tą recenzję. Jak bowiem wiadomo, ostatnio ukazało się trochę moich prac o wojnie rosyjsko-japońskiej na morzu, stąd nie chciałbym aby me słowa odebrane zostały jako próba dyskredytowania "konkurencji". Z radością bowiem powitałbym kolejnego autora, który zajmuje się tak piękną i ciekawa tematyką jak historia wojen morskich okresu "pary i żelaza". Tadek Klimczyk (z którym niekiedy się zacięcie spieram , ale którego bardzo cenię i uważam za najlepszego specjalistę od spraw dużych okrętów pancernych) czy Michał Glock (specjalista od floty rosyjskiej i radzieckiej, któremu jednak okres "pary i żelaza" też obcy nie jest), prof. J.W. Dyskant czy ś.p. nieodżałowany prof. Wieczorkiewicz plus kilku innych autorów, to wciąż trochę mało i zawsze przydałby się ktoś jeszcze. Debiut pana Rogackiego w dziedzinie historii wojen morskich nie wypada jednak zachęcająco. Rzetelność, każe mi się w tej sytuacji podzielić z potencjalnymi czytelnikami tej książki mymi wrażeniami, choć zaznaczyć na wstępie muszę iż w recenzji uwzględnić postaram się tylko najistotniejsze uwagi. Gdybym bowiem chciał je uwzględnić wszystkie musiałbym w zasadzie napisać książkę (a na pewno znaczną jej część) od nowa...
Zacznijmy więc od wstępu. Przeczytałem w nim iż wojna rosyjsko-japońska stanowiła dla obcych mocarstw poligon doświadczalny (z czym od biedy można się zgodzić, choć z pewnymi zastrzeżeniami), który sprawdzał ICH doktryny. Niestety, trudno mi się jest z taką teza zgodzić. Może, w skali strategicznej. Gdzie rzeczywiście wojna ta stanowiła sprawdzian klasycznej szkoły Mahana. W wymiarze taktycznym już jednak nie. Gdyż stanowiła ona przede wszystkim sprawdzian taktyki L, będącej oryginalnym dorobkiem japońskiej myśli wojskowej. Dostarczyła też szeregu doświadczeń, które jednak raczej podważały dotychczasowe założenia a nie je potwierdzały. To jednak, że nie do końca zgadzam się z tezami pana Rogackiego nic przecież nie znaczy, gdyż może on mieć w wielu kwestiach odrębne zdanie i nie jest powiedziane, że to ja mam rację. Tyle tylko iż w dalszej części wstępu przeczytałem, że autor "nie znajduje większego oświetlenia w opracowaniach polskojęzycznych ostatniego 50-lecia". Przyznam się, że zbaraniałem po przeczytaniu tych słów. Natychmiast spojrzałem do bibliografii i stwierdziłem, iż wykorzystanie polskiej literatury w tym temacie pan Rogacki kończy na Cuszimie J.W. Dyskanta (rok wydania 1989) i Historii wojen morskich. wiek pary. P.P. Wieczorkiewicza (rok wydania 1995). Obie prace to prace zacne i godne polecenia, oprócz nich ukazało się jednak jeszcze kilka innych! Jeżeli autor dotarł do Cuszimy prof. Dyskanta, to dlaczego nie uwzględnił równie znanej (i zacnej) książki o Port Arturze wydanej w tej samej serii Bellony (HB)? Dlaczego nie uwzględnił szeregu artykułów, które ukazały się w MSiO, Okrętach Wojennych i PHW? Nie zauważyłem co prawda by pan Rogacki w bibliografii uwzględniał artykuły, ale to przecież nie znaczy, że żadne artykuły (prace!) na temat wojny (lub uczestniczących w nich okrętach) się nie ukazały!!! Ponieważ wstęp ukończony został w 2010 roku, mógł Pan Rogacki nie znać moich ostatnich książek o wojnie jakie się ukazały, tym niemniej stwierdzenie, że w ostatnim 50-leciu temat wojny rosyjsko-japońskiej "nie znajduje większego oświetlenia" świadczy tylko o tym, że nie orientuje się on w tym co napisano. Czyli w praktyce - co najmniej słabo orientuje się w temacie. Co nie nastroiło mnie optymistycznie przy dalszym czytaniu jego pracy.
Tu zatrzymałem się na jakiś czas na bibliografii. Zawiera ona 55 pozycji zwartych. Szkoda, że autor nie ujął w niej artykułów (co wnioskuję z tego powodu iż we wstępie powołuje się na bardzo dobry artykuł Z. Staniula z międzywojennego PM, z którego widać że korzystał, choć nieco chaotycznie, którego jednak w bibliografii nie umieścił). W zasadzie praca jego opiera się na oficjalnej historii wojny wydanej przez japoński sztab generalny (tłumaczenie niemieckie) z tym, że autor nie wymienia tomów (a było ich cztery) co budzi me podejrzenia iż dotarł tylko do pierwszego (kampania portarturska bez współpracy floty z oddziałami lądowymi), który to tom najłatwiej znaleźć w polskich bibliotekach. Oczywiście mogę się mylić, nie zmienia to jednak faktu, że w bibliografii nie ma już książki A. Sorokina o wojnie (jest tylko o kampanii portarturskiej) i kilku innych istotnych i relatywnie łatwych do zdobycia pozycji (np. w CBW, bibliotece PAN w Gdańsku czy Bibliotece UW lub Jagiellońskiej). Wszystko wskazuje też na to, że autor nie skorzystał z numerów Morskiego Sbornika, którego prawie pełny komplet znajduje się w bibliotece UW i Muzeum Morskiego w Gdańsku.
Choć jednak bibliografia składa się w większości z dość starych pozycji, to jednak dałoby się na ich podstawie napisać przyzwoitą historię wojny. Rozdział I, mający przybliżyć klasyfikację uczestniczących w wojnie okrętów, rozwiał jednak me złudzenia. Charakterystyka klas jest banalna (by nie powiedzieć trywialna), zawiera szereg uproszczeń mogących wprowadzić mniej zorientowanego czytelnika w błąd oraz liczne pomyłki. Nieporozumieniem jest bowiem stwierdzenie, że ŻADEN z japońskich krążowników nie przekraczał prędkości 20 węzłów (a Yoshino? Takasago? Kasagi? Chitose?) lub że klasa kanonierek miała do 2500 ton wyporności (?!).
Jeszcze gorzej należałoby ocenić rozdział II, który dotyczył już przecież nie kwestii czysto morskich a historii politycznej! Dlaczego wymieniając przykładowo członków genro autor wymienił Ito H. i Oyamę I. (imiona Japończycy podają PO nazwisku) a nie wymienił Yamagatę A. czy Inouye K. pozostaje słodką tajemnicą pana Rogackiego. W sumie jednak to drobiazg wobec faktu, że pan Rogacki sugeruje iż Formozę (Tajwan) Japończycy zajęli w 1874 roku (???!!!), Rosja zajęła Cuszimę a Tokio oferowało Rosji w zamian za pozostawienie wolnej ręki w Korei południowy Sachalin (co przypominało ofiarowanie królowi szwedzkiemu Niderlandów). Pominę już nieścisłości na temat powstania toghaków i zupełne pominięcie w chaotycznej i pełnej błędów informacji o wojnie japońsko-chińskiej bitwy pod Yalu. Pominę też dziwną informację o przyznaniu Japonii po traktacie w Simonoseki "Formozy z zależnymi od niej wyspami" (czy to oznacza, że autor traktuje tę wyspę jako odrębny byt polityczny?!). Zupełnie niezrozumiała jest dla mnie ocena potencjału Chin w latach 70-80 XIX wieku, które autor uznaje jako zbyt słaby by mogły podjąć jakąkolwiek działalność polityczna lub wojskową! Taka ocena jest kompletnie błędna. Przypomnę tu, że w latach 1884-1885 Chiny prowadziły wojnę z Francją, przegraną co prawda, ale przynajmniej na lądzie całkiem wyrównaną. W rywalizacji z Japonią o Koreę nie stały też ten kraj na straconej pozycji biorąc górę w rywalizacji ekonomicznej i co najmniej nie dając się zdystansować w rywalizacji politycznej. W końcu, gdyby Chiny były rzeczywiście takie słabe, nie doszłoby do wojny japońsko-chińskiej 1894-1895! Przy takich opiniach drobiazgiem jest już pomylenie przez autora chińskich taeli z japońskimi jenami. Przypomnę tylko, że kontrybucja którą Chiny miały zapłacić Japonii wyniosła 200 mln taeli, która to suma po rezygnacji Japonii z Port Artura wzrosła do 230 mln taeli, co w sumie stanowiło 350 mln jenów (ale nie taeli!!!). To tylko niektóre uwagi do bardzo chaotycznego, nieścisłego i pełnego mniejszych lub większych błędów rozdziału.
Kolejny rozdziału III, dotyczący sił i planów Japonii i Rosji w przededniu wybuchu wojny, wcale nie okazał się lepszy. Pominę fakt, że plan rozbudowy floty japońskiej z 1896 roku był obliczony na 10 lat (został tylko wcześniej zakończony), to jednak Autor nie wspomina o innych planach (1882, uzupełniający z 1892/93 oraz 1903), co charakterystykę rozbudowy floty japońskiej czyni nieczytelną. Podaje też mylne dane na temat liczebności armii japońskiej (dziwnie powtarzając błędne oceny sztabowców rosyjskich), myli Ito Hirobumi (który choć w swej karierze był tez wojskowym, to jednak zasłynął głównie jako polityk cywilny) z Ito Yuko (admirałem, zwycięzcą spod Yalu, w okresie wojny pełniącego funkcję szefa morskiego sztabu generalnego). Charakterystyka rozbudowy floty rosyjskiej wypada już nieco lepiej (widać że autor korzystał z artykułu Staniula) z niezrozumiałych powodów opis rozpoczyna od programu rozbudowy floty rosyjskiej z 1898 roku pomijając programy z 1882 i 1895 (co świadczy o niezrozumieniu tematu). Autor sugeruje również, że zespół Wirieniusa przeznaczony był do działań na M. śródziemnym, co byłoby zupełnym nieporozumieniem - znajdował się on bowiem w drodze na Daleki Wschód! Fatalnie wypada również fragment opisujący rosyjskie plany wojenne. Pomijając już szereg nieścisłości i błędów, autor dochodzi na końcu do wniosku, iż w praktyce one nie istniały! Ależ istniały!!! Tyle, że odrębne - plan działań na lądzie i plan działań morskich nie były ze sobą skorelowane i oparte były (szczególnie ten pierwszy) na błędnych założeniach! absurdem jest również stwierdzenie, że Port Artur "nie był dostosowany do potrzeb bazy morskiej" (?!). Aż chciałoby się zapytać jakie w takim razie są te potrzeby? Port Artur BYŁ bazą przede wszystkim morską! Że nie miał odpowiedniego suchego doku? Takowy był w budowie. Poza tym jednak istniała odpowiednia infrastruktura i stwierdzenie jak powyżej nie ma absolutnie żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.
Uff... Rozpisałem się a nie dotarłem jeszcze do zasadniczej części pracy! Nie chcę jednak dalej znęcać się nad panem Rogackim, bo nie to jest mym zamiarem. Mogę tylko ogólnie stwierdzić, że opis działań jest również pełen błędów i nieścisłości, określić go zaś można jako... powiedzmy "banalny" i powtarzający obiegowe (i błędne!) opinie (zob. aneks IV - takie uzasadnienie tezy o japońskiej przewadze pod Cuszimą jest nieporozumieniem i świadczy o nieznajomości i tematu i przebiegu bitwy!). Jeżeli ktoś koniecznie będzie chciał, mogę jeszcze na temat książki pana Rogackiego coś napisać, ale wątpię czy jest sens.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Życzę panu Rogackiemu sukcesów, proszę jednak, by podejmując kolejne tematy morskie starał się rzetelniej do nich podejść. W razie potrzeby - służę wszelką pomocą. Nie jest bowiem moim zamiarem zniechęcać kogoś do pisanie o sprawach morskich! Chciałbym jedynie, by nie pisano rzeczy słabych. A za takową niestety pracę pana Rogackiego o wojnie rosyjsko-japońskiej na morzu, trzeba uznać.
I tu czar prysł. Przyznam się, że zastanawiałem się czy napisać tą recenzję. Jak bowiem wiadomo, ostatnio ukazało się trochę moich prac o wojnie rosyjsko-japońskiej na morzu, stąd nie chciałbym aby me słowa odebrane zostały jako próba dyskredytowania "konkurencji". Z radością bowiem powitałbym kolejnego autora, który zajmuje się tak piękną i ciekawa tematyką jak historia wojen morskich okresu "pary i żelaza". Tadek Klimczyk (z którym niekiedy się zacięcie spieram , ale którego bardzo cenię i uważam za najlepszego specjalistę od spraw dużych okrętów pancernych) czy Michał Glock (specjalista od floty rosyjskiej i radzieckiej, któremu jednak okres "pary i żelaza" też obcy nie jest), prof. J.W. Dyskant czy ś.p. nieodżałowany prof. Wieczorkiewicz plus kilku innych autorów, to wciąż trochę mało i zawsze przydałby się ktoś jeszcze. Debiut pana Rogackiego w dziedzinie historii wojen morskich nie wypada jednak zachęcająco. Rzetelność, każe mi się w tej sytuacji podzielić z potencjalnymi czytelnikami tej książki mymi wrażeniami, choć zaznaczyć na wstępie muszę iż w recenzji uwzględnić postaram się tylko najistotniejsze uwagi. Gdybym bowiem chciał je uwzględnić wszystkie musiałbym w zasadzie napisać książkę (a na pewno znaczną jej część) od nowa...
Zacznijmy więc od wstępu. Przeczytałem w nim iż wojna rosyjsko-japońska stanowiła dla obcych mocarstw poligon doświadczalny (z czym od biedy można się zgodzić, choć z pewnymi zastrzeżeniami), który sprawdzał ICH doktryny. Niestety, trudno mi się jest z taką teza zgodzić. Może, w skali strategicznej. Gdzie rzeczywiście wojna ta stanowiła sprawdzian klasycznej szkoły Mahana. W wymiarze taktycznym już jednak nie. Gdyż stanowiła ona przede wszystkim sprawdzian taktyki L, będącej oryginalnym dorobkiem japońskiej myśli wojskowej. Dostarczyła też szeregu doświadczeń, które jednak raczej podważały dotychczasowe założenia a nie je potwierdzały. To jednak, że nie do końca zgadzam się z tezami pana Rogackiego nic przecież nie znaczy, gdyż może on mieć w wielu kwestiach odrębne zdanie i nie jest powiedziane, że to ja mam rację. Tyle tylko iż w dalszej części wstępu przeczytałem, że autor "nie znajduje większego oświetlenia w opracowaniach polskojęzycznych ostatniego 50-lecia". Przyznam się, że zbaraniałem po przeczytaniu tych słów. Natychmiast spojrzałem do bibliografii i stwierdziłem, iż wykorzystanie polskiej literatury w tym temacie pan Rogacki kończy na Cuszimie J.W. Dyskanta (rok wydania 1989) i Historii wojen morskich. wiek pary. P.P. Wieczorkiewicza (rok wydania 1995). Obie prace to prace zacne i godne polecenia, oprócz nich ukazało się jednak jeszcze kilka innych! Jeżeli autor dotarł do Cuszimy prof. Dyskanta, to dlaczego nie uwzględnił równie znanej (i zacnej) książki o Port Arturze wydanej w tej samej serii Bellony (HB)? Dlaczego nie uwzględnił szeregu artykułów, które ukazały się w MSiO, Okrętach Wojennych i PHW? Nie zauważyłem co prawda by pan Rogacki w bibliografii uwzględniał artykuły, ale to przecież nie znaczy, że żadne artykuły (prace!) na temat wojny (lub uczestniczących w nich okrętach) się nie ukazały!!! Ponieważ wstęp ukończony został w 2010 roku, mógł Pan Rogacki nie znać moich ostatnich książek o wojnie jakie się ukazały, tym niemniej stwierdzenie, że w ostatnim 50-leciu temat wojny rosyjsko-japońskiej "nie znajduje większego oświetlenia" świadczy tylko o tym, że nie orientuje się on w tym co napisano. Czyli w praktyce - co najmniej słabo orientuje się w temacie. Co nie nastroiło mnie optymistycznie przy dalszym czytaniu jego pracy.
Tu zatrzymałem się na jakiś czas na bibliografii. Zawiera ona 55 pozycji zwartych. Szkoda, że autor nie ujął w niej artykułów (co wnioskuję z tego powodu iż we wstępie powołuje się na bardzo dobry artykuł Z. Staniula z międzywojennego PM, z którego widać że korzystał, choć nieco chaotycznie, którego jednak w bibliografii nie umieścił). W zasadzie praca jego opiera się na oficjalnej historii wojny wydanej przez japoński sztab generalny (tłumaczenie niemieckie) z tym, że autor nie wymienia tomów (a było ich cztery) co budzi me podejrzenia iż dotarł tylko do pierwszego (kampania portarturska bez współpracy floty z oddziałami lądowymi), który to tom najłatwiej znaleźć w polskich bibliotekach. Oczywiście mogę się mylić, nie zmienia to jednak faktu, że w bibliografii nie ma już książki A. Sorokina o wojnie (jest tylko o kampanii portarturskiej) i kilku innych istotnych i relatywnie łatwych do zdobycia pozycji (np. w CBW, bibliotece PAN w Gdańsku czy Bibliotece UW lub Jagiellońskiej). Wszystko wskazuje też na to, że autor nie skorzystał z numerów Morskiego Sbornika, którego prawie pełny komplet znajduje się w bibliotece UW i Muzeum Morskiego w Gdańsku.
Choć jednak bibliografia składa się w większości z dość starych pozycji, to jednak dałoby się na ich podstawie napisać przyzwoitą historię wojny. Rozdział I, mający przybliżyć klasyfikację uczestniczących w wojnie okrętów, rozwiał jednak me złudzenia. Charakterystyka klas jest banalna (by nie powiedzieć trywialna), zawiera szereg uproszczeń mogących wprowadzić mniej zorientowanego czytelnika w błąd oraz liczne pomyłki. Nieporozumieniem jest bowiem stwierdzenie, że ŻADEN z japońskich krążowników nie przekraczał prędkości 20 węzłów (a Yoshino? Takasago? Kasagi? Chitose?) lub że klasa kanonierek miała do 2500 ton wyporności (?!).
Jeszcze gorzej należałoby ocenić rozdział II, który dotyczył już przecież nie kwestii czysto morskich a historii politycznej! Dlaczego wymieniając przykładowo członków genro autor wymienił Ito H. i Oyamę I. (imiona Japończycy podają PO nazwisku) a nie wymienił Yamagatę A. czy Inouye K. pozostaje słodką tajemnicą pana Rogackiego. W sumie jednak to drobiazg wobec faktu, że pan Rogacki sugeruje iż Formozę (Tajwan) Japończycy zajęli w 1874 roku (???!!!), Rosja zajęła Cuszimę a Tokio oferowało Rosji w zamian za pozostawienie wolnej ręki w Korei południowy Sachalin (co przypominało ofiarowanie królowi szwedzkiemu Niderlandów). Pominę już nieścisłości na temat powstania toghaków i zupełne pominięcie w chaotycznej i pełnej błędów informacji o wojnie japońsko-chińskiej bitwy pod Yalu. Pominę też dziwną informację o przyznaniu Japonii po traktacie w Simonoseki "Formozy z zależnymi od niej wyspami" (czy to oznacza, że autor traktuje tę wyspę jako odrębny byt polityczny?!). Zupełnie niezrozumiała jest dla mnie ocena potencjału Chin w latach 70-80 XIX wieku, które autor uznaje jako zbyt słaby by mogły podjąć jakąkolwiek działalność polityczna lub wojskową! Taka ocena jest kompletnie błędna. Przypomnę tu, że w latach 1884-1885 Chiny prowadziły wojnę z Francją, przegraną co prawda, ale przynajmniej na lądzie całkiem wyrównaną. W rywalizacji z Japonią o Koreę nie stały też ten kraj na straconej pozycji biorąc górę w rywalizacji ekonomicznej i co najmniej nie dając się zdystansować w rywalizacji politycznej. W końcu, gdyby Chiny były rzeczywiście takie słabe, nie doszłoby do wojny japońsko-chińskiej 1894-1895! Przy takich opiniach drobiazgiem jest już pomylenie przez autora chińskich taeli z japońskimi jenami. Przypomnę tylko, że kontrybucja którą Chiny miały zapłacić Japonii wyniosła 200 mln taeli, która to suma po rezygnacji Japonii z Port Artura wzrosła do 230 mln taeli, co w sumie stanowiło 350 mln jenów (ale nie taeli!!!). To tylko niektóre uwagi do bardzo chaotycznego, nieścisłego i pełnego mniejszych lub większych błędów rozdziału.
Kolejny rozdziału III, dotyczący sił i planów Japonii i Rosji w przededniu wybuchu wojny, wcale nie okazał się lepszy. Pominę fakt, że plan rozbudowy floty japońskiej z 1896 roku był obliczony na 10 lat (został tylko wcześniej zakończony), to jednak Autor nie wspomina o innych planach (1882, uzupełniający z 1892/93 oraz 1903), co charakterystykę rozbudowy floty japońskiej czyni nieczytelną. Podaje też mylne dane na temat liczebności armii japońskiej (dziwnie powtarzając błędne oceny sztabowców rosyjskich), myli Ito Hirobumi (który choć w swej karierze był tez wojskowym, to jednak zasłynął głównie jako polityk cywilny) z Ito Yuko (admirałem, zwycięzcą spod Yalu, w okresie wojny pełniącego funkcję szefa morskiego sztabu generalnego). Charakterystyka rozbudowy floty rosyjskiej wypada już nieco lepiej (widać że autor korzystał z artykułu Staniula) z niezrozumiałych powodów opis rozpoczyna od programu rozbudowy floty rosyjskiej z 1898 roku pomijając programy z 1882 i 1895 (co świadczy o niezrozumieniu tematu). Autor sugeruje również, że zespół Wirieniusa przeznaczony był do działań na M. śródziemnym, co byłoby zupełnym nieporozumieniem - znajdował się on bowiem w drodze na Daleki Wschód! Fatalnie wypada również fragment opisujący rosyjskie plany wojenne. Pomijając już szereg nieścisłości i błędów, autor dochodzi na końcu do wniosku, iż w praktyce one nie istniały! Ależ istniały!!! Tyle, że odrębne - plan działań na lądzie i plan działań morskich nie były ze sobą skorelowane i oparte były (szczególnie ten pierwszy) na błędnych założeniach! absurdem jest również stwierdzenie, że Port Artur "nie był dostosowany do potrzeb bazy morskiej" (?!). Aż chciałoby się zapytać jakie w takim razie są te potrzeby? Port Artur BYŁ bazą przede wszystkim morską! Że nie miał odpowiedniego suchego doku? Takowy był w budowie. Poza tym jednak istniała odpowiednia infrastruktura i stwierdzenie jak powyżej nie ma absolutnie żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.
Uff... Rozpisałem się a nie dotarłem jeszcze do zasadniczej części pracy! Nie chcę jednak dalej znęcać się nad panem Rogackim, bo nie to jest mym zamiarem. Mogę tylko ogólnie stwierdzić, że opis działań jest również pełen błędów i nieścisłości, określić go zaś można jako... powiedzmy "banalny" i powtarzający obiegowe (i błędne!) opinie (zob. aneks IV - takie uzasadnienie tezy o japońskiej przewadze pod Cuszimą jest nieporozumieniem i świadczy o nieznajomości i tematu i przebiegu bitwy!). Jeżeli ktoś koniecznie będzie chciał, mogę jeszcze na temat książki pana Rogackiego coś napisać, ale wątpię czy jest sens.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Życzę panu Rogackiemu sukcesów, proszę jednak, by podejmując kolejne tematy morskie starał się rzetelniej do nich podejść. W razie potrzeby - służę wszelką pomocą. Nie jest bowiem moim zamiarem zniechęcać kogoś do pisanie o sprawach morskich! Chciałbym jedynie, by nie pisano rzeczy słabych. A za takową niestety pracę pana Rogackiego o wojnie rosyjsko-japońskiej na morzu, trzeba uznać.