sebian pisze:Poza tym, wydaje mi się, że przynajmniej część planu się udała. Gorzej z wykonaniem reszty. Ozawa swoje zrobił - odciągnął Halseya. A że reszta, czyli Kurita i Nishimura nie weszli razem, no to już inna sprawa. A szkoda, ciekawy jestem, jakby wyglądał pojedynek Musashi i Yamato z Amerykanami. Oczywiście gdyby udało im się przejść morze Sibuyan
A mi się wydaje, że ten plan był tak skomplikowany, że nie może być mowy o częściowym powodzeniu. Jeden trybik nawalił i cały plan się zawalił. Odciągnięcie Halseya się udało, ale nic z tego nie wynikło. A na dodatek Japońce stracili resztę lotniskowców. Nic dziwnego że taki skomplikowany plan przerodził się w wielką klęskę. Żadnego marginesu błędu...
A taki pojedynek na pewno byłby ciekawy - byłaby to chyba największa bitwa pancerna II wś.
no cóż zgadzam się ze wszystkimi argumentami ale jednak wrócę do tego łutu szczęścia np wide coś takiego jak midway tam dantlessy nadleciały przez czysty przypadek w odpowiednim momencie jak nad lotniskowcami nie było osłony mysliwcow a pokłady wyładowane bombami i świerzo zatankowanymi samolotami. Jaki wpływ miało tu dowodzenie czy technika amerykanów? przecież fale nalotu miały "wyglądac" zupełnie inaczej a tylko dzięki właśnie szczęściu trafili japońskie lotniskowce "nago i w szafie"
sebian pisze:Poza tym, wydaje mi się, że przynajmniej część planu się udała. Gorzej z wykonaniem reszty. Ozawa swoje zrobił - odciągnął Halseya. A że reszta, czyli Kurita i Nishimura nie weszli razem, no to już inna sprawa. A szkoda, ciekawy jestem, jakby wyglądał pojedynek Musashi i Yamato z Amerykanami. Oczywiście gdyby udało im się przejść morze Sibuyan
Zwłaszcza, że amerykańskie superpancerniki własnie ściogały się z Ozawą (tzn. grały w chowanego), a starsze miały tyle amunicji i prędkości, że szok.
Miarą stracha, jakiego Kurita Halseyowi napędził było łapu capu, jakie potem robiono, żeby odeprzeć atak.
Re Sebian:
dokładnie o tym samym fragmencie "Burzy..." sobie pomyślałem - facio dał się podejść jak szkolniak, a miał tyle floty i lotnictwa, że wstyd.
Anonymous pisze:no cóż zgadzam się ze wszystkimi argumentami ale jednak wrócę do tego łutu szczęścia np wide coś takiego jak midway tam dantlessy nadleciały przez czysty przypadek w odpowiednim momencie jak nad lotniskowcami nie było osłony mysliwcow a pokłady wyładowane bombami i świerzo zatankowanymi samolotami. Jaki wpływ miało tu dowodzenie czy technika amerykanów? przecież fale nalotu miały "wyglądac" zupełnie inaczej a tylko dzięki właśnie szczęściu trafili japońskie lotniskowce "nago i w szafie"
No i słusznie, gdyby Nagumo nie popełnił błędu, albo np. japońskich myśliwców w powietrzu było trioszkę więcej, to cała ta rąbanka mogłaby wyglądać inaczej.
Zwłaszcza, że Amerykanie cvhyba pierwszy raz zatakowali po rosyjsku - wytracili niemal wszystkie Devastatory, których kosztem zatopili trzy lotniskowce.
Pod Samar wyglądało to dokładnie odwrotnie - wskutek błędów amerykańskich to ichnie lotniskowce eskortowe zostały przyłapane nago i w szafie - Kurita tego nie wykorzystał.
... nawet gdyby udało Japończykom "przetrzepać" amerykańskie tyłki to i tak byłoby to pyrrusowe zwycięstwo , ponieważ ten plan nie miał szans powodzenia ...
Jedyne co można byłoby osiagnąć to przy szczęsciu , konsekwencji w działaniu rzeczywiście "namieszać" Amerykanom w zaopatrzeniu , ale w końcowym efekcie nie sądzę aby wiele pozostało z Połączonej Floty która wobec przewagi amerykańskiej w powietrzu i na morzu wykonałaby naprawdę "ostatnią wielką akcję" ...
Ale to i tak nic w porównaniu z Nishimurą - ten to szedł "w zaparte"
Nie dość, że po ciemku to jeszcze prosto w paszczę lwa ( bo pewnie głupie blade twarze śpią ....
Zulu Gula pisze:
Przestał strzelać z większego dystansu i zaczął używać niszczycieli, bo te prawie nie wzięly udziału w walce, a w sam raz wystarczyłyby do pokonania Amerykanów.
Przestał się bać zasłon dymnych.
Wg Ciebie walka polega wyłacznie na unikaniu torped?
Nie powiedziałem, że głupio gadasz tylko starałem się dojść do jakiś konkretów.
Niszczyciele - zgoda. To był jakiś tam błąd.
Czy zaprzestanie ostrzału z dużego dystansu mogło coś pomóc w przyśpieszeniu destrukcji amerykańskich lotniskowców? IMHO bynajmniej
Kiedy Kurita "bał" się zasłony dymnej ?
Oczywiście że nie na unikaniu. Ale chciałem zwrócić uwagę że to nie było takie proste - kursa na lotniskowce i pełna para.
Co do rozpozania. Większość samolotów rozpoznawczych z okrętów była odesłana na ląd. Te które katapultowano tuż przed bitwą zostały szybko strącone.
Wysłanie krążowników naprzód? Nie wiem czy rozbijanie zespołu na drobne to dobry ponmysł. Szczególnie kiedy nie wiadomo na co mogą się nadziać.
Komunikacja pomiędzy okrętami japońskimi była tragiczna z tego co pamiętam Kurita do końca był przekonany że atakuje to lekkie lotniskowce i krążowniki cięzkie.
Gdyby Kurita przeszedł przez Taffy, czekała go jeszcze przeprawa z samolotami z grupy McCain'a (zdaje się) i już ustawione w pałeczkę nad te stare pancerniki, krążowniki i niszczyciele.
Co do zapasów amunicji to było jej wystarczająco patrząc się ile pocisków wystrzelono do Nishimury.
Gdyby jakimś cudem udało dotrzeć się do transportowców to i tak były one w większości rozładowane.
sebian pisze:Ale to i tak nic w porównaniu z Nishimurą - ten to szedł "w zaparte"
Nie dość, że po ciemku to jeszcze prosto w paszczę lwa ( bo pewnie głupie blade twarze śpią ....
Nishimura mial zadanie dywersyjne i to był właśnie jeden z trybików planu. Nie mógł zawrócić.