A praktycznie to gdy się Rogal Navy pofatygowała pod Genuę, pod nos Regia Aeronautica, to się jakoś nie wykryły.

Ale teoreczyczno-praktycznie, to czy japcy mieli lufkę na amerykańskie żelaźniaki

A co mieliMiKo pisze:No tak, tak, wiem czasami bateriom udało sie coś trafić. Ale jak to mówią siła złego na jednego.
Szrapnel to taka ars poetica - by podkreślić brak ochrony stanowisk.
Taka ciekawocha: podczas II wojny światowej amerykańskie pancerniki otrzymały więcej trafień od nieprzyjacielskiej artylerii nadbrzeżnej niż od okrętów wojennych, i było to co najmniej kilka razy więcej niż od samych wrogich pancerników.MiKo pisze:No tak, tak, wiem czasami bateriom udało sie coś trafić. Ale jak to mówią siła złego na jednego.
Zgadza się.jogi balboa pisze:No to akurat nie powinno nikogo dziwić. Czy nie jest przypadkiem tak że 100% normy (trafień od okrętów wojennych) wyrabia tu nasza droga SoDa?
Z pewnym wahaniem powiedziałbym, że raczej tak. Baterie nadbrzeżne były z reguły jakoś tam zamaskowane, a okręt na morzu jest siłą rzeczy dobrze widoczny. Obie strony dysponowały podobnym uzbrojeniem i podobnie zaawansowanym systemem kierowania ogniem, z dalmierzami i kalkulatorami balistycznymi. Jeśli uwzględnić opancerzenie na pancernikach, to baterie nadbrzeżne podobnego kalibru też najczęściej były odpowiednio opancerzone, choć w inny oczywiście sposób.jogi balboa pisze: Czy słynne stwierdzenie Nelsona było wciąż aktualne w epoce industrialnej?
Niekoniecznie. Każdy wystrzał dawało się namierzyć już w dobie DWS. Nie wiem czy radarem, ale dźwiękowo, na pewno.A jak nie wiadomo gdzie jest to i nie wiadomo gdzie strzelać.
Dźwiękowo owszem można, jest to względnie łatwe (aczkolwiek czy stosowano tę technikę na okrętach to nie wiem, a raczej wątpię). Niemniej dokładność tego jest powiedzmy sobie nie za duża. W artylerii polowej sprawdzało się to w miarę dobrze, zwłaszcza w sytuacji rozmaitych oblężeń, gdy była możliwość rozmieścić sobie sprzęt, wszystko starannie wyregulować, precyzyjnie ustalić położenie odbiorników itp. Na pokładzie okrętu już by tak łatwo nie było, bo on sam się porusza. Ponadto artyleria polowa jest "miękkim" celem, działa stoją najczęściej na ziemi, co najwyżej z jakimś lekkim obwałowaniem, podobnie amunicja. Nakrycie takiej pozycji salwą oddaną "na ślepo" - tylko wg namiarów - może się okazać całkiem wystarczające, nawet bez uzyskania żadnych bezpośrednich trafień może i tak narobić wielkich szkód. Artyleria nadbrzeżna z reguły jest znacznie "twardsza", działa są zwykle w wieżach z co najmniej przeciwodłamkowym pancerzem, amunicja w podziemnych schronach, najczęściej o grubościennej żelbetowej konstrukcji... Tu konieczne jest bezpośrednie trafienie a nawet i ono niekiedy może nie wystarczyć. A uzyskanie go bez dokładnej lokalizacji jest mocno wątpliwe.ALF pisze: Niekoniecznie. Każdy wystrzał dawało się namierzyć już w dobie DWS. Nie wiem czy radarem, ale dźwiękowo, na pewno.