Ja uważnie czytam ten temat, bo sam nieraz zastanawiałem się nad tym, jaka flota byłaby najlepszym rozwiązaniem dla II RP.
Jakie okręty powinny być budowane lub ewentualnie kupione.
Tylko, że jest jeden problem. Pisząc jakiekolwiek opinie pozostajemy pod wpływem naszej historii morskiej, bo to są rozważania dzisiejsze, kiedy "Błyskawica" jest w Gdyni, a archiwa pękają w szwach od opisów dziejów naszych okrętów w ostatniej wojnie i co się z nimi działo po jej zakończeniu. No i tak to jest.
Ja zacząłem swoje rozważania od obejrzenia mapy Bałtyku. Potem odnalazłem mapę z granicami II RP no i przypomniałem sobie, że państwo nie należało do potęg ekonomicznych. Jak już się z tym zapoznałem, to mi wyszło, że taka flota, jaką mieliśmy przed wojną nie mogła w niczym zmienić położenia militarnego, bo nie miała szans na obronę naszego wybrzeża. W związku z tym chciałbym się dowiedzieć, czy w kierownictwie MW toczyły się jakieś dyskusje nad kształtem marynarki i czy wysuwano inne propozycje niż uparte forsowanie planu budowy nowych niszczycieli.
Czy ktoś z ówczesnych decydentów zauważył, że nie mamy baz morskich z prawdziwego zdarzenia. Było powszechnie wiadome, że Niemcy mają potężne lotnictwo, a wojna w Hiszpanii pokazała wyraźnie, co to znaczy w praktyce. W dodatku granica bardzo blisko i wystarczy byle jakie lotnisko tuż przy niej, żeby zostać zasypanym bombami. Niemcy nie musieli latać na maksymalnym zasięgu swoich samolotów, mieli czas wybierać cele. Polski wywiad dostarczył na pewno masę informacji o niemieckich zbrojeniach, a i pewnie ówczesny Zachód sporo o tym wiedział.
Szkoda zatem, że nie postawiono większego nacisku na rozwój artylerii nadbrzeżnej uzupełnionej małymi jednostkami zdolnymi stawiać miny.
Moim bardzo skromnym zdaniem, to są dwa elementy na które należało postawić obronę. Zebraliśmy pewne doświadczenia z użycia minowców przekazanych z podziału cesarskiej marynarki, zbudowaliśmy swoje, które odpowiadały wymogom akwenu działania (tylko to działo nie było najlepszym rozwiązaniem), i pojęcia nie mam dlaczego dalszy rozwój nie szedł wcześniej w tym kierunku. Pewnie względy polityczne odegrały soją rolę i wpłynęły na zakup "Gryfa", który był pomyłką podobnie, jak i niszczyciele i tak duże okręty podwodne. Ja bardzo przepraszam za takie stawianie sprawy, bo wiem, że mogę wywołać niepotrzebne emocje, ale tak to widzę. OP wychodząc w morze nie miały praktycznie szans na powrót do swoich baz pozostających w zasięgu bomb i ciągłych patroli niemieckiej floty. Wyjątkiem był "Ryś", któremu udało się w wielkiej tajemnicy zawinąć na Hel i dokonać napraw, maskując go odpowiednio.
No i jak tu działać w takich warunkach.
Nie mam też pojęcia, dlaczego nie udało się sprowadzić na nasze wybrzeże ciężkich dział. Wiem, że polityka i negocjacje z zagranicznymi partnerami nie poszły, jak trzeba, ale nikt z kierownictwa nie miał widać siły przebicia. Skoro żadne z krajów zachodnich, w tym tzw. sojuszników, nie wykazywał zainteresowania naszymi postulatami, to należało zwrócić się do Szwecji. Firma Bofors pewnie nie miałaby nic przeciwko sprzedaniu nam takiej broni, przynajmniej ja nic o tym nie wiem. A co można zrobić z artylerią, to się okazało podczas niemieckiej wyprawy do Oslo. Zdaję sobie sprawę z dystansu, na jakim strzelano do "Bluchera", ale jednak.
Prawie byłbym zapomniał wspomnieć o zwycięskiej walce z niemieckimi okrętami pod Helem na większym dystansie, i o trafieniu "szkolnego" pancernika "Schlezwig-Holstein".
Można powiedzieć, że armaty kosztują, ale okręty też nie były darmo.
W ostateczności nasz przemysł mógł coś wyprodukować, bo nie uwierzę, że nie miał potencjału wyprodukowania kilkunastu dział kalibru od 203mm w górę. Produkowaliśmy na licencji doskonałe działka plot, których niestety było za mało, to pewnie i z takim wezwaniem nasz przemysł poradziłby sobie bez kłopotu.
Koniec kampanii wrześniowej na wybrzeżu musiał się skończyć kapitulacją, ale pewnie później i z większymi stratami dla przeciwnika.
Kto wie, może dłuższa obrona chociaż tego odcinka dałaby czas Francuzom dokończyć jeść bagietki i wypić wino, którym może by się rozgrzali, a potem wykorzystaliby posiadaną broń. A tak, to można ją dzisiaj podobno kupić na aukcjach internetowych, bo mają dołączoną istotną informację - nigdy nie używana.
No i to by było na tyle... na razie.
