Ależ Ryszardzie, ja też się trochę zajmuję telekomunikacją. Może nie dokładnie – bo bardziej teletechniką, ale trochę to pokrewne.
Pisałem, że upraszczam niemal do poziomu kłamstwa, bo chciałem to przedstawić w sposób zrozumiały dla ludzi co się telekomunikacją nie zajmują. Czy mi się udało niech ocenią ci co czytają.
A za postawienie ( nie jawnie ) znaku równości między zmianami oporności a przesyłaniem na duże odległości sygnału elektrycznego, to by mi pewnie wykładowca przedmiotu nie zaliczył

Miałem też wielokrotnie okazję do szukania uszkodzenia przewodu wielożyłowego. Nawet w przypadku gdy wiadomo było gdzie jest uszkodzenie, nieraz taniej i prościej było zostawić przewód gdzie jest i położyć nowy.
Oczywiście to śmiertelne zagrożenie przy przecinaniu kabla pod napięciem, to nie telefonicznego ( tego to można dotknąć nawet językiem – przyjemne to nie będzie, ale nie zabije ) tylko energetycznego, ale co tam. W momencie cięcia mało kto zwraca uwagę na takie drobiazgi – zwłaszcza w stresie jak się poziom wody podnosi.
@Majestro – chyba mam kłopoty z wysławianiem się.
Nie chodziło mi o takie usuwanie uszkodzeń podczas ostrej akcji, gdzie się jeszcze zalewa siłownię pełną ludzi żeby wyrównać przechył.
W takim momencie faktycznie raczej nikt ( czy prawie nikt ) nie zawracałby sobie głowy cieknącą rurą głosową.
Natomiast znakomita większość okrętów to nie zatonęła od wielkiego bum komory amunicyjnej, czy po przewróceniu się.
W większości przypadków okręty tonęły dość długo po akcji gdy poziom wody nieubłaganie się podnosił i nie było jak temu zaradzić. W ten sposób tonęło też większość okrętów w perl.
Wtedy jest czas na wbijanie kołków po wybitych nitach, plombowanie cieknącej rury głosowej itd.
Tego też dotyczyła moja uwaga o porozbijanych grodziach wodoszczelnych nad pokładem pancernym. Cóż – wlew wody jest taki sobie szybki. Okręt może nawet przetrwać akcję, ale ileś godzin po niej pójdzie na dno, bo nie będzie jak zatamować wlewającej się wody.
Z tą korozją na okrętach to już nie przesadzajmy.
W perspektywnie miesiąca czy roku, zgoda. W perspektywie kilkunastu czy więcej lat już nie.
Pamiętaj o ograniczeniach technologicznych z tamtego okresu.
jak czytam to forum i inne rzeczy to czy jest jakiś okręt, który Anglicy oceniają dobrze (większy od niszczyciela)?
Jako całość? Chyba nie.
np. Kenty chwalą za szybkostrzelność i pewność działania artylerii, świetną dzielność morską i duży zasięg.
Ale wieszają psy za słaby pancerz czy uzbrojenie przeciwlotnicze.
W podobny sposób będzie o praktycznie każdej jednostce.
Oni dążyli do ideału i zawsze im coś uwierało w siedzenie.
Wiedzieli, że okręt to kompromis, ale chodziło o znalezienie równowagi. Coby nie zrobili to im zawsze było źle.
W przeciwieństwie do amerykanów dla których zawsze amerykańskie najlepsze i koniec.