... trzeba po prostu zbombardować ich siedziby ... dokładnie zniszczyć zaplecze piratów ...
Tylko, że to niczego nie załatwi. Na miejsce zabitych znajdą się setki następnych, bo nie mają innej możliwości zdobycia pożądanych dóbr, a chętnych jest dużo. Jeżeli chcieć na serio rozważać fizyczne zlikwidowanie piratów i ich siedzib, to trzeba by po prostu spuścić atomówki co parę kilometrów na wybrzeże Somalii, a potem na Indonezję, a potem w Nigerii, a potem w Ameryce Południowej, a potem znajdzie się powód, aby zlikwidować fawele w Brazylii, a potem slumsy w Bombaju, a potem ... i tak dalej.
Trzeba znaleźć/stworzyć dla Somalijczyków alternatywne źródła dochodów, ale jest to zadanie o wiele trudniejsze, niż zbombardowanie wybrzeża i może wymagać jakichś wyrzeczeń ze strony Europy i Ameryki, więc z góry można to skreślić.
Uzbrojenie statków handlowych może się okazać niemożliwe ze względu na komplikacje prawne. Za to z działań doraźnych najsensowniejsze wydaje się powiększenie ryzyka (czyli kosztów) napadów:
1. poprzez wynajęcie ochrony (ale to z kolei spowoduje wzrost kosztów działania piratów - konieczność zdobycia lepszej broni - i może zbrutalizować ich działania),
2. poprzez solidarną odmowę płacenia okupu oraz zdecydowane i
skuteczne akcje komandosów (w stylu odbicia pasażerów i jachtu francuskiego) bez oglądania się na prawne wykręty w stylu "praw człowieka" i "suwerenności".
3. prawdą jest, że piratów zwalcza się na lądzie, a nie na wodzie - więc może jednak trzeba stworzyć jakiś program stabilizacji dla tego regionu. Byle nie amerykańsko/europejski - bo te się już skompromitowały w Iraku i w Kosowie!