Witam na forum.
W całej rozciągłości popieram wypowiedź. Panowie, którym najbardziej doskwiera twórczość p. Lipki, może warto poświęcić trochę czasu na wyłuskanie błędów (nawet nie wszystkich, a jedynie przykładów dyskwalifikujących rzetelność autora).
O ile dobrze pamiętam to jedynie taka krytyka jest krytyką konstruktywną.
Jak dziś przypominam sobie gdy na Histmagu przeczytałem komentarz do recenzji ksiązki M. Borowiaka "Okaleczony drapieznik".
Pozwolę sobie zacytować ją w całości:
Teodor Makowski na Histmag.org pisze:Z przykrością, miałem bowiem nadzieję na dobrą lekturę, książkę Pana Mariusza Borowiaka „ORP Wilk okaleczony drapieżnik” po przebrnięciu przez 67. stronę musiałem niesmakiem odłożyć na półkę. Niestety nie mogę jej nigdzie zwrócić bowiem stanowi prezent od mojej córki, skuszonej do zakupu tytułem i jakością wydania.
Co mnie od tej książki tak zdecydowanie odrzuciło? A to:
- nieprofesjonalność i nierzetelność autora w przedstawianiu faktów;
- nieznajomość problematyki wojennomorskiej i posługiwanie się tymi zagadnieniami w sposób dowolny, jak mu to aktualnie pasuje;
- nieznajomość spraw służby okrętowej;
- woluntarystyczny sposób opiniowania zdarzeń – np. patrz przypis 37 na stronie 64,
- zastępowanie braku przypisów przez posługiwanie się danymi z nieujawnionego dokumentu mającymi sprawić wrażenie rzetelności, np. podawanie precyzyjnego czasu zachodzenia zdarzeń, zmiany wachty itp. czasem nie wiadomo po co;
- chaos i bałagan w przestawianiu zdarzeń.
Wymienione niedoskonałość dotyczą każdej strony, podkreślam każdej. Szczególnie dotyczy to opisu działalność Wilka w obronie Wybrzeża, od 62 do 67 strony. Co tak szczególnego napisał Mariusz Borowiak na 67. stronie, że moja cierpliwość się skończyła i zakończyłem lekturę? Sprawa dotyczy zarzutu (początek podrozdziału 2.2.) formułowanego przez Mariusza Borowiaka, nierzetelnego przedstawienia przez innych autorów (jakich ?, gdzie przypis ?) zapisu w dokumentach okrętowych godziny wyjścia Wilka z portu Gdynia w dniu 1 września 1939 roku. Szalę przeważył wykrzyknik postawiony przez p. Borowiaka dla podkreślenia Jego racji.
Otóż informuję, opierając się na tym co p. Borowiak napisał, że nie dokonał On tutaj żadnego sensacyjnego odkrycia i nie obalił kolejnego mitu. Sprawa dotyczy Jego nieznajomości służby okrętowej. Wyjaśniam, że prawda według mnie, jest zawarta w obu dokumentach, a to:
- w Dzienniku zdarzeń o godzinie 06.00 zapisano czas rzucenia cum (nie odkotwiczenia jak chce p. Borowiak) przy molo dywizjonu OP. W dokumencie tym zapisywane są chronologicznie wszystkie wydarzenia, które zachodzą na okręcie,
- w Dzienniku nawigacyjnym o godzinie 06.15 zapisano czas minięcia przez okręt główek portu Gdynia. Był to początek prowadzenia zapisów w tym dokumencie, dotyczących tego wyjścia a odnoszących się jedynie do prowadzonej nawigacji.
15 minut zabrało Wilkowi przejście od mola do główek portu, to czas normalny, szczególnie kiedy okręt stał rufą do wyjścia i musiał manewrować oraz obracać się w awanporcie.
Tu niema żadnej sensacji a pan Borowiak nie wie o czym pisze, na dodatek wszystkiego podkreśla swoją niekompetencję wykrzyknikiem.
Doradzę panu Borowiakowi aby w przyszłości zanim cokolwiek wyda w kwestiach związanych z Marynarką Wojenną dał to do korekty profesjonaliście.
O wartości pracy decyduje profesjonalność autora widoczna w rzetelności szczegółów. Jeżeli tak nie jest to cała taka pisanina nadaje się tylko na złom, umysłowy. Obawiam się jednak, że składnice takiego złomu jeszcze nie istnieją.
Teodor Makowski, kmdr por. w st. spocz.
http://histmag.org/?id=2831
Od siebie dodam jeszcze, że wszelkie kwestie związane z manewrami od momentu rzucenia cum do momentu minięcia główek portu nie są zapisywane w dzienniku zdarzeń, ani w dzienniku nawigacyjnym (bo ten jeszcze nie jest prowadzony), ale z sekundową dokładnością zapisywane są w dzienniku/zeszycie manerwowym lub na karcie manewrowej.
Jak widać, tekst nie został rozebrany na czynniki pierwsze, ale autor przedstawił swoje stanowisko, zaakcentował (bez podoawania przykładów) mankamenty książki i spuentował to przykładem, który w sposób jednoznaczny wskazuje, że p. Borowiak swoich prac z nikim nie konsultuje, a jeżeli z kimkolwiek konsultuje to są to osoby nie mające pojęcia o wojskowości. Pisząc książki o wojskowości dobrze co nieco o niej wiedzieć. Opinia ta mogłaby posłużyć za impuls do dokonania rzetelnej recenzji książki.