tom pisze: ↑
Tylko czy ta artyleria długo pozostałaby sprawna? W nieruchomym miejscu, trudnym do ukrycia, narażona na bombardowanie ze strony Stukasów, które mogły dostać specjalnie cieżkie bomby do niszczenia tego celu.
To rozwiązanie problemów bezpieczeństwa naszych portów na cały okres międzywojenny, zwłaszcza gdy Niemcy jeszcze nie śnili o Stukasach. W szczególności rozwiązanie problemu Marata udającego się z przyjacielską wizytą, i idiotycznej rozbudowy floty mającej realizować nierealne scenariusze wojenne.
Częściową odpowiedzią na zagrożenie bombardowaniami jest dopancerzenie. Wieże spokojnie mogą dostać ze 20 cm. stali więcej zdjętej z pancerza burtowego, generalnie nie trzeba opancerzać maszynowni z boków. Można też umieścić wysoko (bo środek ciężkości nie ma znaczenia - nie pływamy po falach) płyty służące wyłącznie do przedwczesnej detonacji bomb, umieszczone wysoko nad wieżami.
I silna obrona przeciwlotnicza. Jeśli Niemcy będą chcieli tracić samoloty na Boforsach to nawet lepiej dla nas.
Kolejnym elementem byłyby małe przybrzeżne okręty podwodne, choć jak sprawdzałem ceny maleją z wypornością bardzo powoli: XXI kosztował niecałe 3 razy więcej od XXIII, a relacja pomiędzy II a VIIc była jeszcze mniejsza! Być może jakimś rozwiązaniem byłoby wykorzystanie drogich elementów (peryskopy, wyrzutnie torpedowe) z wycofywanych okrętów francuskich... W każdym razie nasza flota była skazania na działania asymetryczne, co oznacza brak wielkich jednostek nawodnych.
Franek Wichura pisze: ↑2023-08-10, 12:03
a my ani sie nie poddalismy ani nie zatopilismy SH - chcielismy dobrze, wyszlo jak zwykle
Przecież "zatopienie" SH byłoby tragedią - osiadłby sobie na dnie 2 metry niżej i pociski z artylerii ciężkiej przestałyby przelatywać nad Westerplatte...