Wszystkie nasze scenariusze na morzu (odkąd jesteśmy w NATO) to chyba zawsze sprowadzają się jednak do tego "ruskiego". Obecnie zakładamy, że sojusz nam pomoże, albo co najmniej nie będzie utrudniał, a szerzej to liczymy tylko na USA, czy może się mylę?
Co do scenariuszy to pokuszę się jednak o krótką analize sytuacyjną (pomine czasy pokoju i zagrożenia bo tu wymagania spadają). Jeśli nas zaatakują to trapiącą nas w pierwszej kolejce kwestią jest sam w sobie Kaliningrad i to czy my jako Polska lub NATO sobie z czymś takim poradzimy... Czyli prościej abyśmy wszyscy się rozumieli pozostaje pytanie czy po pierwszej wymianie ciosów, będziemy czy też nie będziemy flankowani. Pytanie podstawowe, czy operacja Kali-kaput się udała? I tu można przyjąć kilka scenariuszy:
1) Udało się całkowicie
2) Udało się częściowo - np. S-400, większość wyrzutni rakiet i lotnictwo wyeliminowane, ale obszar pozostaje poza nasza kontrolą, ale bez komunikacji z Rosją
3) Jw. tylko z tym wyjątkiem, że obszar posiada komunikacje z zapleczem
4) Nie udało nam się tak właściwie nic im zrobić oprócz nielicznych szkód po wymianie ognia
I tak przy scenariuszu 1-2 flota Bałtycka przeprowadza się z Bałtyjska na północ. W takim układzie nasz teatr operacyjny przenosi się pod zatoke fińską i próbe trzymania ich floty na dystans. Byłbym daleki z wysyłaniem tam nawet Burków do blokady, więc raczej wraca nasza stara idea OP i wojny minowej, czyż nie? Konwoje mogą iść morzem i do Szczecina oraz Gdańska, lecz musimy zakładać, że ryzyko przedostania się OP jest wciąż wysokie. Jeśli mamy "nasze" NATOwskie AWACS'y, lub przyszłościowo płomykówke i rybitwe to sytuacja na wodzie i w powietrzu będzie kontrolowana. Przejście konwojów będzie wymagało wsparcia myśliwców NATOwskich. Więc większość morskich patroli sprowadza się raczej do monitorowania tego co się dzieje pod wodą, a dodatkowo monitorujemy sytuacje nawodną i w powietrzu. Natomiast Rosja miałaby w takim układzie bardzo ograniczone rozpoznanie i musiałaby polegać w większości na samolotach, które musiałyby operować bardzo daleko od baz.
Scenariusze 3-4 nie są mile widziane, ale prawdopodobne. W takim przypadku na zatoce gdańskiej jest zasadniczo blokada i miejsce tylko na koziejowanie, gdzie puszczamy wodze fantazji i jakich to dronów byśmy tam nie użyli. Jedyny port do którego mogą iść okręty to Szczecin. Rozpoznanie przeciwnika na tym obszarze będzie mocno ograniczone więc znów będą polegać na OP i samolotach. Ta część akwenu jest niezwykle trudna dla OP ponieważ po ataku nie mają zbytnio jak uciec głębiej. Co do samolotów to muszą wykonać rajd na odległość 400 km. Jeśli piszemy o rajdzie z użyciem bomb szybujących to musi się on odbyć wysoko, żeby zwiększyć zasięg tych bomb, więc nawet przy obecnych radarach nadbrzeżnych będziemy o tym wiedzieli dużo wcześniej. Zasięg samolotu na małych wysokościach drastycznie spada, a AWACsy powinny czuwać. Co do rozpoznania satelitarnego i jego użyteczności na potrzeby likwidacji okrętów w ruchu już chyba kiedyś wspominałem i nie jest to bynajmniej proste.
Teraz pozostaje zasadnicze pytanie, jakie dodatkowe zdolności powinny mieć nasze okręty i które są kluczowe? Zdolności ZOP są napewno niezbędne ponieważ to jedyna sfera MW gdzie nikt jej nie zastąpi. MJR przy obecnym zasięgu rakiet są w stanie zapewnić obszarowo wystarczającą siłe ognia. Do obrony bezpośredniej optymalny wydaje się RAM. Pytanie czy coś jak ESSM ma sens jest zasadne jeśli spodziewamy się sea-skimmingu podczas naszych operacji i wtedy miałoby to sens, ale nie koniecznie jest to główny problem jeśli dysponujemy odpowiednim rozpoznaniem i wystarczającą siłą lotnictwa. Obszarowe OPL to znowu sprawa fajna, ale co ona nam daje bez wysuniętego rozpoznania? Zdaje się, że będzie tak samo użyteczna jak te nasze obecne NDR'y. Do zabezpieczenia pułapu powyżej horyzontu radiolokacyjnego wystarczy nawet jedna mocna jednostka AAW i kilka rozpoznawczych zwiększających świadomość sytuacyjną (chyba, że zakładamy iż Rosja nie liczy się ze stratą całej eskadry dla jednorazowego efektu). A musimy sobie uzmysłowić, że taki konwój nie popłynie bez okrętów koalicjantów, które to mają znacznie lepsze OPL niż my jesteśmy w stanie kiedykolwiek pozyskać. Istotniejszą kwestią wydaje się utrudnianie rozpoznania przeciwnikowi i trzymanie go na dystans w trakcie operacji. A najważniejszą kwestią wydaje się ciągle jaką my tą siłe ognia mamy aby znaleźć się w preferowanym scenariuszu nr.1. Nijak ma się do tego MW i rakiety o zasięgu 1000km (z NDR'ów chyba równie dobrze ten obszar ostrzelamy).
Oskarze piszesz cały czas, że największym zagrożeniem na Bałtyku są samoloty, ale własne lotnictwo morskie jest przez ciebie ciągle pomijane i szukanie wymówek typu ile to nie pali itd... Zasadniczo jeśli będzie wojna to uwierz mi, że najmniej będzie nas interesowało spalanie paliwa i resursy. A posiadając odpowiedni poziom sił powietrznych to raczej oni będą musieli się martwić jak sobie z tym poradzić.
A na zakończenie to chciałbym wrócić do tego co nazywamy finansowaniem i jak sobie pozyskanie kolejnych 10mld PLN na fregaty właściwie wyobrażamy
