I całe szczęście Przynajmniej teraz każdy może, i to za darmo, do nich zajrzeć.jefe de la maquina pisze:zas dokumenty polskich biur zeglugowych dzialajacych w czasie wojny w WB sa w Archiwum w Gdansku.
Pozdrowienia znad Kaczej!
I tu się z Tobą absolutnie nie zgadzam. Może zostać żydem, ubekiem i komuchem w kraju nad Wisłą bo tylko tam jeszcze figurują takie wyzwiska. W moim konkretnym przypadku. Zatelefonowałem do Pana Andrzeja Suchcitza, i powiedziałem czego szukam. Pan Andrzej nic nie mówił na temat dostępności, powiedział poprostu bym przyjechał i porozmawiamy na ten temat. Więc pojechałem, zreferowałem sprawę, opowiedziałem, że ja i tak część sprawy znam i mam część dokumentów. Pan Andrzej dał mi to czego szukałem mimo iż było to z klauzulą dostępności. Wskazał też na kilka innych teczek, które jak sam stwierdził mogłyby mnie zainteresować. Oczywiście, że zainteresowały i znalazłszy tam to czego szukałem zamówiłem kopie całości.G.Cz. pisze:Taka jest groteskowa szkoła uprawiania historii PSZ w Polsce i przez IPiMS. Kto robi inaczej jest dla IPiMS Żydem, ubekiem i komuchem.
Super - jak ? Supertendencyjnie, ależ oczywiście, że tak. Na całe szczęście pani redaktor wymknęło się, że Pan Śliwiński spać po nocach nie może. Ja dopowiem - bynajmniej z troski o dokumenty.G.Cz. pisze:Gazeta Wyborcza zachowała się superprofesjonalnie i superetycznie. Gdy jest konfliktowa sytuacja to każda strona konfliktu musi mieć prawo wypowiedzi.
Zatem zacytujmy sam IPMS.G.Cz pisze:Przecież to parszywe i niemoralne. Powinni oddawać się całym sercem sprawom IPiMS, stać pod jego kamienicą i śpiewać patriotyczne pieśni, a oni wolą prowadzić biznesy, niż udzielać się na niwie patriotycznej.
Gromie, tak to może napisać każdy i o każdym, byle nie z imienia i nazwiska, bądź nie uwzględniając innych okoliczności pozwalających zweryfikować zajście. Wypowiedź taka niczym nie różni się od tych atakujących Instytut.Grom pisze:Ale jest też fragment artykułu, który mi przypadł najbardziej do gustu:
Widziałem szanowanego profesora z Polski, który w czytelni Instytutu wkładał przy mnie do swojej teczki unikalne dokumenty. I głupio się uśmiechał, a ja, wówczas młokos, udawałem, że nie widzę. Jestem przekonany, że to nie był incydent. Polacy tam kradną
Tak się składa, że pierwsze dwa zdania określają charakter artykułu. I w tym przypadku wymowa jest jednoznacznie negatywna.Instytut Sikorskiego w Londynie: - Nie oddamy Polsce naszych bezcennych zbiorów, bo tam zostaną rozparcelowane albo zniszczone. Nie chcemy też pomocy polskiego rządu, bo każda pomoc uzależnia.
Piwnica przypomina magazyn paczek, które nie trafiły do adresata. Albo domową graciarnię. Pakunki owinięte w szary papier leżą na metalowych regałach. Stół zawalony pudełkami i kable elektryczne pnące się po ścianie do lamp.
Znów tania negatywna propaganda. Nie wiedzą co mają. My im oferujemy a oni nie przyjmują naszej oferty. I ten kąśliwy dodatek ustawiający czytelnika:Ale w Instytucie nie wiedzą, co mają, bo kiedy pytamy o te filmy, to słyszymy, że ich nie ma! A muszą być, bo tam zostały przekazane przez Jeziorańskiego - denerwuje się Joanna Nowak-Radziejowska z Muzeum Powstania. Tłumaczy: - Chcieliśmy im to wszystko skatalogować i wspólnie z Filmoteką Narodową skopiować na współczesne nośniki. Zostawić w Polsce kopie, a im wysłać i kopie, i oryginały. Za darmo!
dalej z ironiaOtrzymaliśmy odpowiedź: w imię honoru nie ma takiej możliwości
Czego autor artykułu nie dodał, że w każdym archiwum są kolekcje dokumentów, czekające na skatalogowanie i proces ten trwa latami. I taka sama sytuacja jest w polskich archiwach. Fakt, że pan Śliwowski nie potrafił doprowadzić do skopiowania dokumentów mówi raczej o nim samym. Aby kopiować dokumenty trzeba uzasadnić do czego one będą wykorzystane. I tak jest w archiwach w Polsce i również IPiMS. Nie wystarczy podać, bo ja chcę je mieć.Ironiczna złośliwość autora wypowiedzi nie ułatwi mu w przyszłości dostępu do dokumentów, i mogę tylko dodać, że negocjacje z IPiMS powinien proawdzić ktoś inny, z większym taktem i poczuciem dyplomacjiTo strzegące wielkiej tajemnicy bractwo świętego Graala! Nie dość, że nie wiadomo, co tam jest, to w dodatku nie możemy nawet skopiować tego, o czym wiemy - piekli się Śliwowski.
Jak pisałem wcześniej kradzieże zdarzają się wszędzie: W USA, WB, Polsce i fakt, że z archiwów korzystają (lub pracują) z reguły osoby z tytułami to nie jest to jednoznaczne z ich postawą moralną. Znany był fakt, że znany autor-historyk, specjalista od starych map penetrował biblioteki uniwersyteckie na Zachodzie, które nie miały specjalnych metod ochrony swoich materiałów i wykradał mapy, budując sobie wielką kolekcję. Ponieważ uchodził za autorytet w tej dziedzinie archiwści udostępniali mu zbiory nie przypuszczając, że miał lepkie palce. Wpadł jak po kilku latach postanowił sprzedać niektóre skradzione materiały na aukcji. Mogę rownież podać przykład z Polski gdzie pracownik wykradał korespondencję z archiwum i sprzedawał na polskim rynku filatelistycznym.I opowiada, że z londyńskiego archiwum znikają tysiące cennych materiałów. - Widziałem szanowanego profesora z Polski, który w czytelni Instytutu wkładał przy mnie do swojej teczki unikalne dokumenty. I głupio się uśmiechał, a ja, wówczas młokos, udawałem, że nie widzę. Jestem przekonany, że to nie był incydent. Polacy tam kradną - twierdzi.
I znów tania propaganda mająca ustawić negatywnie czytelnika do IPiMS jako placówki zacofania i wsteczności. Nie wiem czy dr. Supruniuk korzystał z archiwów w Polsce, ale wiem, że to co mówi jest to stan jaki bysmy chcieli, a nie jest. W archiwach w Polsce dalej są kartoteki ręcznie robione i za mojego życia nie oczekuję, że się sytuacja zmieni na lepsze. Nie dlatego, że pracują tam idioci. O nie. Money. Przy problemach z niedoinwestowaną służbą zdrowia, kolei itd, muzea i archiwa są ostanie miejsca gdzie rząd przekaże jakieś środki na modernizację. Czyli hierarchia priorytetów.Dlatego konieczne jest kopiowanie akt. Ale pracownicy Instytutu nieufnie podchodzą do współczesnych sposobów opracowywania zbiorów. Dopiero kilka lat temu kupili faks.
Digitalizacja to konieczność. Pozwoli i zabezpieczyć zbiory, i przekazać je do Polski, choć zdaję sobie sprawę, że kopiowanie zmniejszy ich atrakcyjność - dodaje dr Mirosław Supruniuk, dyrektor Archiwum Emigracji działającego przy Bibliotece Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Pytanko: a czy kiedykolwiek tam byles ??I całe szczęście Smile Przynajmniej teraz każdy może, i to za darmo, do nich zajrzeć.jefe de la maquina napisał:
zas dokumenty polskich biur zeglugowych dzialajacych w czasie wojny w WB sa w Archiwum w Gdansku.
I dlaczego jesteś zdziwiony, że płatne ? Przecieć IPMS to firma utrzymująca się z datków i opłat za kopie. Każde tutejsze muzeum pobiera opłaty za kopie, nie wyłączając Imperial War Museum. Bo większość nie siedzi na garnuszku państwa.pothkan pisze:Darmowe jest, jak się samemu pójdzie, poda dokładną sygnaturę, i ograniczy do przepisywania / wynotowywania (tutaj generalnie bez ograniczeń). Wszelkie kopie i reprodukcje są już płatne.
Wybacz, ale autorem tekstu z opinią o kradnących w IPMS Polakach jest anonimowy Dr X cytowany przez autorkę artykułu Panią Dorotę Wodecką. Taka ogólnikowa opinia może wyjść z ust tylko człowieka, który nazywa ludzi per "Żydzi", per "ubecy" czy "złodzieje". Ja nie nazywam żadnej grupy per "złodzieje" tylko dlatego, że są Polakami. Unikam stereotypów, a tym bardziej przypisywania jednostkom cech ogólnikowych stereotypów. Złodziej może być Polakiem, Niemcem, Anglikiem, Szkotem, Kanadyjczykiem. Bo bez względu na to jaki ma paszport w kieszeni złodziej pozostanie złodziejem, a nie nacja złodziejami. Dość poważna róznica, ale to znów tylko w Polsce podnoszone jest larum. To profesor jakiś tam jest złodziejem, a dr X zwykłym współ - złodziejem. Bo co z tego, że nie on nie ukradł, skoro widział kradzież i nic nie zrobił. Paserzy też nie kradną, oni to tylko kupują. Użyłem liczby mnogiej bo z takimi doświadczeniami tak właśnie IPMS sobie myśli i dlatego nie chce niczyjej pomocy. Swoją drogą stereotypy Polak = Złodziej też nie powstały z niczego. Tutaj gdzie mieszkam istnieje nawet powiedzono: "Klniesz jak Polak".Marmik pisze:Reasumując, uważam, że wpisałeś krzywdzącą opinię o "polskiej naturze".
Jest Ryszardzie. Przy następnej wizycie zrobię zdjęcia tego modelu i poproszę o kopie planów. Kosztuje to niesamowitą fortunę - 40 pens . Jeśli znane są sygnatury poproszę o przesłanie na adres e-mail konradkulg@wp.pl ułatwi mi to szperanie.RyszardL pisze:To ja chciałbym spytać, czy jest zatem możliwość uzyskania kopii planów projektu statku sztabowego dla naszej rzecznej flotylli.
Jest też tam model tej jednostki, więc i dobre zdjęcia by się przydały.
Wybacz Grzegorzu (jeśli mogę się tak do Ciebie zwrócić), ale blagiat Twojego artykułu też jest złodziejstwem. No więc by było po równo.G. Cz. pisze:Ileż tu się narobiło rad i oburzenia na złodziejstwo. A ileż oburzenia na bogu ducha winną dziennikarkę. IPiMS sam jest sobie winien, że się go okrada, bo na to pozwala.
No dobrze Marmiku. Mea culpa. Uogólniłem w bardzo prostacki sposób. PrzepraszamMarmik pisze:Gromie, nie manipuluj wypowiedzią.
Na pewno nie w prostacki sposób (!), ale nieco uogólniłeś. Nie chodzi o to, że jesteśmy narodem szczególnie "skażonym", lecz o to, że zabrzmiało to (w kontekście cytowanej wypowiedzi) jakby trzeba było chronić zbiory Instytutu przed przyjezdnymi znad Wisły, bo kradną! Domyślam się, że nie tak to miało zabrzmieć, ale tak wyszło, więc pozwoliłem sobie delikatnie zareagować przedstawiając swoją skromną opinię.Grom pisze:Mea culpa. Uogólniłem w bardzo prostacki sposób. Przepraszam
No właśnie. Jest dobra okazja do przeistoczenia tego wątku w dobry podręcznik survivalowy. Może by tak koleżeństwo emigracyjne napisało zainteresowanym usługami IPiMS jak najtaniej i najdłużej przeżyć w Londynie, żeby jak najdłużej korzystać z tej placówki.jefe de la maquina pisze:G.Cz. zwrocil uwage na inny problem, ktory warto rozwazyc: gdzie sie zatrzymac i jak tanio przezyc w Londynie.
No pewnie! I taki kurs już trzymać.Grom pisze:Wybacz Grzegorzu (jeśli mogę się tak do Ciebie zwrócić)