Tak sobie myślę, że jednak trochę straciło na aktualności, ale nie do końca.
W czasach Nelsona okręty miały dość ograniczone możliwości prowadzenia ognia. Nie dość, że furty w burtach nie za duże to nie bardzo wiadomo było jak sobie radzić z kołysaniem okrętu.
To znaczy może i wiadomo było jak ( tak teoretycznie ) ale nie bardzo wiadomo było jak ( w praktyce ).
W związku z tym nawet jak zrobiono specjalne moździeżowce to trafienie w miasto było możliwe, ale chybienie w sporej wielkości twierdzę nie było niczym uwłaczającym.
Na lądzie nie było tego problemu. Podłoże stabilne, można było sobie robić nawet fikuśne trajektorie i trafiać z dużej ( jak na owe czasy ) odległości.
Jak dodać to tego dość oczywisty fakt, że drewno ma swoje ograniczenia, więc na okręcie zbyt ciężkie działa być nie mogły, a na lądzie w zasadzie jakie kto chciał ( czy na co było kogoś stać ). Dalej – opancerzenie. Znów ląd górą. Cóż teza Nelsona jest jak najbardziej zrozumiała.
W okresie II wojny sprawy wyglądały nieco inaczej.
Ograniczenia co do wielkości dział na okręcie nie było. Statystyk nie prowadziłem, ale tak na oko to zdaje mi się, że jednak na pancernikach było więcej tych najcięższych dział niż w umocnieniach lądowych.
Nowoczesne przeliczniki, RPCy czy Follow the Pointery i inne takie znakomicie eliminowały ( czy ograniczały jeśli nie kasowały w 100% ) wpływ falowania na celność ognia. No jak fale były duże, to celność to pogarszało, ale jak były naprawdę duże, to się lądów nie ostrzeliwało, więc argument odpada.
Co prawda w przypadku ciężkich dział zawsze zasięg ich na okręcie był mniejszy niż mógłby być, ze względu na ograniczenie kąta ostrzału, ale z tym można było żyć.
Opancerzenie często było ograniczone zarówno na lądzie jak i okręcie możliwościami metalurgicznymi a nie masą pancerza. Tu była szansa na brak przewagi kogokolwiek ( pewnie jakby poszukać znajdą się przykłady na przewagę lądu albo morza )
Ja widzę problem inny.
Okręt na morzu specjalnie się nie ukryje. Odpowiednie malowania utrudniało wykrycie i celowanie, ale bez przesady. W praktyce był na patelni i nic nie można było z tym zrobić. Zwłaszcza w dobie radarowej.
Dla odmiany bateria lądowa mogła być nieźle zamaskowana. A jak nie wiadomo gdzie jest to i nie wiadomo gdzie strzelać.
No i kolejny problem. Taki okręt to jednak spory cel. Żeby go wyeliminować wcale nie trzeba trafić bezpośrednio w działo czy wieżę.
W przypadku baterii brzegowej trzeba trafić bezpośrednio w stanowisko, które jest bez porównania mniejszym celem. Dobrze zaprojektowana bateria to kilka takich stanowisk w odpowiedniej odległości od siebie, połączonych kablami komunikacyjnymi tak, że nie da się tych kabli zerwać jakimkolwiek ostrzałem. Dalocelowniki jeszcze gdzie indziej i przeliczniki też.
Żeby ją skasować trzeba trafić każde ze stanowisk. To nie takie proste. Samo trafienie w rejon baterii niewiele zmienia.
Oczywiście wiele zależy od sytuacji. Może coś pokręciłem, ale coś mi się tłucze po łbie, że w czasie lądowania w Normandii ( czy parę dni później ) jakieś niemieckie działo ( kolejowe? ) dawało się we znaki. Nie bardzo było jak je uciszyć, bo je Niemcy chowali do tunelu jak się robiło niemiło, więc w końcu któryś z Nelsonów postrzelał sobie w stok w rejonie tego działa i toru kolejowego, wywołał lawinę kamienną i w ten sposób działo się uciszyło. No taki stok górski to jednak spory cel

W czasach Nelsona było to nie do pomyślenia. Nawet jakby ten stok był w zasięgu dział ( pominę kwestię braku torów kolejowych na lądzie w owym czasie

)