AdrianM pisze: ↑2022-09-15, 13:28Przedstawiłem ci jaka będzie prawdopodobna struktura aktywnej rezerwy, poborowych i zawodowych i jakie koszta dla poszczególnych liczone dla roku 2021.
Koszt utrzymania żołnierza zawodowego w stopniu szeregowego to ok. 47 tys. rocznie. Tyle bez trudu wygooglałem na stan sprzed 4 lat. Dziś niech to będzie 60 tys. zł.
Koszt utrzymania szeregowego WOT to ok. 8 tys. rocznie. Dziś niech będzie 10 tys. rocznie. Zaokrąglenia by łatwiej się liczyło, bo chodzi o rząd wielkości.
I teraz:
W obecnych czasach mamy stany ewidencyjne jakieś 112 tys. wojsk operacyjnych i nieco ponad 32 tys. WOT.
Stanów etatowych nie szukałem, ale wiedząc jak wygląda ukompletowanie to będzie pewnie ze 120 (choć jeszcze dwa lata temu obowiązywał limit 111,5) i 40 tys.
Szacunki na koniec tego roku roku mówią o osiągnięciu łącznego stanu ewidencyjnego SZ 163 tys. po doliczeniu m.in. kandydatów do zawodowej służby wojskowej itp.
Aby osiągnąć łączny etat 300 tys. trzeba:
- zwiększyć zawodowy komponent wojsk operacyjnych o jakieś 30-40 tys. etatów
- zwiększyć WOT o około 10 tys. etatów
- utworzyć etat ZSW na poziomie 10 tys. Może być wyższy, np. 15, a nawet 20 tys., ale trzeba założyć wariant pesymistyczny, że ewidencyjnie się go nie osiągnie bez obowiązkowej służby zasadniczej na co oczywiście jest wprowadzona furtka, więc załóżmy, że etat można sobie zrobić by mieć pole manewru.
- utworzyć etat aktywnej rezerwy na poziomie 60 tys. (może być nawet 70 tys.).
Czyli wychodzi tak, że w wersji na bogato jest 40+10+20+70=140 tys. etatów + obecne ok. 150-160 tys. i to już się prawie zamyka.
Mocno szacunkowe roczne koszty bezpośrednie rozrostu ze wstępnych założeń podanych na podstawie ww. danych:
WOT = 100 mln zł
Aktywna rezerwa = 350 mln zł (przy założeniu kosztów połowy WOT na łeb, choć raczej będzie niżej).
ZSW = 1 mld (wskaźnik nieco mniejszy niż dla operacyjnych)
Razem 1,5 mld złotych rocznie przy absolutnie nierealnym założeniu, że etat będzie zapełniony. Nie będzie. Jak to mówił jeden w karczmie w "Jak rozpętałem II wojnę światową": "Ne ma gluptaka".
Nigdy stan ewidencyjny nie był tożsamy z etatowym. Nawet w czasach obowiązkowej ZSW pododdziały miały ukompletowanie średnio mniej więcej na poziomie 90%.
Jak dla obecnej ZWS byłoby 50% to będzie sukces (przy okazji koszty o połowę niższe

), ale przy systemie zachęt może się to udać. Żeby daleko nie szukać kiedyś w ZSW chłopaki mogli zrobić prawo jazdy praktycznie każdej kategorii. Robisz C lub C+E na koszt wojska w ZSW i podpisujesz zobowiązanie do 4-letniej aktywnej rezerwy. Jednostkowy koszt 3-6 tys. zł za specjalistę kierowcę jest jak najbardziej akceptowalny... zwłaszcza, że ma on dużą szansę znalezienia stałego zatrudnienia w wojsku jeśli mu się spodoba służba. Pomysły można mnożyć, a ich koszty i tak będą niewielkie w porównaniu do korzyści.
Najwyższym kosztem byłoby zwiększenie etatu żołnierzy zawodowych. To byłoby naprawdę lekko licząc 2,5 mld zł.
Tak czy owak bezpośrednie koszty zwiększenia armii mogą się zamknąć w kwocie 4 mld zł (przez kilka lat tylko część takiej kwoty). Rocznie to koszt równoważny 1/3 trzynastych emerytur lub 1/10 programu 500+.
Koszty osobowe to problem, ale kompletnie z zupełnie, zupełnie innej ligi niż zasoby osobowe.
Koszty materiałowe i szkoleniowe takiego rozrostu trudno oszacować. Przy tworzeniu od zera WOT koszty takie były relatywnie wysokie, ale zwiększanie etatów w oparciu o istniejące już zaplecze i to rozciągnięte w czasie nie powinno być zatrważające. Tu jednak nie podejmuję się dokonywania żadnych szacunków... ale jakby co to jakiś kanapowy mędrzec zawsze się znajdzie.
Na chwilę obecną aktywną rezerwę można starać się częściowo zapchać rocznikami 1982-90 (choć łącznie mamy ponad półtora miliona rezerwistów to limit wiekowy aktywnej rezerwy powinno się jednak zawęzić do 40 lat dla szeregowych, starsi powinni trafiać wyłącznie do pasywnej rezerwy), czyli tymi które odbywały obowiązkową ZSW (proponuję sprawdzić liczebność ostatnich kilku poborów), a następnie sukcesywnie zastępować nowowyszkolonymi żołnierzami po zakończeniu dobrowolnej ZSW. Z tą będzie już problem i 10 tys. rocznie może się okazać sufitem nie do przebicia bez dobrych rozwiązań motywacyjnych lub korzystania z uprawnień ustawowych.
Największy problem jest z wojskiem zawodowym. Przez 7 lat udało się osiągnąć wzrost stanu ewidencyjnego o 16 tys., ale dane te nie uwzględniają ostatniej fali odejść (podobno licznej) i potencjalnej powtórki z rozrywki w przyszłym roku (to akurat może chwilowo zahamować dodatek balkonikowy, ale docelowo będzie on a raczej tak szkodliwy jak zaczyna być w MSW). Tu jest naprawdę wąskie gardło. Można powołać ponownie część żołnierzy, którzy odeszli na wcześniejszą emeryturę, ale na taki ruch zdecydują się jedynie ci, którzy nie odnaleźli się na cywilnym rynku pracy i postanowią dosłużyć do pełnej emerytury. Paradoksalnie, mogą się sprawdzić jako instruktorzy i dowódcy w oddziałach rozbudowywanych o ZSW. To, że ktoś nie odnalazł się w biznesie/handlu/usługach nie oznacza, że będzie kiepski w tym co robił wcześniej.
Tyle, że to potencjalnie nadal może być zdecydowanie za mało.
Tak czy owak w rzeczywistości doprowadzić to może do armii liczącej 160-170 tysięcy operacyjnych zawodowych i ZSW oraz nieco większej niż obecnie WOT, no i plus aktywna rezerwa. Ta ostatnia jest kluczowa w długoterminowych planach i tu trzeba patrzeć na to jako działania ratunkowe zanim dojdzie się do katastrofy. A to było już blisko. Blisko w tym cyklu to oznacza jakieś 10 lat, których nie można marnować na niemoc. Żeby zrozumieć problem trzeba go najpierw zidentyfikować.
Na początek trzeba zrozumieć tyle, że minister rzuca hasełko pod publikę, nastroszy pawi ogon i będzie się medialnie prężył. Onanizowanie się usłyszanymi hasełkami oznacza, że ktoś ma problemy z innymi sposobami zaspokajania potrzeb. Jeśli medialne unoszenie nosa to sposób na wyjście z impasu to niech będzie. Jakby powiedział 180 tysięcy to i tak byłby krytykowany przez opozycję, więc pewnie ma ją gdzieś, a że drze japę to zawsze jeszcze można jej przypiąć jakąś łatkę. Prostackie, ale tak zwyczajnie jest. Specjaliści i tak wiedzą, gdzie są problem i jaki end state będzie wystarczający by uznać za operację zakończoną powodzeniem. Natomiast laikom wystarczy, że po roku powiedzą: I co? Miało być trzysta tysięcy, a jest 170. Buuuuuu! Kłamcy! Zdrajcy! Putinowcy! No cóż... jakie elity, taki poziom debaty publicznej. Normalni ludzie naprawdę już mają tego dość.
Gdyby Napoleon przeczytał ten post 2-3 razy. Bardzo powoli i uważnie to później na spotkaniach partyjnych wśród kolegów błyszczałby wiedzą. Tyle, że życie w bańce oznacza brak zdolności do wchłaniania informacji spoza tych umieszczonych w bańce... więc nawet jakby akurat on jakimś cudem zrozumiał... to nie będzie umiał tego przekazać innym tak by zrozumieli i koniec końców milczałby żeby nie narazić się na ostracyzm w swoim sterylnym światku.