
Ja tylko dodam, że są takie telefony, które zadzwonią nawet po odcięciu kabli, bo prąd już tam był.
Jak najbardziej zaleta i tylko tak trzeba to odbierać. Nie znoszę sztywniaków. Sam należę do ludzi wesołych, co często pozwala przetrwać w demokracji, i gotów jestem wycisnąć dowcip z każdej nadarzającej się sytuacji.Maciej3 pisze:Albo moze inaczej. Ta komicznosc to zaleta czy wada?
Macieju, podczas tonięcia Yamato nie można było w pewnym momencie zapobiegać przechyłowi okrętu przez kontrbalastowanie. Autor "Senkan Yamato no saigo" (znam tylko fragmentarycznie), pan Mitsuru Yoshida, który był obecny wtedy na tym okręcie i słyszał wszystko dokładnie (właśnie przez rury) pisze, że zniszczony wybuchem bomby został prawoburtowy pokój kontroli uszkodzeń, sytuacja absolutnie nie przećwiczona. Decyzje były podejmowane samowolnie przez oficerów, którzy próbowali nie dopuścić do przerócenia się okrętu na lewą burtę. Doprowadziło to śmierci setek ludzi podczas improwizowanej akcji ratunkowej. A ty tu piszesz o zatykaniu kołkami rur głosowychMaciej3 pisze:Biorąc to wszystko pod uwagę ( i jeszcze trochę więcej ), duża ilość rur głosowych to była zaleta a nie wada Yamato.
Z tą korozją na okrętach to już nie przesadzajmy. Akurat tutaj nauka do przodu nie poszła, to co wiedzieli elektrochemicy w latach 20. nie odbiega bardzo od tego, co wiadomo o tym zjawisku dziś. Na pewno byli tego świadomi i wiedzieli jak się maksymalnie przed tym zabezpieczać, zarówno w Ameryce, jak i w Japonii czy Polsce.Maciej3 pisze:Na okręcie jest wszystko jeszcze gorsze, bo woda jest słona, co powoduje piękną korozję
W perspektywnie miesiąca czy roku, zgoda. W perspektywie kilkunastu czy więcej lat już nie.Z tą korozją na okrętach to już nie przesadzajmy.
Jako całość? Chyba nie.jak czytam to forum i inne rzeczy to czy jest jakiś okręt, który Anglicy oceniają dobrze (większy od niszczyciela)?
No, jak raz Bismarka zobaczyli w działaniu, to potem już woleli nie chadzać na niego i braciszka w pojedynkę.PawBur pisze:I chodzi mi o okręty takie, które mogli widzieć w działaniu ( więc raczej te sojusznicze) - nie żadne raporty wywiadu itp.
Dla 1415 ludzi i ich rodzin to takie sobie pocieszenie...Maciej3 pisze:Wiec jak przetrwasz pierwszych kilka salw to potemozna sie specjalnie nie bac.
No nie szli, tylko że jak Księciunio z tą swoją koślawą artylerią został sam, to i tak dobrze, że się skończyło dla niego tak, jak się skończyło. Już potem z samym Renownem to woleli nie startować. Kiedy Tovey pierwszy raz polował na Tirpitza, to bał się podchodzić z KGV, zanim samoloty nie wlepiłyby Niemcowi paru torped.Maciej3 pisze:I owszem. Ale od samego początku szli przecież nie w pojedynkę.
A wyszło jak wyszło.
Ciężko powiedzieć czy się bał. Albo raczej - czego się bał.Tovey pierwszy raz polował na Tirpitza, to bał się podchodzić z KGV, zanim samoloty nie wlepiłyby Niemcowi paru torped.
No mi to nawet nie przyszło do głowy, żeby traktować rury głosowe jako element ryzyka przy ratowaniu okrętu. To może być 0,1% ryzyka, które w dodatku tak jak piszesz można bez problemu usunąć. EDIT: Jedyną wadą rur głosowych jak dla mnie mogło być to, że gwar nagle zamiera i już wiadomo co się stało. Niezbyt przyjemne doświadczenie zapewne.Maciej3 pisze:Nie chodziło mi o takie usuwanie uszkodzeń podczas ostrej akcji, gdzie się jeszcze zalewa siłownię pełną ludzi żeby wyrównać przechył.
No wiesz - prąd był? Był. Odczynniki produkowane na skalę handlową były? Też były. Kadzie były? No też by się coś znalazło... Jeszcze tylko "Poradnik galwanotechnika" i można szaleć.Maciej3 pisze:W perspektywnie miesiąca czy roku, zgoda. W perspektywie kilkunastu czy więcej lat już nie.
Pamiętaj o ograniczeniach technologicznych z tamtego okresu.
Hehehe, całe FOW... Oto jak zgrabnie z Iowa kontra Yamato przeskoczyliśmy do KGV kontra Tirpitz.Maciej3 pisze:Ciężko powiedzieć czy się bał. Albo raczej - czego się bał.Tovey pierwszy raz polował na Tirpitza, to bał się podchodzić z KGV, zanim samoloty nie wlepiłyby Niemcowi paru torped.
Strach czy zimna kalkulacja?
Ale to też już chyba było. I to nie raz. Dlatego proponuję przejść równie zgrabnie do... może Vittorio Veneto kontra King George V, albo Vittorio Veneto kontra WarspiteHalsey pisze:Hehehe, całe FOW... Oto jak zgrabnie z Iowa kontra Yamato przeskoczyliśmy do KGV kontra Tirpitz.Maciej3 pisze:Ciężko powiedzieć czy się bał. Albo raczej - czego się bał.Tovey pierwszy raz polował na Tirpitza, to bał się podchodzić z KGV, zanim samoloty nie wlepiłyby Niemcowi paru torped.
Strach czy zimna kalkulacja?
Nieźle jak na powiększoną kopie starego Badena, do tego z kiepskimi radarami, beznadziejnym systemem opancerzenia i TDS, awaryjnymi maszynami, lipną bo nieuniwersalną artylerią itd…Halsey pisze:No, jak raz Bismarka zobaczyli w działaniu, to potem już woleli nie chadzać na niego i braciszka w pojedynkę.PawBur pisze:I chodzi mi o okręty takie, które mogli widzieć w działaniu ( więc raczej te sojusznicze) - nie żadne raporty wywiadu itp.
A to w takim razie przepraszam. Czując te emocje, sam odpisałem chyba nieco zbyt ostro… do tego niecelnie… heh…PawBur pisze:Mój wpis, już zapomniany bo przybyły chyba 3 strony był trochę emocjonalny i chaotyczny, więc tylko dla zasady:
1. Joggi nie chodziło o twoje wyliczenia akurat, bardziej o to co podano w pierwszym poście tego wątku.
Starym marynarzom, trudno dogodzić.jak czytam to forum i inne rzeczy to czy jest jakiś okręt, który Anglicy oceniają dobrze (większy od niszczyciela)?