Jest ciężko, i śmieszno, i straszno…
Tak się zastanawiam jak to interpretować. Określenie „i straszno i śmieszno” mam osobiście zarezerwowane dla sytuacji, nazwijmy to, dość niekomfortowych. I tak się zastanawiam, czy wywołałem pewien dysonans poznawczy atakując w czambuł utarte powszechnie i zakorzenione przekonania, czy też wzbudziłem żal z powodu wydania takiej kwoty na zwykłego „pustaka”?
Szczególnie straszliwe są spacje wewnątrz nawiasów.
A tu czytelnik musi się przyzwyczaić. Spacje będą i basta. Tak jest DLA MNIE czytelniej (nawyk po zapisywaniu wzorów czy funkcji w programie – ja tak lepiej widzę)
Tak wiem tłumaczono mi, że to błąd ortograficzny, bla bla bla. Ale mogę powiedzieć gdzie mam ortografię, choć to nie wypada. Sądzę jednak, że się czytelnicy domyślą jak dodam, że siedzi tak głęboko, że podchodzi pod migdałki
Ale od dawna nie przyswoiłem w tak krótkim czasie tyle wiedzy, podanej w tak cudownie łopatologiczny sposób
A dziękuję, miło mi. Czy przypadkiem nie jest zbyt strywializowane? Chciałem jednak uniknąć pisania „podręcznika młodego mechanika”, bo to nudne. Jak ktoś chce se pospać nad książką, to biblioteki uczelniane są ich pełne. Nie ma co się do nich dokładać.
Od jakiegoś czasu przymierzam się do napisania artykułu o symulowaniu w komputerze ruchu balistycznego pocisku. Oczywiście z podkładką do późniejszych kalkulacji penetracji pancerza. Dlatego to ważne żeby te obliczenia były poprawne i dlaczego to co jest w tablicach balistycznych czy rozwiązania „analityczne” są totalnie do dupy i to takich celów się nie nadają. Tak to co podają w tablicach balistycznych, które z definicji powinny być poprawne i pewnie były, skoro przy ich użyciu udało się trafiać w cel, to są do dupy i nie nadają się jako podstawa do obliczeń penetracji pancerza. I tak zachodzę w głowę jak to napisać bez ani jednego wzoru. Po studiowaniu u jednego nawiedzonego matematyka nabawiłem się poważnej awersji do większości opisów ze wzorami, choć przyznaję bez bicia, że jednak nader często się przydają. To przyznaję wywołuje pewien dysonans, ale cóż zrobić.
Twoje tomy przypominają mi skrypty z Polibudy.
A to już mnie zabolało – choć mam nadzieję, że szpila wbita nieświadomie. Polibuda była zdecydowanie najgorszym okresem w moim życiu i skrypty czytane w tym okresie dość mocno się do tego przyczyniły – zwłaszcza te pisane przez laborantów nawiedzeńców, którzy brali sobie za punkt honoru napisanie całości tak, żeby nikt tego nie zrozumiał. Im bardziej niezrozumiały tym wyżej oceniany przez „kadrę”. Błeeeeeee.