Fereby pisze:Duża część Sztabu Generalnego i najwyższych rangą dowódców liniowych niedouczonymi ćwokami była - o przydziale decydowała lokata w Eta Jima, a o lokacie w Eta Jima decydowało głównie... urodzenie. W rezultacie Nimitz uzyskałby tam najpewniej lokatę rzędu... setnej - jako pochodzący z warstwy kupieckiej, najniższej wedle kodeksów obowiązujących w czasach Bakufu (bardziej przerąbane w Eta Jima miały tylko tzw. "dzieci miłości" - potomkowie zakazanych do Rewolucji Meiji małżeństw międzyklasowych).
Nie wiem co do tego wszystkiego ma Nimitz

To, że japońskie społeczeństwo było kastowe i stało jedną nogą w średniowieczu jak widać nie przeszkodziło im w stworzeniu najpotężniejszej broni w uwczesnym świecie w postaci KB, więc chyba nie było z nimi aż tak źle jak to przedstwiasz
Fereby pisze:To co napisałeś o Yamamoto, świetnie pokazuje kompletne niezrozumienie tej kluczowej kwestii wśród japońskich dowódców - właśnie w przypadku wojny błyskawicznej, infrastruktura stoczniowa ma kluczowe znaczenie! Podczas intensywnie prowadzonych działań, ryzyko doznania uszkodzeń przez okręty, jest wyższe niż podczas długotrwałej wojny na wyniszczenie, mniej jest też czasu na naprawy.
Wybacz, ale nie bardzo rozumiem jakim cudem krótkotrwała wojna bardziej naraża na uszkodzenia niż długotrwała O_o
Jak na mój gust w stylu walki jaki planowali prowadzić Japończycy nie było miejsca na odtwarzanie zdolności bojowych. Uderzamy tym co mamy zadajemy przeciwnikowi potężny cios, który zmusza go do podpisania pokoju na naszych warunkach. Najbardziej jaskrawym przykładem takiego podejścia jest choćby sposób szkolenia pilotów.
Fereby pisze:Podobnie jak twierdzenia Fuchidy.
Więc na podejrzenie konfabulacji robimy własne? Cóż ciekawe.
Fereby pisze:
Przekonaj mnie.
Do czego? Popatrz na japońską flotę, plany przedwojenne, manewry, na krążownik Kitakami. Sądzisz, że to co budowali i tworzyli przez ładnych kilka lat nagle wywalili do kosza?
Fereby pisze:Owszem, nie musiał i być może nie dowierzał - niestety nie wiemy jak naprawdę wyglądała ta wymiana zdań, jakie padły argumenty i kto był za czym. Fuchida był stroną sporu, więc trudno uznać go za bezstronnego świadka.
Więc w zasadzie wszystko co o tym pisałeś to niczym nie poparte domysły.
Fereby pisze:A mógłbyś przytoczyć faktyczny przebieg tej rozmowy?
Nie, ale od kiedy brak treści rozmowy uwiarygadnia w jakikolwiek sposób czyjś interpretacyjny jej przebieg?
Fereby pisze:A skąd wiesz, że Fuchida nie konfabuluje? Ostatecznie, zrzucenie winy na Nagumo było mu bardzo na rękę.
A skąd wiesz że konfabuluje?
Fereby pisze:Tojo był dyktatorem i to on decydował.
Owszem tyle tylko że niby w jaki sposób uwiarygadnia to lub nie twierdzenia o Yamamocie?
Fereby pisze:Mógłbyś jakoś rozwinąć to kiszenie, bo ja niczego takiego nie widzę.
Znaczy konkretnie czego nie widzisz? Sprawdz czym zajmowały się pancerniki obu stron.
Fereby pisze:
A w ogóle twoje twierdzenie o niewierze w decydującą rolę lotniskowca wygląda na konfabulację, nie opartą na faktach - Bloch, Towers, czy Yarnell, byli zwolennikami tezy o supremacji lotniskowca i to im Roosevelt wierzył, a nie "marynarzom" (np. Richardson).
No proszę, moze to i konfabulacja, tylko jak mi wytłumaczysz fakt, że w zasadzie do pierwszej bitwy lotniskowców doszło w zasadzie przypadkiem no i Roosevelt w swojej wierze jakoś nie dorobił się do wybuchu wojny sensownej taktyki lotniskowców, a jego flota pobierała nauki w trakcie?
Fereby pisze:Taki właśnie styl argumentacji jest nagminny np. w filmach dokumentalnych o decydującej roli lotniskowca.
To rozmawiamy o faktach czy o poziomie filmów popularnonaukowych?
Fereby pisze:Ogólne założenie Yamamoto, a to on decydował - mająć mocne plecy pod postacią Tojo - było takie, by jak najszybciej wyeliminować amerykańskie lotniskowce. Zarówno Nimitz, jak Bloch to wiedzieli, tyle że mieli inne poglądy, jak temu zapobiec.
To w takim wypadku muszę stwierdzić że Yamamoto był idiotą.... bo skoro atak na Midway nie miał w założeniu stworzenie własnej bazy pod bokiem głównej bazy amerykańskiej i sprowokowanie tym samym amerykanów do decydującego starcia. Tylko lotniskowce i pozwolił na atakowanie nic nie znaczącej wysepki przed wykryciem celu głównego to strateg z niego jak z koziego zadu klarnet

Nawet ja będąc laikiem nie zrobiłbym takiego błędu

Tak troche poważniej, podejrzewam, że Yamamoto miał świadomość zagrożenia jakim są amerykańskie lotniskowce, ale sądzę, że w dalszym ciągu jego głównym celem było battleline. W końcu plan Midway powstał niezależnie od starcia na Koralowym, więc wpływ jego był raczej marginalny pomijam już fakt, że amerykanie się tam nie popisali. Owszem zniszczenie amerykańskich lotniskowców było by mu jak najbardziej na rękę choćby z tak błachego względu jak pozbawienie battleline osłony powietrznej.
Fereby pisze:W rezultacie czego nie jest stanie wykorzystać pełni możliwości swych sił, co oddala perspektywę decydującego starcia.
Niezupełnie, sądzę, że Japończycy byli w pełni świadomi tego, że nie mają szans z Ameryką na polu gospodarki nawet w trybie pokojowym, nie ten potencjał. Jedyną szansę upatrywali w maksymalnym sprężeniu się i zadaniu przeciwnikowi potężnego ciosu który chociaż zamroczy przeciwnika i pozwoli ugrać to co im potrzebne, na dłuższą wymianę ciosów nie mieli szans. Co zreszta pokazała wojna. Nie udało się im zamroczenie jedynie rozsierdzili "wujka sama". Zauważ, że w zasadzie Japończykom Midway nie było do niczego potrzebne. Jakie tu ma znaczenie to czy Amerykanie mieli wystarczającą liczbę tankowców? A Japończycy mieli? Nie wiem czy Japończycy mieli świadomość tego ile tankowców ma US Navy, może mieli i dlatego byli świadomi, że battleline nie spełni ich pragnień i nie popłynie w szyku torowym ku Filipinom? I dlatego urządzili Perl Harbor? Chcąc osiągnąć swoje cele na Pacyfiku Japończycy musieli wyeliminować amerykańską flotę, mieli tego pełną świadomość. Im szybciej ja wyeliminuja tym lepiej. I temu zauważ podporzadkowali swoje działania.