: 2010-10-03, 17:56
To ciekawe, czy można się dowiedzieć źródeł tego stwierdzenia?Teller pisze: ... ustępstwa na rzecz Marine Nationale, zawarte w traktatach zawieszenia broni, były zaskakująco hojne. Flota bez przeszkód chadzała na ćwiczenia, waliła z armat, prowadziła kampanie szkolne i remontowe, a nawet rozwijała technikę radarową i analizowała problemy rozwojowe nowego uzbrojenia.
Jak dotąd wydawało mi się, że marynarka francuska podlegała po zawieszeniu broni z 22. czerwca 1940 dużo ostrzejszym wymogom. W tekście umowy o rozejmie - a przynajmniej w jego niemieckiej wersji - podane są m.in. następujące postanowienia:
- Francuska flota wojenna (poza jednostkami niezbędnymi w koloniach) ma zostać zebrana w portach, które zostaną jeszcze wyznaczone.
- W portach tych okręty francuskie zostaną zdemobilizowane i rozbrojone pod kontrolą niemiecką lub włoską.
- Jednostki zbędne w koloniach mają powrócić do portów francuskich.
- Jednostkom francuskiej floty handlowej znajdującym się w portach francuskich zabrania się wypływania z portu bez zezwolenia władz niemieckich lub włoskich.
Jeżeli statki handlowe potrzebowały zezwolenia, to chyba tym bardziej okręty wojenne?
A poza tym - demobilizacja okrętu oznacza jak dla mnie: oddanie na ląd amunicji i większości paliwa, wysadzenie na ląd większości załogi, demontaż istotnych części uzbrojenia, urządzeń łączności i nawigacji, itp.
Czy do czegoś takiego doszło w wypadku okrętów francuskich? A jeżeli tak - to jak to było z tymi ćwiczeniami i z czego / czym tam "walono"?
Zdaję sobie sprawę z faktu, że we Francji częste były ... hmm ... rozwiązania niekonwencjonalne. A poza tym skoro Niemcom tak czy siak w latach między 1940 i 1942 nie bardzo na tych okrętach zależało, to pewnie też niezbyt uważnie pilnowali, czy tam wszystko zgodne jest z rozejmem. Ale jak wyglądały realia tamtych lat w Tulonie?
Uprzejmie proszę o wyjaśnienie.