Wodowany w "Walentynki"

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Stary_Wraq wmw

Wodowany w "Walentynki"

Post autor: Stary_Wraq wmw »

...kto taki?... ano, oczywiście - BISMARCK. Ten sam BISMARCK, który u nas nie ma szczęścia ani do autorów, ani tym bardziej do ilustratorów. Nagła cholera bierze mnie przede wszystkim na tych pożal się Boże "wydawców" książki Muehlenheima o "Bismarcku", którzy polską jej wersję schrzanili dokumentnie i na całej linii. Przede wszystkim książka jest kijowo przełożona, po drugie zupełnie niedopracowana edytorsko i koszmarna technicznie [ta lisustracja na okładce jest do...!!!]. Mało tego - pan Ryba, ten "wydawca" od siedmiu i pół boleści do siódmej i pół potęgi, potrafił swego czasu nadmienić w jakimś wywiadzie chyba dla Dziennika Bałtyckiego, że "Bismarck" pływał... DZIEWIĘĆ DNI, co jest wierutną bzdurą [BISMARCK pływał ponad dwa lata!!!].
Zauważyłem już jakiś czas temu, że prawie wszyscy nasi tzw. "wydawcy" uczepili się Bogu ducha winnego okrętu i niemal na wszystkich okładkach z bardzo nielicznymi wyjątkami "Bismarck" pojawia się albo jako poharatany wrak, albo zgoła jako "upiór z Luwru" na dnie oceanu. A przecież, do ciężkich piorunów, "Bismarck" był jednym z najładniejszych okrętów w całej historii flot. Na pewno zasługuje swoją historią na uczciwe pokazywanie jego niewątpliwej urody - w końcu który inny pancernik tak "narozrabiał" w dziewięć dni?...
Niestety teksty dotyczące "Bismarcka" są też do niczego. Nasze młode pokolenie tzw. "hobbistów" nie uważało na odpowiednich lekcjach. Prawie wszyscy wieszają najróżniejsze psy na panu Flisowskim, panu Pertku i innych dawnych asach. Niechlubne rekordy w tym zakresie bije pan Skwiot spod skrzydeł "firmy" AJ Press, który spłodził rzecz w 80% nie do czytania. Życzę każdemu z nich, żeby chociaż w 25% potrafił pisać jak oni!!!
I jeszcze jedno: niech-no ktoś wreszcie zastrzeli, powiesi, otruje lub zetnie pana J. Wróbla, albo urąbie mu łapy przy samej ..., żeby pacykarz nie czepiał się więcej okrętów - bo on zwyczajnie nie czuje tego tematu, a jego "obrazy" wyglądają tak, że ja sam malowałbym je lepiej będąc w sztok zalanym! Wielka "firma" pana Ryby z uporem godnym lepszej sprawy zleca ilustrowanie obwolut swoich książek morskich właśnie panu Wróblowi, co na pewno nie poprawia ich atrakcyjności...
Emden
Posty: 759
Rejestracja: 2004-07-08, 15:22

Post autor: Emden »

Czepianie sie Bismarcka jest chyba ostatnio przejawem mody, badz antydebilizmu, antytetrycyzmu itp.... :D :D :D
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Re: Wodowany w "Walentynki"

Post autor: Marek T »

Stary_Wraq wmw pisze:.... w końcu który inny pancernik tak "narozrabiał" w dziewięć dni? ....
Na przykład MAINE - w jeden dzień, a właściwie w chwilę.
POTIOMKINOWI też bym nie odmawiał ...
Awatar użytkownika
wolf359
Posty: 117
Rejestracja: 2004-10-04, 13:52
Lokalizacja: Międzychód

Post autor: wolf359 »

Maine może i trochę "narozrabiał", ale myślę, że coraz więcej ludzi uzmysławia sobie, że to Jankesi sami swój okręt zatopili. Można to porównać do wybuchu wojny Finladnia - ZSRR gdzie ostrzelali siebie Rosjanie i później zwalili wine na Finów, no i Chiny - Japonia, incydent na moście Marco Polo.

Co do innych "rozrabiaczy", ale nie pancerników to wypada wspomnieć:

1. Zespół 8 Floty Mikawy, który zdziesiątkował amerykańskie krążowniki koło Guadalcanalu tak, ze w parę godzin Amerykańce stracili połowę jednostek tej klasy jaką tam posiadali.
2. Inny rozrabiaka w połowie militarny, że tak powiem, to Schiff 16 czyli raider niemiecki Atlantis. 11 listopada 1940 zdobył on brytyjski transporotwiec Automedon (po pojedynku artyleryjskim). Nie było by w tym transportowcu niczego nadzwyczajnego gdyby nie dokumenty. Dokumenty ogólnie rzecz ujmując dotyczyły lokalizacji sił brytyjskich na Dalekim Wschodzie, informacje na temat Japonii itd. + ponad 10000 litrów paliwa lotniczego. Statek został odesłany do Japonii i do dziś uważa się, że był to jeden z powodów dla których Japonia postanowiła przystąpić do wojny po stronie państw Osi.
Ostatnio zmieniony 2005-02-24, 14:36 przez wolf359, łącznie zmieniany 1 raz.
Resistance is futile.
Awatar użytkownika
CIA
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-18, 12:46
Lokalizacja: Gdansk

Re: Wodowany w "Walentynki"

Post autor: CIA »

Stary_Wraq wmw pisze:Niechlubne rekordy w tym zakresie bije pan Skwiot spod skrzydeł "firmy" AJ Press, który spłodził rzecz w 80% nie do czytania.
Fakt ta monografia jest bardzo haotycznie napisana. Przy tylu wiadomościach zdobytych przez Skwiota mogła to być perełka, a tak jest to groch z kapusta i do tego z wieloma sprzecznościami pojawiającymi sie nawet na tej samej stronie... Jeżeli źródła sprzecznie traktują dane zagadnienie to u lich nie piszmy w jedym zdaniu tak a w drugim inaczej! Wystarczy dac w tym pierwszym zdaniu odnośnik, w którym można napisać, ze inne źródła podają inaczej.
Chwała jednak Aj-Press i Skwiotowi, ze w ogóle cos tak obszernego się ukazało.
Awatar użytkownika
CIA
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-18, 12:46
Lokalizacja: Gdansk

Post autor: CIA »

Podobne wrażenie odniosłem czytając "Niemiecką artylerię okrętową". Np. szybkostrzelność armat 380mm. Przy omawianiu armaty w tekście podaje sie 1 strzał co 18 sek, a w tabelce 4 z charakterystyka lawety działa - 1 strzał co 26 sek. I... zero wyjaśnień skąd ta rozbieżność...
Tłumaczenia, ze książka nie musi być aż tak dokładna nic tu nie dadzą :-D
Laik uzna to za sprzeczność, natomiast ktoś kto liznął temat, chciałby wiedzieć w czym rzecz dokładnie.
Primo
Posty: 68
Rejestracja: 2005-02-08, 17:34
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Primo »

Maine może i trochę "narozrabiał", ale myślę, że coraz więcej ludzi uzmysławia sobie, że to Jankesi sami swój okręt zatopili. Można to porównać do wybuchu wojny Finladnia - ZSRR gdzie ostrzelali siebie Rosjanie i później zwalili wine na Finów, no i Chiny - Japonia, incydent na moście Marco Polo.
Według wyników badań sprzed kilku lat wynika, że przyczyną wybuchu na USS "Maine" był nieszczęśliwy wypadek. Sprawę umiejętnie wykorzsytały kręgi polityczne w USA prące do wojny na czele z Teddym Rooseveltem. Nastroje społeczne zostały odpowiednio urobione przez gazety. Najaktwyniejsze w sianiu propagandy patriotyczno-wojennej były te związane z imperium prasowym Hearsta.

Incydent na moście Marco Polo został prawie na pewno wywołany przez komunistów chińskich będących na usługach Stalina, który ze względów strategicznych pragnął wojny japońsko-chińskiej. Wskazuja na to ustalenia historyków japońskich, amerykańskich, brytysjkich i chińskich z Tajwanu. Dowódcy wojsk japońskich i chińskich w tym rejonie i inni wyżsi oficerowie obu armii pozostawali w doskonałych stosunkach, często się spotykali na gruncie towarzyskim i wielokrotnie wspominali, że nie chca wojny pomiędzy Japonią a Chinami, bo będzie ona rękę obcym mocarstwom a ne pewno nie Chinom i Japonii. Historia pokazała, że mieli rację.
"From the halls of Montezuma to the shores of Tripoli"
W M Wachniewski
Posty: 181
Rejestracja: 2005-01-07, 13:05

Łapki z dala od Mikawy - bo...

Post autor: W M Wachniewski »

...imć Gunichi nie miał w swoim zespole pancerników (?) :o
A jeśli idzie o rozrabianie, to ja miałem na myśli pojedynczy okręt w pojedynczej akcji. :D
Jeśli brać zaś pod uwagę tzw. strategiczne znaczenie danej jednostki i jej wpływ samym swoim istnieniem na rozwój sytuacji - to tu rekordziści są dwaj: SMS "Goeben" (ten jedyny niemiecki krążownik liniowy, jaki walczył w I WŚ POZA Morzem Północnym!) i - bliźniak "Bismarcka", wodowany w Prima Aprilis "Tirpitz"... :lol:
Secretary to Mr Davy Jones
W M Wachniewski
Posty: 181
Rejestracja: 2005-01-07, 13:05

Skwiot zwyczajnie nie umie pisać!

Post autor: W M Wachniewski »

Ten facet sobie wyobraża, że jak nawasdza do tekstu przeróżnych danych technicznych, liczb itp. - to zyska na wiarygodności. A o, takiego!!!... To pewnie jeden z tych, o których już nieraz pisałem, że wieszają psy na pp. Flisowskim i Pertku, zamiast, bałwany, pójść w ich ślady.
Monografia Bismarcka, poszatkowana na aż tyle części, traci cały urok: jest zwyczajnie rozwlekła i po prostu nudna, a co gorsza - jej autor nie wie, o czym i dla kogo pisze. Jeśli chodzi o mnie, to zachowałem jedynie trzeci jej tom, a resztę wyrzuciłem DO KOSZA!... Powiem Wam w zaufaniu, że mnie trzeba naprawdę daleko wyprowadzić, żebym reagował w taki sposób.
Podobne wrażenie robią na mnie książki "wydawane" przez pana Rybę, kompletnie pozbawione jakiegokolwiek wyrazu i opatrzone niemal bez wyjątku koszmarnymi okładkami tego hm... "marynisty", pana Wróbla...
Secretary to Mr Davy Jones
karolk

Post autor: karolk »

ostre wejście WMW :lol:
żeby iść w czyjeś ślady, to albo trzeba jego myśl znać, albo samemu mieć coś do opowiedzenia, unikalne raczej te drugie dzisiaj :)
Tadeusz Klimczyk
Posty: 1321
Rejestracja: 2004-04-05, 09:06
Lokalizacja: Sopot

Wodowany w "Walentynki"

Post autor: Tadeusz Klimczyk »

Problemem jest to, że dobrze napisane książki okrętowe nie mają wzięcia na rynku. Te 100 osób z naszego Forum, które je kupi i doceni nie wytwarza żadnego komercyjnego nacisku na wydawnictwa. W związku z tym trzeba wydawać albo pozycje pięlne od strony ilustracyjnej (jak AJ Press) z tekstem jako dodatkie albo iść na taniochę i czerpanie z tekstów, za które albo nie trzeba płacic albo bardzo niewiele (Ryba).
karolk

Post autor: karolk »

jednak myslę, że świadomość istnienia tematu morskiego raczej wzrasta, ja na przykład wypromowałem swój serwis internetowy raczej na lokalnych analizach prasowych i piłkarskim serwisie fotograficznym, niż na tematach morskich, które teraz dopiero znajdują właściwą dla idei strony rangę :)
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1658
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

karolk pisze:jednak myslę, że świadomość istnienia tematu morskiego raczej wzrasta, ja na przykład wypromowałem swój serwis internetowy raczej na lokalnych analizach prasowych i piłkarskim serwisie fotograficznym, niż na tematach morskich, które teraz dopiero znajdują właściwą dla idei strony rangę :)
A czy jesteś w stanie powiedzieć, jak to przekłada się na rynek wydawniczy?! :P
karolk

Post autor: karolk »

rynek wydawniczy jest efektem pracy u podstaw i jeżeli nawet przy okazji pisania na temat roli Roberta Makłowicza w kuchni uda Ci się nakrecić przebój hip-hopowy, to odniosłeś ewidentny sukces promujący kuchnię, a nie hip-hop, gdyż wiele osób szczerze oddanych tej formie muzykowania zaczyna szukać danych na temat tego słusznego rozmiarów rapera na ekranie, zaś odnośnie powstałych serwisów, to ich wpływ powoli zaczyna przywaracać temat, który doznał gwałtownej zpaści po zniknięciu Morza w formie Micińskiego, to praca na dekadę według mnie :P
karolk

Post autor: karolk »

zresztą o czym ja tutaj, w Polsce rynek wydawniczy nie opiera się na solidnych podstawach, gdyż Polacy są zwyczajnie niedouczeni i ta forma kultury jest im zbędna :) dlatego trudno cokolwiek przełożyć na realne efekty :?
Awatar użytkownika
wolf359
Posty: 117
Rejestracja: 2004-10-04, 13:52
Lokalizacja: Międzychód

Post autor: wolf359 »

Trudno się z Kol. Tadeuszem nie zgodzić odnośnie podejścia do wydawania nowych książek/periodyków. Nie ma u nas w kraju czegoś takiego co dobrze oddaje pojęcie piłkarskie: ciąg na bramkę.

W Wielkiej Brytanii i Japonii (tu to już wręcz do granic absurdu) mania historyczna (bo nie tylko o marynistyce mowa) powoduje, że większość nakładów różnych periodyków rozchodzi się na pniu.

Ponieważ napisałem o Japonii, to rzucę 2 przykłady, pierwsze z brzegu.

1. Gakken #20 - drugi numer Gakkena o Yamato (cd z nr 13). Już w momencie wydania była to rzecz nie do dostania. Po prostu pierwsza część zrobiła takie zapotrzebowanie, że dziś nr 20 można kupić tylko jeśli się dobrze poszuka i zawsze używany (np. przez eBay).
2. Pozycja w sumie nowa bo z początku tego roku. Plany Chiyody (w formie oryginalnych rysunków). Tak samo jak pkt. 1, w momencie wydania pod koniec zeszłego roku - do katalogów pozycja weszła z dniem 1 stycznia - już trzeba było wpisywać się na listę oczekujących.

Chyba każdy autor w naszym kraju dałby się "pochlastać" za takie powodzenie i zbyt swoich "wypocin" (wliczam również siebie!). :D

Tak czytając to wszystko to zastanawiam się jak miałaby ta idealna książka wyglądać (pomijam fakt, że wszystko musi być zgodne z prawdą). Na pewno każdy z nas jest zainteresowany czym innym, i każdy lubi czytać książke w inny sposób (znaczy się nie dotyczy pozycji tylko stylu pisania :lol:). Jednych interesują cyferki (CIA :-) ) innych geneza projektów i to co działo się za kulisami (np. moja skromna osoba). Reasumując: idealna książka miałaby ze 2 mld stron, formatu większego niż A0 (wiecie plany, przekroje muszą być wyraźne :mrgreen: ) i ważyła tyle co wagon kolejowy. :rotfl: Tylko kto by to kupował? Z drugiej strony postawilibyśmy na nogi nasz przemysł. Zdecydowanie wzrosła by sprzedaż dźwigów i wózków widłowych! :-D

O właśnie Karolekk napisał. Święte słowa panie Kolego, używając ulubionego określenia mojego profesora z technikum: DOBRZE MÓWI! :-)

Ja uczyłem w szkole, już tej współczesnej (ekonomiczna o dużej renomie) i wierzcie mi, że nastolatkowie nasi mają gdzieś hobby. Im wszystko generalnie "zwisa". Dziś to słyszałem na ulicy: Co dostałeś z niemieckiego? (jakaś primadonna się pyta gościa wyglądającego jak półtora nieszczęścia) Mi to zwisa, i tak matury nie piszę (wyciąłem wulgaryzmy :) ). Rodzice też ciągle zabiegani, sami niczym się nie interesują, dzieciaki mają wolną rękę i żyją od dyskoteki do dyskoteki. Kiedyś mi to moi uczniowie powiedzieli. W poniedziałek jak się spotykają - jak tam po dyskotece? Od środy zaś trzeba planować z kim na dyskotekę się idzie.

To może żeby tak tragicznie nie było napiszę, że to my Koledzy jesteśmy nadzieją naszego społeczeństwa. 8)
Resistance is futile.
ODPOWIEDZ