Pierwsze posiedzenie Parlamentarnego Zespołu do spraw Wojska Polskiego wyraźnie pokazało, że coraz większa grupa polityków i ekspertów widzi potrzebę posiadaniem przez Polskę konwencjonalnej broni odstraszania na okrętach podwodnych. Niestety nie w Ministerstwie Obrony Narodowej.
Po spotkaniu w Sejmie widać, że okręty podwodne już stały się najważniejszym uzbrojeniem nasze sił zbrojnych, jednak nie przez możliwości jakie obecnie posiadają, ale poprzez dyskusję jaką wywołały. Wreszcie bowiem zaczęto rozmawiać o tym, jak powinna rzeczywiście wyglądać nasza polityka obronna i jak do jej realizacji można wykorzystać okręty podwodne - biorąc pod uwagę najnowsze rozwiązanie techniczne.
Dzięki rakietom manewrującym nagle okazało się, że Polska może posiadać konwencjonalny system odstraszania, który da naszemu krajowi zupełnie nową pozycję pod względem politycznym i wojskowym (i to zarówno w odniesieniu do sojuszników jak i potencjalnych przeciwników). Paradoksalnie oponentami do takiej idei są sami wojskowi, którzy bez żadnej analizy (dialog techniczny się przecież jeszcze nie rozpoczął) wysuwają argument, że nie stać nas rakiety manewrujące.
Szef resortu obrony Tomasz Siemoniak decyzje MW skomentował na Twitterze: Dylemat cena/zdolności. Każdy projekt trzeba ocenić z punktu widzenia wzrostu zdolności obronnych w relacji do ceny. Strategiczny interes, oczywiście. Ale eksperci nie są tu jednomyślni. Jeden z urzędników MON napisał, że cena rakiety manewrującej to nawet miliard złotych, gdy w rzeczywistości taka broń dla okrętów podwodnych kosztuje mniej niż rakieta przeciwokrętowa, czy nowoczesna torpeda (a więc od 4 do 9 mln zł). Warto, aby opinia publiczna mogła zapoznać się z ekspertyzami, które dowodzą słuszności kupowania nowych okrętów podwodnych bez rakiet manewrujących. W odpowiedzi na pytanie, skąd bierze się taka postawa może pomóc właśnie w/w zespół parlamentarny.
Sejm wraca do podstaw
Na pierwsze spotkanie Parlamentarnego Zespołu do spraw Wojska Polskiego posłowie zaprosili ekspertów: portalu Defence24.pl (Maksymilian Dura), Narodowego Centrum Studiów Strategicznych (Jacek Bartosiak i Tomasz Szatkowski) oraz Collegium Civitas (Łukasz Kister). Przybył również przedstawiciel Inspektoratu Uzbrojenia (kmdr Dariusz Olejnik) oraz przedstawiciele przemysłu – stoczni remontowej NAUTA z Gdyni. Niestety nie było nikogo: ani od gestora, ani bezpośrednio z MON.
A szkoda, ponieważ głównym celem spotkania było właśnie odpowiedzenie posłom na pytanie, czy okręty podwodne powinny być wyposażone w broń odstraszania i jakie efekty mogłoby to przynieść. W ten sposób tylko jedna strona mogła przedstawić argumenty za tym uzbrojeniem (Inspektorat Uzbrojenia co słusznie zaznaczono „nie definiuje oczekiwań operacyjnych tylko je realizuje” - poprzez kupowanie planowanego przez gestorów sprzętu),natomiast nie było nikogo, kto miałby odmienne zdanie.
Cały przebieg spotkania został zarejestrowany
http://www.sejm.gov.pl/Sejm7.nsf/transm ... 5C003C946E
dlatego warto jedynie zwrócić uwagę na dwie związane z procesem pozyskiwania okrętów podwodnych nowego typu (OPNT) sprawy. Po pierwsze należy wyraźnie określić powody, dla których MON konsekwentnie nie wpisuje rakiet manewrujących do wymagań. Po drugie zastanowić się jak zagwarantować, by proces pozyskiwania OPNT był rzeczywiście przejrzysty (co zresztą deklaruje Ministerstwo Obrony Narodowej).
Tymczasem Łukasz Kister słusznie zauważył, że „jeżeli Marynarka Wojenna jako gestor, jako użytkownik sprzętu nie chce mieć sprzętu najlepszego, nawet nie chce próbować wymuszać by w tym przetargu brały udział te najnowocześniejsze rozwiązania to już jest element, który powoduje niejasność”. Zwrócił też uwagę, że powinniśmy nakazać przemysłowi robienie tego, czego chcemy, a nie tego co przemysł chce nam dać.
Posłowie bardzo wyraźnie byli zainteresowani możliwością późniejszego wyposażenia kupionych okrętów w rakiety manewrując, ale właśnie w przypadku rakiet manewrujących, które wymagają przebudowy i wydłużenia dziobowej sekcji kadłuba jest to praktycznie niemożliwe po zbudowaniu okrętu (a przynajmniej niezwykle kosztowne i skomplikowane). Eksperci wyraźnie wskazali, że można uszyć okręt podwodny dokładnie pod potrzeby operacyjne, ale jeżeli chcemy mieć rakiety manewrujące to trzeba działać już teraz.
Decyzje o posiadaniu broni odstraszania nie powinny zapadać u gestora, ani nawet w Ministerstwie Obrony Narodowej, ponieważ dotyczą one strategii bezpieczeństwa państwa i to na długie lata. Dlatego dobrze się stało, że Sejm zainteresował się tym problemem, bo to właśnie Parlament powinien być miejscem debaty o kierunkach rozwoju polityki obronnej. Powinno to zostać poprzedzone ekspertyzami a konkluzje trafić do prezydenta i pod obrady Rady Ministrów. W tym kontekście trudno zgodzić się z ministrem ON Tomaszem Siemoniakiem, który na Twiterze odnosząc się decyzji gestora w sprawie rakiet manewrujących napisał „Brak ekspertów od MW w Warszawie, szansą IMW w DowGen. Więc trzeba jednak polegać na tym co rekomendowała Gdynia".
Być albo nie być okrętów podwodnych
Tak naprawdę Marynarka Wojenna, a w szczególności „podwodniacy” nie zdają sobie sprawy, że dyskusja nie toczy się tylko wobec „być albo nie być” dla rakiet manewrujących, ale „być albo nie być” dla okrętów podwodnych w Polsce.
Marynarze chyba nie rozumieją, że Ministerstwa Obrony Narodowej nie ma żadnych dodatkowych źródeł, z jakich można by finansować ponad półtoramiliardowy (w euro) wydatek na okręty podwodne – poza własnym budżetem MON. Przy wyraźnej deklaracji, że budżet ten będzie zwiększany tylko o tyle, o ile zwiększy się budżet państwa (zawsze na poziomie maksymalnie 1.95%) możemy się spodziewać, co generałowie wytną z planu, gdy będą musieli wybierać pomiędzy: Tarczą Polski, programem śmigłowcowym i okrętami podwodnymi. Gdyby okręty podwodne miały broń odstraszania już nie byłoby tak łatwo.
Rezygnacja z zakupu okrętów podwodnych na rzecz rozwiązań tymczasowych jak leasingowanie pozwoli tylko na podtrzymywanie stanu hibernacji sił morskich, a nie na ich rozwój. Nowe uzbrojenie musi być przydatne do walki realnej, a nie tylko teoretycznej. Taką opinię podziela coraz większa grupa parlamentarzystów i może wkrótce zrozumieją to także admirałowie. Na zakończenie warto przytoczyć pozytywną deklarację Tomasza Siemoniaka, który podkreślił, że dopóki nie ma przetargu jest zawsze pole manewru. W dialogu technicznym dowiemy się wielu rzeczy. Dlatego trzeba walczyć dalej.