Marynarka wojenna (jak każda formacja wojskowa - i nie tylko) cechuje się hierarchicznością dowodzenia. Więc Twoje pytanie traktuję jako retoryczne.Fereby pisze: Więc kto zajmowałby się kierowaniem drużynami przeciwawaryjnymi, a kto kierowaniem ogniem?
Trudno przedstawić szczególnie tę bitwę, jako zwycięską. Tak jednej, jak i drugiej stronie. Można określić ją jako sukces. Taktyczny Japończyków, a operacyjny Amerykanów.A dlaczego rozkazy Abe miałyby ich w ogóle obchodzić? Bitwę trzeba było przedstawić jako zwycięstwo również po wojnie. Nie wiemy, jakimi dokładnie informacjami wywiadowczymi dysponowali Amerykanie przed bitwą, natomiast zastosowanie ciężkich pocisków burzących stwierdzono (bądź też "stwierdzono") w trakcie analizy uszkodzeń krążowników po bitwie.
Analiza uszkodzeń była szczególnie dogłębna na "Juneau". I właśnie chodzi o to "stwierdzono".
Tak, ale kiedy ich wspomina ? To podczas późniejszych akcji "duchy poległych" mu towarzyszą i przypominają o nocnym starciu pod Guadalcanalem. Podczas akcji najprawdopodobniej nie wiedział o nich. Natomiast po wyjściu z rejonu akcji i uspokojeniu sytuacji to normalne. W końcu był dowódcą.Wprost przeciwnie - tych zabitych ogniem Heleny wspomina regularnie.
MacArthur nie był lubiany wśród polityków i wojskowych. Zresztą na to "ciężko pracował", co w niczym nie umniejsza jego zasług, czy zdolności wojskowo-politycznych. Bo tak to nieraz bywa, że uzdolnieni wojskowi są uwielbiani przez podwładnych, a nielubiani (mówiąc delikatnie) przez "kolegów po fachu" lub przełożonych. MacArthur nie był jakimś szczególnym wyjątkiem w US Army. Jakoś mnie nie przekonuje cel polityczny. Udowadniasz (lub chcesz to zrobić), że w sierpniu 1942 r Roosevelt wiedział kto będzie jego przeciwnikiem w wyborach za dwa lata. I akurat padło na czynnego generała. Podczas wojny. No mówiąc delikatnie - niesamowite ! Poza tym MacArthur był głównodowodzącym w rejonie południowo-zachodniego Pacyfiku. Podlegał mu olbrzymi obszar wyspiarski na północ i zachód od Australii.Nie "propagandowym" - politycznym! Cel był głównie polityczny, więć naprędce dorobiono doń bardzo wątłe przesłanki strategicznie. Wskazuje na to choćby jedna rzecz - wyjęcie całego regionu spod kontroli strategicznej MacArthura, potencjalnie najgroźniejszego rywala urzędującego prezydenta w wyborach 1944 r.
Tylko, że pat w tym przypadku oznacza przewagę Amerykanów. Wcześniej pisałeś mi, że starasz się patrzeć szerzej na sytuację, ale odnoszę wrażenie, że to "szerzej" jest strasznie wybiórcze. Maksymalizujesz wpływ strat amerykańskich, przy jednoczesnym minimalizowaniu japońskich. Przez te "mniej dotkliwe" straty, Japończycy przerąbali kampanię na Salomonach. Patrząc w szerszej perspektywie, to bilans strat i jego wpływ na działania będzie inny. Wliczając również transportowce i okręty odesłane do remontu. I pytanie retoryczne. Które japońskie duże okręty utracone pod Guadalcanalem doczekały się następcy ?I właśnie o to chodzi - Japończycy ponieśli mniej dotkliwe straty, natomiast mieli znacznie większe problemy z naprawą uszkodzeń, ponieważ nie dysponowali po drodze do Japonii czymś porównywalnym z Pearl Harbor. W rezultacie więc ich lotniskowce nie miały możliwości wykorzystać osłabienia obrony przeciwlotniczej i poważnych uszkodzeń lotniskowców Floty Pacyfiku. Z kolei lotniskowce Floty Pacyfiku nie były w stanie prowadzić działań ofensywnych, więc efektem był obustronny pat.
No... naprawdę niezbyt długo. "Yamato" wszedł do służby jeszcze w grudniu 1941, a "Musashi" 3 miesiące później, czyli co najmniej 8 miesięcy przed. Żeby zrozumieć, dlaczego okręty typu "Yamato" nie mogły zastąpić krążowników liniowych w eskorcie lotniskowców, należy sięgnąć do koncepcji ich powstania. Były to "pancerniki strategiczne" zbudowane specjalnie dla "nowej Cuszimy", a nie do uganiania się po całym Pacyfiku za mniejszymi zespołami amerykańskimi.Niezbyt długo przed listopadem 1942. Jakby nie rozumiem o co ci chodzi - skoro już weszły do służby, to mogły bez problemu zastąpić w zadaniach osłonowych zespołów lotniskowców oba utracone krążowniki liniowe typu Kongo.
Do eskorty lotniskowców były przeznaczone właśnie "Konga". Do tego zostały zmodernizowane i używane.
Problem w tym, że Donitza nie było na Pacyfiku, a japońskie siły podwodne były nakierowane na niszczenie zespołów floty. Konwoje były natomiast celem drugorzędnym. Tak więc wady amerykańskich torped nie miały wpływu na obronę Task Forców. Natomiast ilość niszczycieli i eskortowców, jak najbardziej. "Demolka", o której piszesz była tak wielka, że przed utworzeniem drugiego frontu w Europie, walnięto inwazję najpierw w Afryce północnej, a później we Włoszech.Problem w tym, że Doenitz miał w 1942:
a:) w pełni sprawne torpedy i zapalniki,
b:) taktykę grupowego zastosowania okrętów podwodnych,
c:) wiedział, gdzie okręty rozmieszczać (choć niestety czasem się mu do tego mieszał się Hitler).
Natomiast podwodniacy US Navy w 1942 mieli:
a:) kompletnie niesprawny zapalnik magnetyczny,
b:) niezbyt sprawny zapalnik uderzeniowy,
c:) bardzo wadliwą torpedę Mark XIV,
d:) działali samodzielnie,
e:) nagminnie rozmieszczano ich w sąsiedztwie baz, zamiast na uczęszczanych szlakach żeglugowych,
W rezultacie więc, niedostatek jednostek eskortowych w 1942 i sporą część 1943 roku, Japończykom niespecjalnie doskwierał. Amerykanom przeciwnie - Doenitz zafundował im w pierwszych miesiącach 1943 roku taką demolkę, że Roosevelt w końcu dał się przekonać, że utworzenia drugiego frontu w Europie należy przenieść na 1944 rok.
Nie chciałbym abyś traktował to, jako moje pomniejszanie alianckich strat w tym okresie, które rzeczywiście były ogromne.
Najprawdopodobniej byłby wielki szum o "Afrykańską awanturę", a nie wysłuchiwanie podwodniaków. Każdy chciałby się dowiedzieć, dlaczego zamiast wzmocnić siły na Guadalcanalu, wyprawiono się do Afryki.Nie - to wyłącznie propaganda. Te rzeczy nie miały kompletnie związku z wynikiem I i II bitwy koło Guadalcanalu. A wprost przeciwnie - gdyby Amerykanie na Guadalcanalu jednak przegrali, to być może wreszcie ktoś wysłuchałby ciągłych skarg podwodniaków na niesprawne torpedy i złą taktykę.
Skoro amerykańskie stocznie miały taką wydajność, to dwa krążowniki mniej, czy więcej nie robiły im specjalnej różnicy.
Poza tym nie bardzo wiem, jaki wpływ miałaby sprawność torped na walki lądowe. Na Guadalcanalu kluczem do zwycięstwa było lotnisko, ponieważ pozwalało na kontrolę nad olbrzymim obszarem Pacyfiku. A lotnictwo zainstalowane na Henderson Field zadało Japończykom znaczne straty.
Odnośnie stoczni. I dlatego nie rozumiem Twojego dramatyzowania amerykańskich strat.
W Normandii został storpedowany "Dragon". I co osłona też była nieskuteczna ? Przy działaniach przeciw okrętom podwodnym takie rzeczy się zdarzają. Zwróć uwagę na jedną rzecz. Czy w wyniku tych działań alianci wycofali swoje wojska ?Na podstawie tego, że podwodniacy Doenitza puścili na dno tankowce, co natychmiastowo wstrzymało działania ofensywne.
Fereby