Strona 1 z 1

Utrata floty przez Danię w 1807 r.

: 2010-05-23, 16:20
autor: Killick
Zastanawiam się nad okolicznościami utraty przez Danię floty po oblężeniu i zdobyciu Kopenhagii przez Brytyjczyków w 1807 roku.

Zajęto wówczas, odprowadzono i w większości (?) wcielono do Royal Navy kilkanaście okrętów liniowych (głównie 74-działowych), niewiele mniej fregat i dużo "drobnicy". Na papierze to wielka siła. Jaka właściwie była przyczyna bezczynności dunskiej floty podczas całej kampanii? Czy wynikała ona z zaskoczenia i nieprzygotowania floty czy też była wynikiem świadomej i racjonalnej decyzji Duńczyków, z góry zakładających porażkę w otwarym starciu?

Czy w ogóle kraj taki jak Dania utrzymywał wówczas flotę lub jej część w jakiejś formie gotowości czy też okręty po prostu były a ich obsadzenie i uzbrojenie to już była zupełnie inna para kaloszy?

Do zastanowiania się nad tym zmusza mnie świadomość, że Dania i tak wówczas straciła wszystko - flotę jak i resztki znaczenia na arenie międzynarodowej. Wybudowanie takiej ilości okrętów musiało wiązać się z wielkim wysiłkiem finansowym po czym tak po prostu wszystkie okręty najpierw zamknięto w porcie a potem oddano. Nie było żadnych pomysłów (lub może zwyczajnie - możliwości?) uratowania choć cześci sił?

Zdaję sobie sprawę, że jest to myślenie trochę naiwne, nacechowane takim trochę polskim podejściem do tematu (jeśli stracić wszystko to chociaż spróbować coś przeciwnikowi urwać) no i wynikające z posiadanej przez nas historycznej perspektywy (wiemy, że Kopenhaga się nie obroniła i flota wcale nie okazała się byc bezpieczną). Mimo wszystko wątpliwości pozostają, będę wdzięczny za "rozjaśnienie" tematu :)

I trochę poza tematem - czy wiadomo coś na temat opinii brytyjskich na temat wcielonych okrętów? Czy oni sami uważali je za równorzędne dla własnych w poszczególnych klasach?

: 2010-05-23, 18:18
autor: Krzysztof Gerlach
Temat – rzeka.
Zatem w telegraficznym skrócie. W większości, to te okręty wcielono do Royal Navy tylko na papierze i nigdy nie używano operacyjnie. Stały sobie zatem jako hulki jenieckie, magazyny, koszary itp.
Duńczycy MUSIELI z góry zakładać porażkę w otwartym starciu, bowiem Brytyjczycy przezornie zgromadzili przeciwko nim zdecydowanie przeważające siły – ostatecznie aż 25 liniowców i 40 fregat, slupów, okrętów moździerzowych oraz brygów.
Duńczycy nie byli zaskoczeni samym atakiem (Anglicy wysłali im wcześniej propozycję „dobrowolnego” oddania floty), ale szybkością mobilizacji brytyjskiej ekspedycji – na pewno. Flota duńska była dobrze obsadzona załogami i nieźle wyposażona, lecz wyprowadzenie w morze wszystkich sił w tak krótkim czasie mogło i tak okazać się nierealne. Tym niemniej Dania hołdowała już wówczas taktyce znanej później jako „fleet in being” oraz rozwinęła bardzo efektywny system szybkiego obsadzania okrętów dobrze wyszkolonymi załogami, więc w dłuższej perspektywie mogła stać się groźnym przeciwnikiem.
W epoce żaglowców jeśli któraś z sił morskich zdecydowanie ustępowała liczebnie przeciwnikowi, walka pod osłoną własnych baterii brzegowych była bardzo rozumnym rozwiązaniem.
Duńczycy nie posiadali lepszego i lepiej bronionego miejsca dla ochrony swojej floty niż Kopenhaga. Oczywiście mogli uciec i oddać wszystkie swoje okręty Napoleonowi lub carowi Rosji (właśnie aby temu zapobiec, zostali zaatakowani), ale niby w czym to byłoby lepsze niż utrata floty na rzecz Wielkiej Brytanii?
Duńczycy mieli wszelkie podstawy by sądzić, że Kopenhaga jednak się obroni, a przynajmniej doczeka odsieczy ze strony Francuzów albo Rosjan. Oczekiwali ataku od morza, który z pewnością by odparli. Zaskoczyła ich wielkość rzuconych przeciwko nim brytyjskich sił lądowych, którym tak naprawdę – nie okrętom – ulegli.
Duńczycy stracili wszystko, ale kto w epoce napoleońskiej – poza państwami leżącymi całkiem na obrzeżach, do których cesarz po prostu nie zdążył dojść (Szwecja, Rosja, Wielka Brytania) – w tym sensie nie stracił wszystkiego? W oczach Napoleona w Europie mógł być tylko jeden władca i trochę marionetek. Oczywiście istniały rozmaite siły walczące pod własnymi sztandarami, ale tylko wtedy, gdy działały we francuskim interesie.
Brytyjczycy bardzo się zainteresowali rozmaitymi osobliwościami konstrukcyjnymi duńskich okrętów. Te cztery liniowce na krzyż, które wcielili do swojej floty naprawdę, w większości aspektów wychwalali i budowali własne na ich wzór. Fregatami i mniejszymi jednostkami byli mniej zachwyceni, ponieważ Duńczycy budowali je na wzór francuski – lekkie, o małym zanurzeniu, łatwo chwytały słabe podmuchy wśród bałtyckich szkierów i rozwijały dobrą prędkość, ale przy silniejszych wiatrach mocno dryfowały. Przede wszystkim zaś miały małą pojemność ładowni, co na Bałtyku zupełnie nie przeszkadzało, jednak było wysoce niefortunne przy rejsach oceanicznych i długotrwałej blokadzie nieprzyjacielskich portów.
Krzysztof Gerlach

: 2010-05-23, 23:42
autor: Killick
Dziękuję za informacje. Pozostaje pytanie dlaczego floty nie zniszczono, ale na nie ponoć nie ma odpowiedzi.

Przynajmniej takowej nie zna ...wikipedia :oops: I "ędziesiąt" stron powtarzających za nią opis oblężenia Kopenhagi.

: 2010-05-24, 07:16
autor: Krzysztof Gerlach
Chodzi o to, dlaczego nie zniszczyli jej Duńczycy? Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Następca tronu duńskiego, który – jak wiadomo – sprawował wówczas rzeczywistą władzę, nakazał dowódcy garnizonu Kopenhagi bezwzględną obronę miasta i kapitulacji w ogóle nie brał pod uwagę. Flota należała do tronu i tylko władca mógł wydać rozkaz jej zniszczenia, a nie żaden generał. Kiedy Kopenhaga płonęła i ginęli cywile, to właśnie mieszkańcy wymusili na Peymanie przystanie na żądanie Brytyjczyków (milicja mieszkańców, tworząca ważną część systemu obronnego, zeszła z wałów i rozbiegła się ratować swoje rodziny i dobytek). A żądanie Brytyjczyków było jasno sformułowane jeszcze zanim zaczęło się oblężenie – wydanie im całej floty. Tylko pod tym warunkiem godzili się wstrzymać ogień. Gdyby Duńczycy przystąpili do niszczenia okrętów, ostrzał i hekatomba cywili trwałyby nadal, a temu właśnie chciał zapobiec Peyman. Na dodatek zadziałał pewien chwyt psychologiczny: Anglicy od początku (i jeszcze długo potem) twierdzili, że przejmują flotę duńską tylko na przechowanie, na okres do kiedy zniknie zagrożenie przejęciem przez Napoleona. Generał mógł dzięki temu usprawiedliwiać się przed sobą i władcą, że wobec i tak nieuchronnej zagłady wybrał mniejsze zło – zamiast okrętów zniszczonych, były tylko oddane na przechowanie, a stolica kraju zajęta tylko na okres potrzebny do przejęcia floty, a nie okupowana trwale. Jak wiadomo, nie uratowało go to przed karą śmierci, ale to już dyskusja o ówczesnym systemie prawnym, w którą nie zamierzam się angażować.
Krzysztof Gerlach

: 2010-05-24, 08:14
autor: pothkan
Peymann został skazany na śmierć? Z tego co znalazłem, zmarł w 1823, w słusznym wieku 86 lat...

: 2010-05-24, 09:09
autor: Krzysztof Gerlach
Między skazaniem na śmierć, a samą śmiercią istnieje subtelna różnica.
Heinrich Ernst Peymann (Peyman) stanął przed sądem wojennym w Kopenhadze w listopadzie 1807 r. Proces trwał bardzo długo, ale 18 listopada 1808 r. zapadł wyrok śmierci (na karę śmierci skazano też jego dwóch bezpośrednich podwładnych). Tymczasem w marcu 1808 r. zmarł król Chrystian VII, a instygator procesu i właściwy sędzia, książę Fryderyk, wstąpił na tron. Była to dobra okazja do okazania łaski. 18.01.1809 wyroki śmierci zamieniono na usunięcie z armii bez żołdu i emerytury. Peymann wyjechał do Holsztynu, gdzie mieszkał z bratem. W 1816 r. przywrócono mu prawo do noszenia muduru i pensję.
Krzysztof Gerlach

: 2010-05-24, 09:18
autor: pothkan
A, to przepraszam :)

: 2010-06-04, 06:57
autor: Krzysztof Gerlach
Jeszcze pewne uściślenie. Następca tronu duńskiego formalnie WYDAŁ ROZKAZ zniszczenia floty duńskiej w razie konieczności kapitulacji Kopenhagi, tyle że dowódca obrony, generał Peymann, dowiedział się o tym rozkazie dopiero podczas swojego procesu! Kiedy książę Fryderyk przeprowadzał 11 sierpnia inspekcję przygotowań do odparcia brytyjskiego ataku, jakoś zapomniał powiedzieć o swoim postanowieniu głównodowodzącemu, chociaż rozmawiał o tym z jednym z admirałów, a ten przekazał informację naczelnemu dowódcy floty. Fryderyk uświadomił sobie brak instrukcji dla Peymanna i wysłał mu odpowiedni rozkaz z Kilonii 18 sierpnia. Tyle, że nie były to czasy telewizji, radia, ani nawet telegrafu, więc rozkaz spalenia okrętów (w razie upadku Kopenhagi) poszedł listem i został przechwycony razem z wysłannikiem przez oblegającą miasto flotę brytyjską. Zatem brytyjski głównodowodzący o nim wiedział, ale duński – nie! Admirałowie duńscy znali intencje księcia Fryderyka, jednak odrzucili możliwość spalenia okrętów stojących w porcie, gdyż groziłoby to zagładą całego miasta. Poczynili pewne przygotowania do samozatopienia na płytkich wodach, co i tak dałoby możliwość Brytyjczykom na podniesienie, lecz zajęłoby im znacznie więcej czasu. Drugiego września głównodowodzący floty podpisał plan polegający na zrobieniu otworów w dnach (to nie było epoka kingstonów) przez grupy cieśli skierowanych na każdą jednostkę, co miało zająć około pięciu, sześciu godzin. Nie datował go jednak, ani nie rozesłał (miał mu tylko służyć – i z powodzeniem posłużył – jako wymówka i osłona przed gniewem następcy tronu). Duńscy dowódcy morscy uważali oddanie żaglowców (może nawet jedynie czasowe, jak obiecywali Anglicy przed rozpoczęciem działań wojennych) za lepsze rozwiązanie, niż ich zniszczenie. Do końca nie poinformowali Peymanna, że nie tylko miał zezwolenie na unicestwienie okrętów, ale nawet taki istniał rozkaz. Kiedy pod naciskiem okoliczności zaczęto rozmowy kapitulacyjne, było za późno na realizację planów wymagających długich przygotowań, a poza tym – jak pisałem – wtedy nie wchodziło to już w ogóle w grę, ponieważ oznaczałoby odrzucenie podstawowego żądania Brytyjczyków, a tym samym oznaczało kontynuację niszczenia miasta i zabijania cywili oraz przekreśliłoby szansę na wytargowanie całkiem korzystnych warunków, jakie Peymann w końcu uzyskał. Rząd w Londynie preferował przecież opcję zatrzymania Zelandii na stałe i uczynienia z Kopenhagi bałtyckiego Gibraltaru!
Krzysztof Gerlach