Parshall a Guadalcanal 15/11

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Fereby
Posty: 358
Rejestracja: 2005-06-27, 13:28

Re: Re:

Post autor: Fereby »

esem pisze:
Fereby pisze: Torpeda jest cięższa od wody w której jest zanurzona, dlatego by utrzymywała się na zadanej głębokości, niezbędne jest uzyskanie siły nośnej.
Skwituje to uśmiechem: argumentacja godna Discovery Canal albo TVNTurbo :diabel:
Strach Ci zadać jakiekolwiek pytanie :brawo:
Piszę głównie dla laików, np. kogoś, kto nie rozumie różnicy między swobodnie spadającym do wody człowiekiem, a uderzającym weń z prędkością ponaddźwiękową pociskiem.

Fereby
Awatar użytkownika
esem
Posty: 352
Rejestracja: 2007-05-19, 19:10
Lokalizacja: Wrocław

Re: Re:

Post autor: esem »

Fereby pisze:
esem pisze:
Fereby pisze: Torpeda jest cięższa od wody w której jest zanurzona, dlatego by utrzymywała się na zadanej głębokości, niezbędne jest uzyskanie siły nośnej.
Skwituje to uśmiechem: argumentacja godna Discovery Canal albo TVNTurbo :diabel:
Strach Ci zadać jakiekolwiek pytanie :brawo:
Piszę głównie dla laików, np. kogoś, kto nie rozumie różnicy między swobodnie spadającym do wody człowiekiem, a uderzającym weń z prędkością ponaddźwiękową pociskiem.

Fereby
Chyba się przejęzyczyłeś: poddżwiękową. Bo i skąd ponaddźwiękowa (?) :mrgreen:
Fereby
Posty: 358
Rejestracja: 2005-06-27, 13:28

Re:

Post autor: Fereby »

Maciej3 pisze:
I działa - pocisk najpierw zostaje bardzo solidnie wyhamowany, a dopiero potem zostaje z powrotem wyrzucony w powietrze. Zresztą, jedno wynika z drugiego.
Nic nie wynika z niczego.
Wyhamowany to będzie jak da nura. Owszem wtedy, jak będzie miał niestabilną trajektorię podwodną, to może nawet wyskoczyć nad powierzchnię, ale to nie jest przeca rykoszet.
Nura wcale dać nie musi - może równie dobrze wylecieć w powierze. Zależy od wypadkowej działających sił.
A przy rykoszecie utrata prędkości od uderzenia jest nader minimalna - na tym polega rykoszet. Owszem może być spora jak będzie rykoszet ( czy coś w rodzaju ) od czegoś twardego - np. potężnego pancerza, przy kącie uderzenia powiedzmy ze 45 stopni. Wtedy i wyhamuje i wyżłobi pancerz i może zrykoszetuje za jednym zamachem.
Tak samo uderzający pocisk żłobi wodę i wyhamowuje.
Żeby zrykoszetował od powierzchni wody to trafienie musi być pod bardzo niewielkim kątem, inaczej nurek.
Pociski Hiei uderzały w wodę własnie pod niewielkim kątem.
A wtedy cała ( no może prawie cała ) energia uderzenia w wodę idzie w zmianę kierunku a nie wyhamowanie. :roll:
A ta zmiana kierunku, owocująca również i wyhamowaniem jest wynikiem odbicia się od wody.
Niewybuchy to sie zdarzają nawet w przypadku prostopadałego trafienia o pancerz.
I owszem. Czyli mam rozumieć, że te co to zrykoszetowały i nie wybuchły to były akurat jak jeden mąż wadliwe?
W dużej części.
Pociski których zapalniki się aktywowały w rezultacie uderzenia w wodę, nie zostały znalezione, ponieważ eksplodowały.
I te stada nurków które były wysyłane na no morza w celu znalezienia tych zrykoszetowanych pocisków były strasznie niepocieszone tym faktem.
A tak swoją drogą to pocisk ppanc który poprawnie zdetonuje to nie znika bez śladu.
Owszem, nie znika.
Nawiadem mówiąc, nawet gdyby uderzenie o wodę nie aktywowało zapalnika pocisku, to może się on też aktywować gdy koziołkujący pocisk uderzy o pancerz, czego rezultatem może być wybuch pocisku na płycie pancernej, którą ten sam typ pocisku zdołałby przebić w razie bezpośredniego trafienia.
Czegoś tu nie rozumiem. Owszem może się zapalnik zaktywować od takiego uderzenia, a jeśli akurat pocisk uderzy akurat tak, że trafi nie bokiem czy dnem ale "prawie" czubkiem, to wręcz powinien.
Tylko nie pojmuję czemu akurat ma to spowodować wybuch pocisku w styku z płytą. Nagle w takim układzie zapalnik traci opóźnienie czy jak? :roll:
Nie traci - w czasie od aktywacji zapalnika, do wybuchu pocisk wgniata płytę w którą uderzył (choć oczywiście może się np. jeszcze raz odbić).

Fereby
Fereby
Posty: 358
Rejestracja: 2005-06-27, 13:28

Re: Re:

Post autor: Fereby »

esem pisze:
Fereby pisze: Piszę głównie dla laików, np. kogoś, kto nie rozumie różnicy między swobodnie spadającym do wody człowiekiem, a uderzającym weń z prędkością ponaddźwiękową pociskiem.
Chyba się przejęzyczyłeś: poddżwiękową. Bo i skąd ponaddźwiękowa (?) :mrgreen:
Mógłbyś jakoś uzasadnić twierdzenie, że pociski wystrzeliwane z dział artylerii głównej typu Kongo osiągały jedynie zakres prędkości poddźwiękowych? :mrgreen:

Fereby
Awatar użytkownika
esem
Posty: 352
Rejestracja: 2007-05-19, 19:10
Lokalizacja: Wrocław

Re: Parshall a Guadalcanal 15/11

Post autor: esem »

Awatar użytkownika
Peperon
Posty: 6668
Rejestracja: 2010-11-05, 14:52
Lokalizacja: z Krakowa

Re: Re:

Post autor: Peperon »

Fereby pisze:Teoria o ocaleniu od zupełnej klęski w rezultacie strzelania przez japońskie krążowniki liniowe pociskami burzącymi, jest równie naciągana jak ten raport o liczbie ofiar. Po pierwsze była to zupełna klęska - stracono bardzo potrzebne krążowniki przeciwlotnicze i niszczyciele (dwa ciężkie krążowniki musiały być odesłane do USA na remont), poległ jeden z najlepszych taktyków walki nocnej dowódców amerykańskich. Po wtóre - potencjalnie większe straty od pocisków przeciwpancernych podważa sam McCandless, twierdząć iż pociski przeciwpancerne wystrzelone przez San Francisco przeszły przez nadbudówki Atlanty w większkości nie eksplodując. A japońskie pociski miały znacznie dłuższą zwłokę zapalnika - toteż gdyby wierzyć McCandlessowi, należałoby uznać, że jeszcze parę pocisków z tej mniejszości, co jednak wybuchła, zrobiłyby to w takiej odległości od trafionych okrętów, że uczyniłyby niewielkie szkody.
Odnoszę wrażenie, że z tą "klęską" to trochę się zagalopowałeś. Owszem amerykanie stracili w tym nocnym starciu więcej okrętów niż Japończycy, ale...
1. Nie dopuścili zespołu Abe do pozycji, z której mógłby ostrzelać Henderson Field. A przecież po to został wysłany. I to był jeden z głównych zysków poświęcenia zespołu Callaghana. Japończycy w tym starciu również stracili niszczyciele i krążownik liniowy, ale amerykański przemysł szybciej uzupełniał straty.
2. Kogo miałeś na myśli pisząc o jednym "z najlepszych taktyków walki nocnej" ? Callaghana poległego na pokładzie "San Francisco", czy Scotta, którego zabiły pociski nie wiadomo czyje, na "Atlancie" ?
3. Do opowieści McCandlessa podchodziłbym raczej ostrożnie, bo był na "San Francisco" więc jest w pewnym sensie zainteresowany tym, aby pomniejszyć zniszczenia poczynione na "Atlancie" przez ogień jego krążownika.
4. Co do pocisków przeciwpancernych, to kluczem jest czułość zapalnika, a nie jego zwłoka. Wobec tego niekoniecznie pociski wybuchałyby w dużej odległości od celu, po przejściu przez jego nadbudówki.
5. Było to kolejne nocne starcie, po bitwie u przylądka Esperance, w którym Japończycy ponieśli porażkę. I to pomimo przewagi w liczbie i klasach okrętów. A czynnik psychologiczny też swoje waży.

Moim skromnym zdaniem o klęsce Amerykanów można by było mówić wtedy, gdyby mimo wszystko "Kirishima" wyszła na pozycję i zaorała lotnisko na Guadalcanalu. W takim przypadku poświęcenie krążowników poszłoby na marne.
Ostatnio zmieniony 2011-02-15, 17:45 przez Peperon, łącznie zmieniany 2 razy.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Re:

Post autor: jogi balboa »

Fereby pisze:
jogi balboa pisze:
Fereby pisze: Tak. Wykorzystują ją np. torpedy.
Mógłbyś to rozwinąć?
Torpeda jest cięższa od wody w której jest zanurzona, dlatego by utrzymywała się na zadanej głębokości, niezbędne jest uzyskanie siły nośnej.
A w jaki sposób to czyni i jaki to ma związek z pociskami?
jogi balboa pisze:
Zgodnie z tego rodzaju teoria, jeśli grupa piechurów załozy że znajduje się 500 m od PKiN, gdy w rzeczywistości jest w odległości 1 km, efektem będzie nagminne zderzanie się członków owej grupy ze sobą.
W nocy to nie wykluczone.
Ale też warto zauważyć że rzadko który piechur posiada wyporność od 15 do 30-kilku tys. ton i kilkuset metrowy promień cyrkulacji. :D
I żeby było jasne. Nie twierdzę że japończycy lub amerykanie znali swoje dokładne (do kilkuset choćby metrów) położenie na morzu, ale wzajemne położenie okrętów w zespole.


O to właśnie chodzi - jedna i druga strona oddaliły już się na pewną odległość od punktów nawigacyjnych na Savo i Guadalcanalu.

Fereby
Jak więc morzesz twierdzić że nie można ustalić wzajemnego położenia okrętów?
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Re: Parshall a Guadalcanal 15/11

Post autor: Halsey »

Fereby pisze: Niestety, brak miejsca, nie pozwala pokazać
Niebywałe. Od kiedyż to specjalista od oftopów i rozwlekłych a mętnych wywodów ma na względzie brak miejsca?
Fereby pisze:Cóż, jak to mówią "góra się z górą nie zejdzie, ale dwu wojennych bohaterów zawsze".
Jak to mówią – niczym Manfred von Richthofen z Lanoe Hawkerem... Lothar von Richthofen z Albertem Ballem... Adolph Malan z Wernerem Möldersem... Werner Schröer z Clive Caldwellem... Clive Caldwell z Wolfgangiem Lippertem... Dalibóg, piekielna rzadkość takie spotkanie.
Fereby pisze:Problem w tym, że nie tylko nie wiadomo, kogo tak naprawdę Thach zaatakował (nie dysponujemy filmem z fotokarabinu)
Pechowo dla teoryjki Fereby'ego maszyna Tomonagi cokolwiek się wyróżniała na tle pozostałych Kate.
Fereby pisze:nie wiadomo nawet, czy Tomonaga w ogóle doleciał do w pobliże Yorktowna
A rozkazy do ataku wydawał duch Tomonagi. I jak to z duchami zwykle bywa, robił to przez radio.
Fereby pisze:paliwo mogło mu się skończyć wcześniej
Mit ostatniego lotu Tomonagi rzeczywiście istnieje, lecz polega na czymś diametralnie różnym od tego, co próbuje tu nam wciskać Fereby. Otóż wbrew temu, co najczęściej czytamy, Tomonaga nie wystartował w świadomie samobójczej misji. Japoński dowódca miał nadzieję, że mimo wszystko wystarczy mu paliwa na powrót i przeżyje.
Fereby pisze:
Niech zatem Fereby cytuje tę książkę - może wreszcie na coś się on przyda.
Po tym co napisałeś powyżej, nie widzę widzę sensu robić ci tej grzeczności - sam sobie znajdź.
Wiesz, tak się składa że to ty przytoczyłeś tę książkę jako przykład, więc przedstawianie mnie i innym listowiczom poglądów jej autorów jest twoim obowiązkiem.
Gdyby ktoś już nie pamiętał - to był nieznacznie tylko zmieniony cytat z... Fereby'ego (wątek o Nevadzie). Ale nie miałem złudzeń. Sprawa jest jasna - Fereby nie potrafi zaprezentować rzekomych "wstawek fabularnych" w Miracle at Midway, które "autorzy dodaliby do książki, nie sprawdzając specjalnie, czy są prawdziwe, ponieważ ich jedynym celem było sprawienie by książkę czytało się jak powieść".
Fereby pisze:Ale oczywiście, zastanowię się, czy za jakiś nie opisać kulis powstania i rozwoju legendy Tomonagi w oddzielnym temacie.
Radzę, byś w mateczniku siedział. Miast udawać mądrzejszego od Ewinga (biografa Thacha), Lundstroma czy Smitha.
Do you fear death?
Do you fear that dark abyss?
All your deeds laid bare,
all your sins punished?
Fereby
Posty: 358
Rejestracja: 2005-06-27, 13:28

Re: Re:

Post autor: Fereby »

Peperon pisze:Odnoszę wrażenie, że z tą "klęską" to trochę się zagalopowałeś. Owszem amerykanie stracili w tym nocnym starciu więcej okrętów niż Japończycy, ale...
1. Nie dopuścili zespołu Abe do pozycji, z której mógłby ostrzelać Henderson Field. A przecież po to został wysłany. I to był jeden z głównych zysków poświęcenia zespołu Callaghana. Japończycy w tym starciu również stracili niszczyciele i krążownik liniowy, ale amerykański przemysł szybciej uzupełniał straty.
Zauważ, że to co napisałeś powyżej, pasuje również do Portlanda i San Francisco - ich hipotetyczne zatopienie nie zmieniło rozmiarów amerykańskiej klęski w wymiarze strategicznym, który masz na myśli. Toteż hipotetyczna większa skuteczność pocisków przeciwpancernych nie zmieniłaby strategicznego wyniku bitwy.
2. Kogo miałeś na myśli pisząc o jednym "z najlepszych taktyków walki nocnej" ? Callaghana poległego na pokładzie "San Francisco", czy Scotta, którego zabiły pociski nie wiadomo czyje, na "Atlancie" ?
Scotta - był w 1942 bez wątpienia jednym z najlepszych taktyków walki nocnej w US Navy.
3. Do opowieści McCandlessa podchodziłbym raczej ostrożnie, bo był na "San Francisco" więc jest w pewnym sensie zainteresowany tym, aby pomniejszyć zniszczenia poczynione na "Atlancie" przez ogień jego krążownika.
I tu własnie jest pies pogrzebany - zauważ że jednocześnie dla US Navy, byłoby niesłychanie wygodnym wykazanie, że amerykańskie pociski przelatywały przez nadbudówki Atlanty, nie wybuchając, a pociski japońskie eksplodowały w zetknięciu ze stalą konstrukcyjną, demolując nadbudówki!
4. Co do pocisków przeciwpancernych, to kluczem jest czułość zapalnika, a nie jego zwłoka. Wobec tego niekoniecznie pociski wybuchałyby w dużej odległości od celu, po przejściu przez jego nadbudówki.
Zapalniki zwłoczne japońskich pocisków przeciwpancernych zaprojektowano tak, by aktywowały się uderzeniem o stal pancerną, a nie konstrukcyjną. Oczywiście odpowiednio gruba belka ze stali konstrukcyjnej mogłaby aktywować zapalnik pocisku przeciwpancernego, ale trafienie w kolejną belkę i tym samym wystarczające spowolnienie pocisku by wybuchł jeszcze w nadbudówce jest bardzo mało prawdopodobne (pocisk spowolniony do 1500 km/h przeleciałby w 2/5 s. dziesiątki metrów). W przypadku pocisków amerykańskich, charakteryzujących się znacznie krótszą zwłoką zapalnika, pocisk którego zapalnik aktywował się uderzeniem o odpowiednio masywny element w nadbudówce Atlanty, eksplodowałby po kilku metrach, czyli w nadbudówce, albo jej sąsiedztwie.

Z kolei zapalniki stosowane w pociskach burzących, można było ustawiać na różną czułość. Mogłyby się więc aktywować uderzeniem o konstrukcję nadbudowki i - niezależnie od tego czy zapalnik byłby natychmiastowy, czy zwłoczny - zadać poważne straty oficerom i marynarzom w owej nadbudówce oraz jej sąsiedztwie. Toteż wykazanie, że przeciwnik strzelał pociskami burzącymi, byłoby w 1942 niesłychanie dogodne dla US Navy, choćby samym w kontekście ustalenia czyje pociski zabiły Scotta. A to bynajmniej nie jedyny motyw.
5. Było to kolejne nocne starcie, po bitwie u przylądka Esperance, w którym Japończycy ponieśli porażkę. I to pomimo przewagi w liczbie i klasach okrętów. A czynnik psychologiczny też swoje waży.
Owszem - zauważ jednak, że nieskuteczność amerykańskiego ognia naprowadzanego radiolokacją, prawdopodobnie poprawiła morale Japończyków, których wielu dowódców po klęsce u przylądka Esperance, żywiło paranoiczną obawę przed tymże ogniem (Hara celnie opisuje to u Abe). Co prawda tylko do II bitwy koło Guadalcanalu i być może temu właśnie Kondo poniósł w niej klęskę, że uznał iż w świetle doświadczeń bitwy z 13 XI, przeceniono skuteczność radiolokacji przeciwnika, więc wystarczy seria prostych wybiegów (np. wykorzystanie Savo jako naturalnej bariery dla fal radiolokatora), by odnieść sukces w tym samym miejscu, w którym radar przeciwnika najwidoczniej nie sprawował się najlepiej.
Moim skromnym zdaniem o klęsce Amerykanów można by było mówić wtedy, gdyby mimo wszystko "Kirishima" wyszła na pozycję i zaorała lotnisko na Guadalcanalu. W takim przypadku poświęcenie krążowników poszłoby na marne.
Przy rozrzucie dział artylerii głównej, w pas trafiłoby prawdopodobnie jedynie kilka pocisków i pewnie udałoby się zasypać leje - bolesniejsze byłyby straty samolotów (bo były jeszcze te na Enterprise), a najgorsze amunicji, bomb i paliwa. Jednak każdy medal ma dwie strony - tak Saratoga, jak i Enterprise były już uszkodzone, a teraz US Navy straciła dwa krążowniki przeciwlotnicze, a potem jeszcze trzeba było posłać do doku South Dakotę (co w istocie winno się zrobić już po zderzeniu i uszkodzeniu instalacji paliwowej, ale była nazbyt cenna jako platforma uzbrojenia przeciwlotniczego, więc wróciła do osłony zespołu lotniskowców po prowizorycznej naprawie). Efektem trzech kolejnych bitew (Santa Cruz i dwie koło Guadalcanalu) było znaczne ograniczenie możliwości ofensywnych zespołów lotniskowców US Navy. Z kolei straty niszczycieli owocowały zmniejszeniem możliwości osłonowych konwojów z zaopatrzeniem, co w dalszej perspektywie mogło mieć nawet gorsze konsekwencje, niż zaoranie lotniska - bez stałego strumienia dostaw, lotnisko i w ogóle przyczółek nie mogłoby wiele zdziałać. Tyle, że z tej właśnie perspektywy (strategicznej) potencjalne zatopienie dwu ciężkich krążowników (które i tak trzeba było odesłać do przeprowadzenia napraw), nie miało istotnego znaczenia, więc hipotetyczne użycie innych pocisków także.

Na zakończenie warto zauważyć, iż w bitwie na taką odległość najskuteczniejsza i poterncjalnie najbardziej zabójcza była artyleria średnia (szybkostrzelnność) i torpedy - w tym właśnie celu pierwotnie zainstalowano je na drednotach. A artyleria główna, z racji mniejszej szybkostrzelności i trudności w ustalenia miejsca upadku salwy w zamęcie bitwy, miała proporcjonalnie mniejsze znaczenie jak w walce na średnią i dużą odległość. Stąd można uznać, iż rodzaj używanych przez japońskie krążowniki liniowe w tej bitwie pocisków nie miał istotnego wpływu na poniesione przez US Navy straty. Więcej nawet, jeśli wziąć pod uwagę, że wymiania pocisków z burzących na przeciwpancerne zajęła japońskim artylerzystom cenny czas (tak twierdzi Hara), co w oczywisty sposób zaowocowało mniejszą liczbą wystrzelonych pocisków), można uznać że Amerykanie ponieśli, w rezultacie nieprzemyślanej decyzji Abe o wymianie pocisków, właśnie mniejsze, nie zaś większe, straty.

Fereby
Fereby
Posty: 358
Rejestracja: 2005-06-27, 13:28

Re: Parshall a Guadalcanal 15/11

Post autor: Fereby »

Halsey pisze:
Fereby pisze:Cóż, jak to mówią "góra się z górą nie zejdzie, ale dwu wojennych bohaterów zawsze".
Jak to mówią – niczym Manfred von Richthofen z Lanoe Hawkerem... Lothar von Richthofen z Albertem Ballem... Adolph Malan z Wernerem Möldersem... Werner Schröer z Clive Caldwellem... Clive Caldwell z Wolfgangiem Lippertem... Dalibóg, piekielna rzadkość takie spotkanie.
Tu się w pełni zgadzam - z powyższego widać, że to piekielna rzadkość, zwłaszcza że podczas II wojny nie praktykowano już zrzucania na lotnisko przeciwnika nocników z wyzwaniem na powietrzny pojedynek.
Fereby pisze:Problem w tym, że nie tylko nie wiadomo, kogo tak naprawdę Thach zaatakował (nie dysponujemy filmem z fotokarabinu)
Pechowo dla teoryjki Fereby'ego maszyna Tomonagi cokolwiek się wyróżniała na tle pozostałych Kate.
Mógłbyś objaśnić co ten statecznik zmienia w kwestii braku filmu z fotokarabinu?
Fereby pisze:nie wiadomo nawet, czy Tomonaga w ogóle doleciał do w pobliże Yorktowna
A rozkazy do ataku wydawał duch Tomonagi. I jak to z duchami zwykle bywa, robił to przez radio.
Dla propagandy fakt, iż już potencjalnie wtedy nie żył, nie stanowiłby żadnego problemu. Dla jego kolegów z jednostki także, podobnie zresztą jak Fuchidy.
Fereby pisze:paliwo mogło mu się skończyć wcześniej
Mit ostatniego lotu Tomonagi rzeczywiście istnieje, lecz polega na czymś diametralnie różnym od tego, co próbuje tu nam wciskać Fereby. Otóż wbrew temu, co najczęściej czytamy, Tomonaga nie wystartował w świadomie samobójczej misji. Japoński dowódca miał nadzieję, że mimo wszystko wystarczy mu paliwa na powrót i przeżyje.
To jest właśnie jedna z kluczowych części tego mitu, a nie jego wykluczenie, jak to usiłuje wciskać nam Halsey. On nie próbował przez samobójcze poświęcenie odpokutować błędu jaki rzekomo popełnił - w tak kluczowej chwili jego niepisanym obowiązkiem było wsparcie swoich ludzi, wiec poleciał z nimi.
Fereby pisze:
Niech zatem Fereby cytuje tę książkę - może wreszcie na coś się on przyda.
Po tym co napisałeś powyżej, nie widzę widzę sensu robić ci tej grzeczności - sam sobie znajdź.
Wiesz, tak się składa że to ty przytoczyłeś tę książkę jako przykład, więc przedstawianie mnie i innym listowiczom poglądów jej autorów jest twoim obowiązkiem.
Co wykonałem co do joty - stwierdziłem że omalże cała opisana historia Tomonagi jest taką właśnie wstawką.
Gdyby ktoś już nie pamiętał - to był nieznacznie tylko zmieniony cytat z... Fereby'ego (wątek o Nevadzie).
Parafraza?
Ale nie miałem złudzeń. Sprawa jest jasna - Fereby nie potrafi zaprezentować rzekomych "wstawek fabularnych" w Miracle at Midway, które "autorzy dodaliby do książki, nie sprawdzając specjalnie, czy są prawdziwe, ponieważ ich jedynym celem było sprawienie by książkę czytało się jak powieść".
Rzecz prosta i oczywista (choć nie dla Halseya) - to że w jakimś tekście jest dużo cyferek w górnym indeksie, nie ma bezpośredniego przeniesienia na prawdziwość tego co w nim napisano. To, że ktoś w swojej książce stwierdzi iż ludzie pierwotni znali promienie Roentgena, czego dowodem jest że umieli namalować szkielet i zamieści odsyłacze do znawców paleoastronautyki łacznie z samym Daenikenem, nie oznacza że to co napisał ma jakikolwiek związek z prawdą. To, że ktoś przyjął w oparciu o tekstu wielu autorów, coś co wygląda na oczywistą nieprawdę, nie przeobraża tego co napisał w prawdę. Dlatego należy do wszelkich źródeł podchodzić z pewną dozą nieufności i krytycyzmu, niezależnie czy autor oparł się na wielu źródłach, czy tylko na własnych zdolnościach dedukcyjnych.
Fereby pisze:Ale oczywiście, zastanowię się, czy za jakiś nie opisać kulis powstania i rozwoju legendy Tomonagi w oddzielnym temacie.
Radzę, byś w mateczniku siedział. Miast udawać mądrzejszego od Ewinga (biografa Thacha), Lundstroma czy Smitha.
To samo można powiedzieć o tobie - radzę byś w mateczniku siedział, zamiast udawać mądrzejszego od Pajdosza i Wachniewskiego, którym zarzuciłeś błąd, nie podając na poparcie tej tezy żadnych dowodów.

Fereby
Fereby
Posty: 358
Rejestracja: 2005-06-27, 13:28

Re:

Post autor: Fereby »

Maciej3 pisze:A jeszcze odnośnie AoN i aktywacji pocisków przy rykoszetach.
I owszem stworzony do średnich i dalekich dystansów walki.
Ale takie 12 czy 14 km to jest średni dystans ( w czasie I wojny nawet prawie daleki ).
Przy tej odległości ( a nawet większej ) istnieje spora szansa, że pocisk przeciwnika zrykoszetuje od pokładu pancernego. W założeniu AoN powinien przelecieć sobie przez kadłub i wylecieć nie wybuchając.
Bynajmniej nie - w założeniu AoN istnieje duże prawdopodobieństwo że taki pocisk wybuchnie, co znajduje odzwierciedlenie w zastosowaniu określonych rozwiązań konstrukcyjnych częsci okrętu znajdujacej się poza cytadelą.
A tu proszę - dowiaduję się, że twórcy AoN to idioci, bo przeca pocisk i tak się aktywuje ( to że się może aktywować od trafień w wiele elementów to sam pisałem, ale generalnie szanse na to były takie sobie a na jakiś rykoszet porządnego pokładu całkiem spore ),
Ze względu na założenie stojące u podstaw AoN, że cytadela pancerna ma mieć jak najmniejsze rozmiary, prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest mniejsze, niż w przypadku cytadel pancernych starszego typu!
więc pociski wybuchające nad pokładem pancernym, które się zaktywowały od rykoszetu robią szkód jak nie wiem co.
Ale w większości przypadków są to szkody mniejsze niż w przypadku układu opancerzenienia starego typu (fala uderzeniowa łatwiej znajduje ujście, odłamków od konstrukcji okrętu jest mniej). Naprawdę sądziłeś, że wymóg nieumieszczania istotnych podzespołów okrętu w przestrzeni nad górną płytą cytadeli pancernej, był nieuzasadnionym widzimisię?

Fereby
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Parshall a Guadalcanal 15/11

Post autor: jogi balboa »

stal pancerną, a nie konstrukcyjną
A czym się tak w ogóle różni ta „stal pancerna” od „stali konstrukcyjnej”?
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4938
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Parshall a Guadalcanal 15/11

Post autor: Maciej3 »

Ze względu na założenie stojące u podstaw AoN, że cytadela pancerna ma mieć jak najmniejsze rozmiary
Że jak? Że co proszę?
Twórcami AoN byli Amerykanie, tak gwoli przypomnienia, a Amerykanie twardo uważali, że cytadela ma mieć 2/3 długości całego okrętu.
Nie bardzo jest tu mowa o jakimkolwiek skracaniu czegokolwiek.
Jeśli już, to jest to prawdą w przypadku adaptacje tego sytemu w innych flotach.
Ale w większości przypadków są to szkody mniejsze niż w przypadku układu opancerzenienia starego typu (fala uderzeniowa łatwiej znajduje ujście, odłamków od konstrukcji okrętu jest mniej).
Przed pisaniem takich bzdur przeczytaj sobie wyniki testów przeprowadzonych na prawdziwych okrętach.
Zniszczenia rejonów nieopancerzonych były zdecydowanie większe jeśli pocisk eksplodował, niż jeśli rejony te były obłożone choćby minimalnym pancerzem przeciwodłamkowym. Zarówno w przypadku eksplozji pocisku burzącego, przeciwpancernego albo jakiś pośrednich wynalazków. A odłamki pochodziły głównie od pocisku a nie elementów kadłuba. Dokładnie odwrotnie niż przy wybuchu torpedy.
Rezygnacja z cienkiego pancerza w USA to efekt dość doktrynalny - nie aktywujemy zapalników pocisków ppanc ( w efekcie powstawały takie kwiatki jak działa czy dalmierze bez żadnej osłony nawet "pogodowej" - obsługa takich stanowisk byłaby karczowana odłamkami jeszcze lepiej niż nogi brytyjskich marynarzy obsługujących działa niszczycieli w bitwie jutlandzkiej ) lub czysto oszczędnościowy masowo np u Anglików. Po prostu przez cienki pancerz pocisk i tak przeleci, a zależy nam na zatrzymaniu go na zewnątrz okrętu/cytadeli, więc można go sobie darować i pogrubić resztę. Ale jednak Anglicy ładowali tu i tam całkiem sporo pancerza przeciwodłamkowego.
Znów idioci i nie potrafili zinterpretować wyników własnych testów?
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Peperon
Posty: 6668
Rejestracja: 2010-11-05, 14:52
Lokalizacja: z Krakowa

Re: Parshall a Guadalcanal 15/11

Post autor: Peperon »

Drogi Fereby.
Wracając do pierwszej bitwy pod Guadalcanalem (tej z 13 listopada), to chciałbym przypomnieć, że "Portland" i "Frisco" nie zatonęły. Były co prawda mocno postrzelane (uszkodzone), ale ich artyleria w znacznym stopniu była sprawna. I gdyby zaszła taka konieczność, to pewnie byłaby użyta. Ale po starciu zwłaszcza "Hiei" z krążownikami ("Frisco" w roli głównej), Japończycy mieli dość. Opierając się na opisach p. Zbigniewa Flisowskiego (dynamiczny opis, który bardzo mi się podoba), można wysnuć dwa wnioski.
1. Amerykanie, a przynajmniej dowodzący zespołem kadm. Callaghan, wiedzieli czego się należy spodziewać. Dlatego zawczasu mogli przygotować odpowiednią amunicję i przede wszystkim własną psychikę.
2. Pojawienie się zespołu amerykańskich krążowników u brzegów Guadalcanalu, było dużą niespodzianką dla wiceadm. Abe. Tak przynajmniej wynika ze wspomnień Tameichi Hary.
W kwestii zmiany rodzaju amunicji.
Kmdr Hara pisze o decyzji wiceadm. Abe zmiany rodzaju pocisków, z burzących na przeciwpancerne. No dobrze, ale logika wskazuje, że przy dynamicznym rozwoju sytuacji taktycznej, najszybszym sposobem wykonania tej decyzji jest po prostu wystrzelanie przygotowanej amunicji burzącej i podawania w następnej kolejności amunicji ppanc. W ten sposób unikniętoby zamieszania związanego z zamianą rodzaju pocisków. Zresztą skuteczność pocisków burzących w starciu z celami lekko lub nawet wogóle nieopancerzonymi jest dużo większa niż pocisków ppanc. A tak się składało, że czoło szyku Amerykańskiego tworzyły niszczyciele i "Atlanta". I zauważ jeszcze, że starcie z 13 listopada było jednym z bodaj dwóch w całej II wojnie światowej, w którym starły się krążowniki z pancernikami (krążownikami liniowymi) niejako w zwarciu - na odległościach mniejszych niż 3 kilometry. I to starciem w sumie zwycięskim dla krążowników, bo wykonały postawione przed nimi zadanie.
Nie wiem dlaczego trzymasz się swojej wersji amerykańskiej klęski w tym starciu. W wymiarze taktycznym oczywiście masz rację. Amerykanie stracili więcej okrętów. Ale pozostaje wymiar strategiczny. I tutaj Amerykanie odnieśli zwycięstwo, ponieważ obronili lotnisko przed ostrzałem z morza. A to było ich celem niezależnie od kosztów, które mieli ponieść. Potencjał przemysłowy stoczni amerykańskich, pozwolił w stosunkowo krótkim czasie uzupełnić straty poniesione w tej bitwie. Wystarczy spojrzeć na ilości wprowadzonych do służby okrętów poszczególnych klas.
Pewnie się czepiam, ale w kwestii zapalników pocisków ppanc. zawsze kluczową kwestią była solidność przeszkody, a nie rodzaj materiału. Zresztą przy starciu na dystansie 2 - 2,5 km przestaje mieć znaczenie, czy 25 mm jest zrobione ze stali konstrukcyjnej, czy pancernej. Bardzo często w praktyce (zwłaszcza japońskiej) było stosowanie stali pancernej jako elementu konstrukcyjnego kadłuba lub nadbudówek. Natomiast czas zwłoki zadziałania zapalników jest kwestią wtórną. Jeżeli zapalnik nie został zaktywowany przez kilkanaście milimetrów (powiedzmy do 30) blachy stalowej, to reszta nie ma znaczenia. Zwłoka 0,035 - 0,05 sek. pozwala na przebycie 25 - 40 metrów przez pocisk o prędkości 800 m/s. Oczywiście jakakolwiek solidna przeszkoda skraca ten dystans.
Przyczyna śmierci kadm. Scotta pozostanie zapewne tajemnicą na zawsze. Ale nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby się okazało, że zabił go pocisk z któregoś amerykańskiego niszczyciela.
Jeszcze kwestia radiolokacji.
Callaghan idąc do starcia z Japończykami miał niesprawny radar artyleryjski na rufowym dalocelowniku "Frisco". Skutkiem tego było przegadanie przez Callaghana 8 minut z dowódcą "Heleny". A wtedy czołowe niszczyciele wchodziły w szyk japoński. W czasie bitwy na odległościach strzału bezpośredniego, radary raczej tracą na znaczeniu, bo przeciwnika i tak widać, a w zamieszaniu bitewnym obraz staje się nieczytelny (najlepszym przykładem bitwa z 15 listopada). Nie sądzę również, aby Japończycy mieli czas na podniesienie swojego morale między bitwami 13 i 15 listopada. W pierwszej stracili krążownik liniowy i niszczyciele, mając za przeciwnika krążowniki. Nie mieli więc podstaw do wysnucia wniosku o słabości amerykańskiej aparatury. Z drugiej strony patrząc, wykorzystanie wyspy Savo do maskowania swoich ruchów wydaje się naturalne. Faktem jest, że Amerykanom zdarzało się "zasłabnięcie" aparatury radarowej w rejonach o dużym zagęszczeniu wysp. Takim jak Wyspy Salomona.
Użycie zwrotu o zaoraniu Henderson Field przez "Kirishimę" traktowałem jako synonim klęski zespołu Callaghana. Pomimo poświęcenia krążowników Japończycy robią swoje. Wagę lotniska na Guadalcanalu załoga "Hiei" mogła docenić już podczas dnia 13 listopada. Natomiast sprawy logistyki i dyslokacji dostępnych sił, to już sprawa pracy sztabu Halseya. Jako przykład może posłużyć z 13/14 listopada, kiedy japońskie krążowniki ostrzelały pas startowy, a u brzegów wyspy nie było amerykańskich sił mogących im przeszkodzić.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Leśnik
Posty: 24
Rejestracja: 2007-02-20, 08:39
Lokalizacja: Leśne rejony Konina

Re: Re:

Post autor: Leśnik »

Fereby pisze:...Z kolei zapalniki stosowane w pociskach burzących, można było ustawiać na różną czułość. Mogłyby się więc aktywować uderzeniem o konstrukcję nadbudowki i - niezależnie od tego czy zapalnik byłby natychmiastowy, czy zwłoczny...
Ja mam pytanie w kwestii zapalników. O ile oczywiste są zapalniki z przestawialną zwłoką (powszechne tak w omawianym okresie jak i obecnie) o tyle moją wątpliwość budzi zapalnik o przestawialnej czułości (przestawialnej jak rozumiem w omawianym przypadku na np. okręcie). Ma kolega jakiś dowód na istnienie takich zapalników w omawianym okresie (czyli II wojny światowej) w ogóle, a szczególności w marynarce japońskiej?
Pozdrawiam z należytym szacunkiem.

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4938
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Parshall a Guadalcanal 15/11

Post autor: Maciej3 »

Nie jestem przekonany czy amerykanie tak przegrali ta bitwe. Jesli pominac zwalczanie samolotow ( a nie samymi samolotami sie walczy ) to Hiei byl wiecej wart niz wszystkie zatopione w tej bitwie jednostki USA. Z Juneau wlacznie.
A co do reszty to po co sie powtarzac. Chcialbym zreszta zobaczyc jak japonskie matriosy wydlubuja 14 calowy pocisk burzacy z dziala...
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
ODPOWIEDZ