USS Ranger MSiO 3/2009
: 2009-03-07, 20:10
Artykuł o lotniskowcu Ranger troszeczkę mnie rozczarował. Chyba każdy okręt, nawet mało atrakcyjny i najbardziej nudny, kryje jakąś ciekawą historię, tajemnice, nie wyjaśniony szczegół konstrukcji, czy historii operacyjnej. Dotyczy to także pierwszego lotniskowca US Navy. Niestety żadne z nurtujących pytań, które pojawiają się natychmiast przy haśle Ranger, nie doczekało się w artykule odpowiedzi.
Chyba najważniejsze z nich to dlaczego Ranger nie wziął udziału w wojnie z Japonią. Dlaczego nie było go pod Midway? W październiku czy wrześniu 1942 roku kiedy chwilami marynarka Stanów Zjednoczonych nie miała żadnego sprawnego lotniskowca na całym Pacyfiku wiceadmirał Halsey wysuwał desperackie propozycje wypożyczenia lotniskowca od Royal Navy. Dlaczego nikt nie pomyślał o ściągnięciu Rangera?
Kolejna sprawa to wyposażenie lotniskowca w samoloty torpedowe. Wbrew temu co twierdzi autor, finalny projekt nie uwzględniał przenoszenia samolotów torpedowych (tu ukryta jest cała historia o uznaniu bombowców nurkujących, jako głównej broni lotniskowca, w przeciwieństwie do doktryny marynarki Cesarskiej). W momencie oddania do służby na okręcie nie było magazynu torped (co prawda początkowo magazyn taki był uwzględniany, pisze o tym Friedman w swoich lotniskowcach US Navy, jak i Robert Cressman w świetnej monografii "USS Ranger: the Navy's first flattop from keel to mast"). Jednak w 1942 roku na lotniskowcu zaczęły bazować maszyny torpedowe. I tu rodzi się pytanie, gdzie trzymano torpedy.
To takie małe smaczki i może faktycznie nie wszystkich musi to interesować. Jednak jeśli nie to, to chociaż przydałby się jakiś dokładniejszy opis akcji bojowych. Ranger miał w swojej karierze dwie duże operacje lądowanie w Afryce i rajd na norweskie Bodo (jedyny amerykański lotniskowiec walczący poza kręgiem polarnym). Obie ciekawe i obfitujące w to co jest najciekawsze czyli walki powietrzne, ataki, bombardowania i to nie byle czego bo pancernika Jean Bart. Kwintesencja okrętowego życia. Wszystko to zostało "obgonione" w 1-2 zdaniach. Mamy za to parę stron opisów kiedy okręt wyszedł z portu i kiedy wrócił. Wyszedł wrócił, wyszedł wrócił, zmienił grupę powietrzną i dowódcę i tak w kółko. Jak dla mnie jest to strasznie nudne. Rozumiem, że w tak małej objętości ciężko jest zmieścić się z monografią okrętu, a w jakimś stopniu są one potrzebne w takim czasopiśmie jak MSiO, jednak zabrakło mi w tym tekście jakieś myśli przewodniej.
PS
Nie mogłem się opanować. Dość dziwne tłumaczenie C&R - czyli cyt. : "Biura Budów i Remontów". Chyba niepotrzebnie autor zastosował liczbę mnogą - ani to poprawnie (Construction and Repair - cytując Delonga "widzisz pan tam s na końcu?" ) ani ładnie.
Chyba najważniejsze z nich to dlaczego Ranger nie wziął udziału w wojnie z Japonią. Dlaczego nie było go pod Midway? W październiku czy wrześniu 1942 roku kiedy chwilami marynarka Stanów Zjednoczonych nie miała żadnego sprawnego lotniskowca na całym Pacyfiku wiceadmirał Halsey wysuwał desperackie propozycje wypożyczenia lotniskowca od Royal Navy. Dlaczego nikt nie pomyślał o ściągnięciu Rangera?
Kolejna sprawa to wyposażenie lotniskowca w samoloty torpedowe. Wbrew temu co twierdzi autor, finalny projekt nie uwzględniał przenoszenia samolotów torpedowych (tu ukryta jest cała historia o uznaniu bombowców nurkujących, jako głównej broni lotniskowca, w przeciwieństwie do doktryny marynarki Cesarskiej). W momencie oddania do służby na okręcie nie było magazynu torped (co prawda początkowo magazyn taki był uwzględniany, pisze o tym Friedman w swoich lotniskowcach US Navy, jak i Robert Cressman w świetnej monografii "USS Ranger: the Navy's first flattop from keel to mast"). Jednak w 1942 roku na lotniskowcu zaczęły bazować maszyny torpedowe. I tu rodzi się pytanie, gdzie trzymano torpedy.
To takie małe smaczki i może faktycznie nie wszystkich musi to interesować. Jednak jeśli nie to, to chociaż przydałby się jakiś dokładniejszy opis akcji bojowych. Ranger miał w swojej karierze dwie duże operacje lądowanie w Afryce i rajd na norweskie Bodo (jedyny amerykański lotniskowiec walczący poza kręgiem polarnym). Obie ciekawe i obfitujące w to co jest najciekawsze czyli walki powietrzne, ataki, bombardowania i to nie byle czego bo pancernika Jean Bart. Kwintesencja okrętowego życia. Wszystko to zostało "obgonione" w 1-2 zdaniach. Mamy za to parę stron opisów kiedy okręt wyszedł z portu i kiedy wrócił. Wyszedł wrócił, wyszedł wrócił, zmienił grupę powietrzną i dowódcę i tak w kółko. Jak dla mnie jest to strasznie nudne. Rozumiem, że w tak małej objętości ciężko jest zmieścić się z monografią okrętu, a w jakimś stopniu są one potrzebne w takim czasopiśmie jak MSiO, jednak zabrakło mi w tym tekście jakieś myśli przewodniej.
PS
Nie mogłem się opanować. Dość dziwne tłumaczenie C&R - czyli cyt. : "Biura Budów i Remontów". Chyba niepotrzebnie autor zastosował liczbę mnogą - ani to poprawnie (Construction and Repair - cytując Delonga "widzisz pan tam s na końcu?" ) ani ładnie.