: 2008-08-11, 15:08
http://wyborcza.pl/1,75477,5573341,O_co ... janom.html
Strategicznym celem jest niedopuszczenie do objęcia Gruzji planem działań na rzecz członkostwa w NATO, o czym Sojusz mógłby zdecydować w grudniu - fragment analizy amerykańskiego analityka Vladimira Socora z Fundacji Jamestown (www.jamestown.org)
Organizowanie zbrojnych incydentów w Gruzji właśnie w sierpniu, kiedy europejscy urzędnicy są na wakacjach, to dla Rosji żadna nowość. Jednak w tym roku rosyjska operacja jest bardziej systematyczna, zdecydowana i dłuższa niż w poprzednich latach.
3 lipca ktoś próbował zamordować Dmitrija Sanakojewa, szefa progruzińskiego tymczasowego rządu Południowej Osetii kontrolującego co najmniej jedną trzecią jej terytorium. W tym samym czasie patrole gruzińskiej policji zostały zaatakowane serią przydrożnych bomb.
9 lipca Moskwa przyznała, że cztery rosyjskie samoloty przeleciały nad Południową Osetią. Cel był jasny - zniechęcić Gruzję do przeprowadzania lotów zwiadowczych maszyn bezzałogowych, tym samym zamykając Tbilisi oczy na wszelkie ruchy w regionie wojsk rosyjskich i przez Rosję wspieranych.
W drugiej połowie lipca i w pierwszych dniach sierpnia dowodzone przez Rosjan oddziały osetyjskie kilka razy ostrzelały kontrolowane przez Gruzinów wioski, zmuszając gruzińską policję do odpowiedzenia ogniem. W międzyczasie rosyjskie media zaczęły coraz głośniej straszyć wojną, oskarżając Gruzinów o przygotowania do agresji. Opłacani przez Moskwę kozaccy atamanowie z północnego Kaukazu zagrozili wysłaniem ochotników do walki z Gruzją.
Prowadzona przez Moskwę operacja ma trzy cele. Pierwszym i najpilniejszym jest odzyskanie przewagi w kontrolowanych przez Rosjan negocjacjach. Moskwa chce, żeby Tbilisi raz na zawsze uznało rolę Rosji jako gwaranta wszelkich ustaleń politycznych. Drugi cel to zajęcie kontrolowanych dotychczas przez Gruzję wiosek w Południowej Osetii. Rosjanie chcą albo maksymalnie zredukować terytorium kontrolowane przez Sanakojewa, albo całkowicie się go pozbyć. Jeśli im się to uda, będą mogli zrobić to samo w Abchazji.
Strategicznym celem politycznym jest niedopuszczenie do objęcia Gruzji planem działań na rzecz członkostwa w NATO (MAP), o czym Sojusz mógłby zdecydować w grudniu. Moskwa chce więc odwlec planowaną na wrzesień wizytę przedstawicieli Sojuszu w Gruzji albo przynajmniej wpłynąć na jej wynik.
Skoro zwolennicy zbliżenia z Rosją wewnątrz NATO upierają się, że nierozwiązane konflikty dyskwalifikują Gruzję ze starań o członkostwo Sojuszu, to Rosja skwapliwie stara się udowodnić, że te konflikty faktycznie pozostają nierozwiązane. Nie dopuszczając Gruzji do MAP-u w trakcie kwietniowego szczytu w Bukareszcie NATO tylko ośmieliło Rosję do odważniejszych operacji przeciwko Gruzinom.
Moskwa chce też wykończyć Gruzję ekonomicznie przez maksymalne przeciąganie walk. Rosja nie może bowiem tolerować gospodarczych sukcesów prozachodniego rządu na swej granicy.
Nie da się nie zauważyć podobieństwa tej operacji do rosyjskich interwencji z początku lat 90. w mołdawskim Naddniestrzu i w Abchazji. Scenariusz jest zawsze ten sam: najpierw rosyjskie media robią histerię, przedstawiając małe państwo, które w rzeczywistości jest celem ataku, jako niebezpiecznego agresora. Potem uzbrojone przez Rosjan oddziały zaczynają atakować wioski i siedziby miejscowych władz. Dodatkowo na miejsce są wysyłani Kozacy i ochotnicy z północnego Kaukazu.
Oczywiście rosyjscy oficjele zawsze upierają się, że Moskwa nie ma nic wspólnego z atakami i nie ma nad atakującymi żadnej kontroli. Tymczasem rosyjski wywiad wojskowy koordynuje całą operację, a rosyjskie siły powietrzne i lądowe dostarczają osłony i interweniują, jeśli tylko kraj, który jest celem ataku, próbuje się obronić.
W ostatnim etapie tego scenariusza na miejscu pojawiają się rosyjskie siły pokojowe, które przyklepują to, co już udało się osiągnąć. W czasie całego kryzysu Zachód jest oczywiście bardzo zmieszany i wzywa jedynie do powstrzymania walk przez "obie walczące strony", tym samym godząc się na rosyjską politykę faktów dokonanych.
Właśnie taki scenariusz ruszył pod koniec lipca w Południowej Osetii. 6 i 7 sierpnia oddziały paramilitarne otworzyły ogień w gruzińskich wioskach, a władze zbuntowanej prowincji odmówiły rozmów z Tbilisi. Zniszczono anteny gruzińskiej telefonii komórkowej. Broń i kolejne oddziały zaczęły napływać do Południowej Osetii z Rosji przez kontrolowany przez Moskwę tunel Roki. Rosyjscy oficjele w Gruzji zgodnie twierdzili, że Moskwa nie ma żadnej kontroli nad agresorami.
7 sierpnia o siódmej rano gruziński prezydent Micheil Saakaszwili na żywo przemawiał w państwowej telewizji. Ogłosił jednostronne zawieszenie broni i poprosił drugą stronę o wstrzymanie walk. W bardzo pojednawczych słowach wezwał do rozmów "w jakiejkolwiek formie", potwierdził wcześniejszą ofertę pełnej autonomii dla Płd. Osetii i zaproponował, by Rosja była gwarantem takiego rozwiązania. Zaoferował też generalną amnestię.
Po wystąpieniu Saakaszwilego ataki na gruzińskie wioski się nasiliły. Wioska Awnewi została niemal całkowicie zniszczona, Tamaraszeni i Prisi zbombardowane, a posterunek policji w Kurcie, gdzie urzęduje Sanakojew, został ostrzelany przez artylerię. Z wiosek zaczęli uciekać cywile.
Te wydarzenia zmusiły Tbilisi do akcji obronnej. Przed 10.30 7 sierpnia Gruzini rozpoczęli ofensywę, a w ciągu doby gruzińskie siły ruszyły w stronę Cchinwali.