Ksenofont pisze: Mam jednak prośbę: przyjmując, że Włosi nie byli głupsi od nas, co mogło przemawiać za wyborem takiego rozwiązania?
Bo jakiś haczyk musiał być. Cóż nim było?
Powodem wyboru systemu Pugliese mogło być osobiste zaangażowanie się w proces decyzyjny jego projektanta, którym był sam główny konstruktor Regia Marina. W niektórych krajach stosunki w biurach projektowych są takie, że z poglądami
capo di tutti cappi po prostu się nie dyskutuje. Przypadki tego rodzaju są aż nadto znane w światku techników. Przeforsowanie własnych poglądów wcale nie wymaga bezpośredniego nacisku na podwładnych — wystarczy opracować system oceny, preferujący takie a nie inne cechy danej konstrukcji. Jako zawodowy projektant doskonale wiem, że każda koncepcja techniczna ma swoje plusy i minusy, którym można przypisać takie czy inne znaczenie z punktu widzenia oczekiwanej eksploatacji. Wcale nie można wykluczyć, że problemy układu ze skutecznym wytłumianiem energii wybuchu znano, lecz arbitralnie uznano że prawdopodobieństwo ich wystąpienia jest małe — a nawet że świadomie pomniejszano wykryte problemy.
Forsowanie systemu Pugliese mogło być również uwarunkowane względami politycznymi i prestiżowymi, związanymi z wdrażaniem każdej nowej idei w państwach takich jak ówczesne Włochy. W uszach Duce'a nic nie mogło brzmieć piękniej, niż frazes o rewolucyjnej koncepcji technicznej, stworzonej właśnie przez włoskich, a nie angielskich czy francuskich inżynierów. Skoro
Vittorio Veneto miał całkiem nowy układ pancerza burtowego, czemóżby nie miało być inaczej z ochroną podwodną? Taki wkład w rozwój budownictwa okrętowego na pewno skutkowałby łaskami i przychylnością Mussoliniego. A skoro tak, wszelkie próby
musiały potwierdzać prawidłowość włoskiej koncepcji. W PRL-u wcale nie było pod tym względem lepiej; i u nas wiele poprawianych po dziś dzień bubli zaczynało się od "naszego, czysto polskiego" pomysłu, który miał nie tylko rozsławić naszą myśl techniczną, lecz również jeszcze przynieść oszczędności gospodarce narodowej. Ileż to gwarantowało awansów, nagród państwowych, orderów… Wobec takich perspektyw nikt nie chciał dostrzegać wad, czy potencjalnych zagrożeń. Więc o awariach czy nawet o katastrofach po prostu się nie mówiło, choć dziś nikt nie może uwierzyć, że zawalenie mostu czy eksplozję pieca można było bezkarnie ukryć.
Odrębny problem, to obiektywne czynniki związane z oceną zachowania systemu. W przypadku nowatorskich rozwiązań technicznych zawsze istnieje problem rozdźwięku między teorią, symulacją i praktyką. Miarodajność testów symulacyjnych zależy od ich interpretacji; przekonali się o tym boleśnie Brytyjczycy, którzy byli przekonani że ich układ ochrony przeciwtorpedowej, przeznaczony dla pancerników typu
King George V jest najlepszy na świecie — odporność na 450 kg TNT przy szerokości zaledwie 4,1 m; dla porównania Francuzi przy 8,2 metra (dwukrotnie więcej!) nie spodziewali się wytrzymałości większej niż 350 kg TNT. Anglicy byli tak pewni siebie, że jako komory przeciekowe układu potraktowali przedziały generatorów wysokoprężnych. Jak się jednak poniewczasie okazało, zlekceważono zakres uszkodzeń konstrukcji, występujących poza samym układem ochronnym. Bitwa pod Kuantanem wykazała dobitnie, że w teorii doskonale funkcjonujący układ w praktyce pozwala na zalanie znajdujących się nad nim pokładów, zaś fatalny pomysł zaoszczędzenia na szerokości kadłuba przez połączenie komór przeciekowych z przedziałami generatorów rezerwowych prowadzi zarówno do obezwładnienia jednostki pod względem bojowym jak i do utraty niezatapialności. A przecież Brytyjczycy byli uważani za mistrzów w konstruowaniu okrętów wojennych, i mieli ogromną praktykę z I Wojny Światowej!
Do tego dochodzą problemy z detalowaniem i wykonawstwem. Każdą, nawet najlepszą koncepcję trzeba zawsze w końcu rozbić na szczegóły, możliwe do wykonania w oddziałach produkcyjnych stoczni, po czym złożyć w jedną całość, i to w sposób umożliwiający montaż w konkretnym, nieraz niezbyt dostępnym miejscu. Cylinder zgniatalny, gródź mocną i grodzie szczelne, tudzież wręgi, wzdłużniki i grodzie musimy podzielić na poszczególne blachy i kształtowniki, łączone za pomocą odpowiednio zaprojektowanych i starannie wykonanych złącz nitowanych i spawanych, nie zapominając o niezbędnych rurociągach, zaworach i włazach inspekcyjnych. Na każdym z tych etapów po pierwsze konieczne są kompromisy, a po drugie prawdopodobne są błędy. Zetknąłem się z paru opiniami, że Włosi nie słynęli ani z elegancji szczegółu projektowego, ani z jakości wykonawstwa, zwłaszcza w dziedzinie złącz szczelnych. Poszczególne nitowania były ponoć źle zaprojektowane, a wytrzymałość spawów fatalna; na to nawet najgenialniejszy projekt nie może nic poradzić.
Reasumując, nie można wykluczyć że u podstaw decyzji, podjętej przez Włochów nie leżał żaden wielki hak — już raczej rządek drobnych haczyków. Admirał Umberto Pugliese uporczywie lansował sprokurowany przez siebie układ ochronny, nie napotykając wyraźniejszej opozycji w biurze projektowym Marynarki, w dosłownym tego słowa znaczeniu podległym swemu szefowi. Próby symulacyjne, prowadzone na tankowcach
Brennero i
Tarviso, interpretowano z korzyścią dla nowej koncepcji, zarówno "dla szefa" jak i w nadziei na wdzięczność władz politycznych państwa. Zaś stoczniowe biura projektowe i robotnicy na pochylniach również dołożyli swoje. Szereg drobnych błędów, zaniedbań i przeoczeń, zarówno koncepcyjnych jak i wykonawczych mógł w zupełności zastąpić czyjąś wielką pomyłkę, popełnioną w konkretnym momencie.