Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Halsey »

domek pisze: Albo trzasneli by sobie ze 10 x Ark Royal i efekt byl by jak na Pacyfiku :-D
Chyba żeby U-Bootwaffe trzasnęła sobie 10 X Ark Royal. :mrgreen:

A poważniej: jak na bankrutów, to nawet sporo sobie tych nowych lotniskowców trzasnęli. Nawet w końcu zaczęli na nich wozić więcej samolotów, i to coraz lepszych.

Takie pytanie, jak mają się uszkodzenia od bomb głębinowych biednego Punjabi do efektywości systemu ochrony podwodnej KGV? Czy można je jakoś rozpatrywać "w związku z", czy rzecz jest zupełnie bez związku?
Tak mi się jeszcze nasuwa, że przecież wtedy także i Washington oberwał - czyżby okazja do ciekawego porównania?
Do you fear death?
Do you fear that dark abyss?
All your deeds laid bare,
all your sins punished?
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4911
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Halsey pisze:
domek pisze: Albo trzasneli by sobie ze 10 x Ark Royal i efekt byl by jak na Pacyfiku :-D
Chyba żeby U-Bootwaffe trzasnęła sobie 10 X Ark Royal. :mrgreen:
To jedno.
A drugie - na miejscu Scharnhorsta jakbym miał przeciwko sobie zamiast DoY Ark Royala - albo i wszystkie 10 od razu, a co mi tam - to czułbym się całkiem bezpiecznie ;)
A poważniej: jak na bankrutów, to nawet sporo sobie tych nowych lotniskowców trzasnęli. Nawet w końcu zaczęli na nich wozić więcej samolotów, i to coraz lepszych.
Bo zbankrutowali nieco później właśnie w wyniku tych wydatków. No ale nie na flotę. Jak sobie popatrzeć na budżet lat wojny to najwięcej szło na wojska lądowe. Ze dwa czy trzy razy więcej niż na RAF i Royal Navy razem wzięte.
Takie pytanie, jak mają się uszkodzenia od bomb głębinowych biednego Punjabi do efektywości systemu ochrony podwodnej KGV? Czy można je jakoś rozpatrywać "w związku z", czy rzecz jest zupełnie bez związku?
Nie bez przyczyny Anglicy nazywali to SPS - Site Protection System ( dla nie znających barbarzyńskiego w wolnym tłumaczeniu - system ochrony burty ).
Bomby wybuchały pod dnem.
A na serio to angole kombinowali co by tu robić z wybuchami podwodnymi i się poddali. Wyszło, że jak coś wybucha przy burcie to większość ekslozji idzie w powietrze. Jak pod kadłubem to większość idzie w kadłub. W efekcie zastosowanie ochrony pod dnem na taki sam ładunek jak przy burcie wymaga czegoś jeszcze bardziej fikuśnego niż przy burcie.
Anglikom wyszło, że 4 metry SPS wystarczą na bum 454 kg TNT ( mniejsza czy się udało ). Przyjmując, że ten sam TNT pod dnem robi większe szkody, to trzeba mieć coś o wiekszym dysnasie. Ile 6? 8? metrów?
Niech będzie. Dno podówjne KGV miało 1,5 do 2 metrów wysokości. Wyobraź sobie, ze wszystko ( siłownia, komory amunicyjne, wszystko co jest pod linią wodną w cytadeli ) idzie w górę o 4 do 6 metrów.
Obawiam się, że na okręcie o wyporności 35 tys ton to najcięższe działa wtedy by miały koło 40 mm :-D
A na Ryśku któremu 7-8 metrów zapewniało ( według projektantów, mniejsza ile w rzeczywistości ) odporność 330 czy 350 kg TNT, to żeby zapewnić coś takiego pod wodą trzeba mieć wysokość ochrony dna na poziomie 8-12 metrów. Więcej niż wynosiło zanurzenie Rysiunia :czarodziej:
Trzeba było z tym żyć.

Tak mi się jeszcze nasuwa, że przecież wtedy także i Washington oberwał - czyżby okazja do ciekawego porównania?
[/quote]
Słuszna uwaga. Jest to jakieś pole do porównań.
Ale w takim wypadku nawet różnica w odległości od centrum eksplozji na poziomie 50-100 metrów ( czy nawet mniej ) robi wielką różnice.
Ja nie pamiętam którego tam bliżej było to bum i jakie konkretne były uszkodzenia.


Dalsza część lania wody na temat Scharnosta ostrzeliwanego przez Waśka za jakiś czas. Sorry.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4911
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Dobra dalsza część rozważań o Scharnhorście.

Drugi test pocisków USA nastąpił pod Cassablancą.
Pierwszy pocisk który trafił w Janka zachował się idealnie. Przebił pokład nad magazynem amunicji 152 mm, wszedł do środka i zrobił bum. Jakby tam była amunicja 152 to bum byłoby większe, a tak to tylko taka sobie dziura wlotowa i trochę bałaganu w pustym pomieszczeniu w środku ( tak przy okazji – pociski ppanc robią relatywnie mało zniszczeń, ale zaleta jest taka, że mogą je robić wewnątrz ważnych pomieszczeń ).
Pocisk przebił 150 mm pancerza pokładowego, potem jeszcze 40 mm przeciwodłamkowego.
Zachowanie bardzo dobre.
Ciężko znaleźć inny odnośnik na okręcie który ocalał, więc można było porównać wyniki.
Pocisk z Hooda który wyrżną w dach Dunkierki, co prawda się odbił a nie wszedł ( czyli gorzej ), ale trafił pod dużo mniej sprzyjającym kątem, no i dziurę w dachu zrobił i załogę jednej półwieży wybił.

Dla odmiany reszta pocisków co to trafiła w Janka to już nie tak różowo.
Jeden walną w pancerz burtowy i zrykoszetował. W sumie można by nie mieć o to pretensji ( prawdopodobny kąt trafienia to koło 60 stopni może trochę więcej ). W końcu po każdym innym pocisku można się spodziewać podobnego zachowania. Tylko ja mam jedno małe „ale”
Amerykanie wskazując na wyższość swojej amunicji super ciężkiej nad resztą świata powołują się na wyniki testów poligonowych, gdzie przy takim właśnie to trafieniu w mniej więcej taki pancerz ( może ciut cieńszy ) pocisk przeszedł równo zachowując sporą prędkość po drugiej stronie i w będąc w pełni sprawnym do poprawnej pełnej detonacji po drugiej stronie. W tej sytuacji ( jak już parę razy wspominałem ) pocisk brytyjski zgiął się jak banan i odbił nie czyniąc pancerzowi wielkiej szkody. To porównanie jest często podawane jako przykład jak to szybko Amerykańce by załatwili dowolnego Niemca. Są to dane poligonowe z którymi ciężko dyskutować.
A tu pod Cassablancą kicha, nie wyszło.
Wytłumaczenie banalne – o czym już parę razy pisałem, ale powtórzę – te rewelacyjne wyniki przebicia przy takim kącie trafienia to dla pocisków opracowanych pod koniec wojny a wprowadzonych do produkcji jeszcze później ( pytanie zresztą w jakiej ilości, skoro wcześniej Amerykanie natłukli poprzednich modeli od metra, a o ile nie można ich nazwać jakąś rewelacją w skali światowej, to z całą pewnością nie były one wadliwe. Po wojnie szansa na spotkanie wrogiego pancernika w walce dość niewielka, a na to co pływało i mogło być wrogie, to poprzednie pociski były aż za dobre ).

Dla odmiany pociski co to trafiły Dunkierkę przeszły gładko przez pancerz burtowy ( 225 mm ) potem jeszcze przez pancerz barbety wieży 130mm ( 115 mm ), parę grodzi ( razem bo ja wiem, ze 40-60 mm? Trzeba spojrzeć na rysunek a go nie mam pod ręką ). Przeszedł gładko i wybuchł w środku kadłuba jak trzeba.
Znów – cieńszy pancerz, kąt ciężko powiedzieć, trzeba by popatrzeć na położenie Dunkierki względem toru lotu pocisków. Rysunek w 2d przedstawiający przekrój w rejonie trafienia niewiele mówi, bo przedstawia rzut realnego toru lotu pocisku na płaszczyznę cięcia. Chyba nie muszę tłumaczyć potencjalnego przekłamania.
W każdym razie kąt padania był ( tak na oko ) co najmniej 40 stopni do płyty.
Pocisk wszedł.
Osobiście stawiam na to, że 16 calówka równie gładko by weszła w tym miejscu, ale chciałem po prostu zaznaczyć, że nie ma jakiejś kolosalnej różnicy w osiągach pocisków.
A pamiętamy, że 15 calówka realnie była niewiele lepsza od 14 calówki, zupełnie niechcący zresztą.

Podobnie z inną 16 calówką co to się otarła o barbetę wieży B Janka i od tego uderzenia rozpadła się. Dokładnie tego samego oczekuję od pocisku brytyjskiego.

W związku z tym z pewną ostrożnością przyjmuję, że to co przebiło w rzeczywistości Scharnhorsta to też by przebiło jakby zamiast nich mieć 16 calówki. A to co nie przebiło to też by nie przebiło, z wyjątkiem dość wąskiego zakresu kątów padania.

Największe różnice w skali zniszczeń będą w takim układzie wynikały z tego, że amerykańskie pociski prawdopodobnie weszłyby głębiej, co mogłoby ułatwić dostanie się do witaliów.

Żeby to określić potrzeba wiedzieć gdzie konkretnie były trafienia i pod dokładnie jakim kątem. Wtedy można coś starać się policzyć.
Przy czym kąt uderzenia musi uwzględniać nie tylko kurs celu względem toru lotu pocisków oraz odległość, ale położenie celu na fali. Kołysanie po kilkanaście stopni na każdą burtę robi wielką różnicę.

Ja tam nie podejmuję się zrobić takiego porównania. Mimo wszystko Lungsdurnowi ( chyba pokręciłem nazwisko :( ) robiącemu reanalizę zniszczenia Kirishimy było o wiele łatwiej. Kurs znany, z wielu okrętów. Położenie znane. Kołysania praktycznie brak.

A tu?
Jak się Halseyu weźmiesz do roboty i opracujesz gdzie tam co i pod jakim kątem trafiło, to ja postaram się porobić odpowiednie obliczenia co by było gdyby :)
Bez tego nic.


Natomiast postawiłbym sprawę z innej perspektywy.
Wasiek miał 9 dział nie 10. Ile mniej daje to trafień?
I Wasiek był realnie w takich warunkach co najmniej 3 węzły wolniejszy ( nie było z nim aż tak źle jak z South Dakotą, ale nie było dobrze ).
Czy przypadkiem Scharnhorst by się zwyczajnie nie uwał?

Ja nie wiem, ale uważam za całkiem możliwe.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
domek
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-09, 04:44

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: domek »

Maciej3 pisze:
Halsey pisze:
domek pisze: Albo trzasneli by sobie ze 10 x Ark Royal i efekt byl by jak na Pacyfiku :-D
Chyba żeby U-Bootwaffe trzasnęła sobie 10 X Ark Royal. :mrgreen:
To jedno.
A drugie - na miejscu Scharnhorsta jakbym miał przeciwko sobie zamiast DoY Ark Royala - albo i wszystkie 10 od razu, a co mi tam - to czułbym się całkiem bezpiecznie ;)

Tak do pierwszej torpedy :lol: z pierwszej setki

pozdrawiam
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Halsey »

Maciej3 pisze: Jak się Halseyu weźmiesz do roboty i opracujesz gdzie tam co i pod jakim kątem trafiło, to ja postaram się porobić odpowiednie obliczenia co by było gdyby :)
Bez tego nic.
Niestety, nie mam jakiejś profi literatury o Nordkappie czy samym Scharnhorście. Liczyłem, że ty będziesz taką miał, no ale trudno.

Parę uwag ogólnych.

Znowu fajny wykład dałeś (tzn. w wątku obok, tym o Dunkerque, sorry że komentuję tu, ale jakoś dla mnie bez sensu gwarzyć o tym samym w dwóch wątkach naraz) o tym, jak miałoby być pięknie (dla Anglików). Drugi koniec kija jest taki, że skończyło się meganiewypałem w stylu niemieckiego Planu Z (z pamiętnika alkoholika, 24 marca 1941: "W chwili obecnej nie możemy planować budowy jakichkolwiek ciężkich jednostek, które nie mogłyby zostać zakończone przed 1942 r. Wyklucza to kontynuowanie prac nad takimi jednostkami jak Lion czy Temeraire, jak również Conqueror i Thunderer."). Szlus, koniec zabawy, czołgi ważniejsze więc nikt nie da blachy.

Że 14 cali w sumie OK, 16 cali w sumie nie lepsze, a U. S. Battleships to jeziorowce... Ehem. :roll:
To czemu na Tirpitza (a i Bismarcka w sumie też) debeściaki wolały w pojedynkę nie chodzić? Dlaczego alkoholik jojczył o wsparcie Home Fleet jeziorowcami? (BTW zdaniem alkoholika w 1:1 Bismarck zwalcowałby Rodneya.) A na Jaśka (i potencjalnie Ryśka) też jeziorowca alianci posłali... Niby logiczne, skoro tę część operacji "obsługiwali" Amerykanie. Ale aż mam ochotę zmrużyć oko i spytać: "Przypadek?". :?: :wink:

PS: Co do Punjabi, to ja nie jestem pewien, czy akurat nie Wasiek był bliżej, ale muszę to jeszcze sprawdzić - pamiętam jakiś taki opis z Battleship at War, jak Amerykanie przyglądają się z podziwem marynarzom niszczyciela - jeszcze na jego pokładzie, a jakoś tak dość z bliska. Z drugiej strony, mogli obserwować część dziobową, a bomby były na odrąbanej rufie. Nic, tylko wrócić do Musicanta.
Do you fear death?
Do you fear that dark abyss?
All your deeds laid bare,
all your sins punished?
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4911
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Niestety, nie mam jakiejś profi literatury o Nordkappie czy samym Scharnhorście. Liczyłem, że ty będziesz taką miał, no ale trudno.
Chyba mojego sarkazmu nie wyczułeś do końca ;)
Więc tak - żeby być czegoś prawie pewnym to trzeba znać w momencie trafienia nie tylko kurs przeciwnika ( już z tym będzie problem ), nawet parę stopni może ( choć nie musi ) robić różnicę.
Niezmiernie istotny jest chwilowy przechył na burtę.
Ten dość znany rysunek z Garzke & Dulina jest traktowany czasem jak prawda objawiona. Jak to pięknie wygląda i wszystko tłumaczy, nie prawdasz?

A co jeśli okręt w momencie trafienia był przechylony o 15 stopni na jakąś burtę?
A przy takiej fali spokojnie mógł być większy. Przynajmniej czasami przy zwrocie itd. Pewnie nawet 20-25 się zdarzało.
Mała wizualizacja poniżej – rysunek oryginalny i z naniesionymi przechyłami po 15 stopni na każdą burtę.
Na czerwono trajektoria pocisku która się nie zmieni względem wody.
sh.jpg
Robi różnicę?
Bez tych danych nic się nie zrobi. W każdym razie nic sensownego.
A jakoś wątpię by ktoś notował jaki aktualnie był przechył w momencie trafienia. A jeśli nawet to ci co ocaleli to raczej tego nie pamiętali.
Czyli – według mnie jest to niemożliwe, żeby określić różnicę zamiany pocisków, jeśli chcemy być rzetelni. Pozostanie to w sferze przypuszczeń i własnego przekonania oceniającego.
Ja tak to widzę.
e 14 cali w sumie OK, 16 cali w sumie nie lepsze
Bez przesady – lepsze, lepsze ( jeśli rozpatrujemy możliwość przebicia pancerza ), ale nie aż tak bardzo jak się to przedstawia.
, a U. S. Battleships to jeziorowce... Ehem.
Wiem, że ciężko w to uwierzyć, sam byłem „nieco” zaskoczony ( mimo mojej jawnej niechęci ), ale jednak..
Zesztą nie wszystkie.
Wasiek pływający sobie z Home Fleet został trochę zjechany a trochę nie. Maszynownię na przykład, Angole podziwiali i chwalili. Ale zachowanie się okrętu w sztormie nie. Było gorzej niż na, w sumie takich sobie pod tym względem , KGV. Ale dało się z tym żyć, więc jednostki nie całkiem jeziorowe. Niech będą „półmorskie” ;)
Przy projektowaniu Iowek jeszcze opierając się na projekcie South Dakoty, stwierdzono, że szybszy pancernik powinien mieć wyższą wolną burtę. Podwyższono ją. Znów – mój komentarz jak dla Waśka.
Jeziorowość dotyczy czwórki typu South Dakota.
Masz tu raport, który już tu prezentowałem całkiem niedawno ( nie wiem w którym wątku, porządek tu panuje jak u mojego syna w pokoju ;) ) po odrzuceniu nagłówków nie cała strona A4. Warto przeczytać.
http://www.researcheratlarge.com/Ships/ ... amage.html

W skrócie – stan morza 4 oznacza fale pomiędzy 1,25 a 2,5 metra. Coś tak strasznego dopadło Messa. Coby uniknąć masakrycznych zniszczeń zmniejszono prędkość do 12-15 węzłów. Tak to pomogło, że dwie wieże 406 były nie do użytku, z czego dziobowa dostała zwarć w instalacji elektrycznej i została unieruchomiona na 10 dni!
Dolny rząd dział 5 calowych nie do użytku.
Czyli tak „straszliwe” fale zredukowały Messa do predrednota z prędkością 15 węzłów, trzema działami artylerii główne j 12 pomocniczej.
Mniejsza to ostatnie zdanie stwierdzające, że nawet na jeziorze jak jest jakikolwiek wiatr, to okręt jest systematycznie polewany wodą.
Jak to nie jest „jeziorskość”, to co nią jest?
Jak chcesz to dodam jeszcze raz wizualizację co znaczą fale 1,25 oraz 2,5 metra. Ale zmodyfikuję zanurzenia SD do poziomu Messa. I pokażę, co znaczy przechył 13 stopni.
miałoby być pięknie (dla Anglików). Drugi koniec kija jest taki, że skończyło się meganiewypałem w stylu niemieckiego Planu Z
Prawie.
W rzeczywistości nie było aż tak źle.
Popatrz na całość wysiłków i zabiegów w okresie międzywojennym.
Najpierw stawali na głowie, żeby Włosi nie zbudowali sobie dwóch pancerników dozwolonych w Waszyngtonie. Finanse finansami, a naciski naciskami. Łączny koszt przebudowy czterech staroci ( nie liczyłem tak strzelam na pałę ) to pewnie koszt dwóch nowych pancerników.
I teraz wyobraź sobie, że zamiast inwestować w ratowanie trupów, Włosi budują sobie nówki sztuki.
W efekcie to swoje dalekie trafienie Warspite ma uzyskać w bitwie nie z dwoma starociami tylko z dwoma Littoriami.
Jakoś tak nie wydaje mi się żeby to był dobry deel.

A Francuzi – znów stawali na głowie, żeby pancerniki nie przekraczały 23 tys ton. I wyobraźmy sobie, że Francuzi idą po swojemu i budują 35 tysięczniki. W Mers masz zamiast Dunkierek dwa Ryśki.
Wygląda miło?

Niemcy.
Traktat morski jest często podawany jako w sumie porażka Anglików, że dawali wolną rękę Niemcom.
Może i tak.
Ale Niemcy się zbroili. Teraz wiemy, że kapral nie miał wyjścia. Jakby sobie nie rozpoczął swojej wojenki to gdzieś na przełomie 39 i 40 roku musiałby ogłosić bankructwo. Coś jak Grecja, tyle że wtedy raczej nie byłoby chętnych do ładowania setek miliardów w ratowanie trupa.
Produkcja się rozwijała gwałtownie, inwestycje takie czy inne. Kto mógł zagwarantować, że Niemcy sobie nie fundną jakiś superpancerników.
Przed 1 stycznia 1937 Angole nie mogli rozpocząć żadnego nowego pancernika.
Tym traktatem kupili sobie czas kiedy mieli zagwarantowane, że przeciwnik nie zbuduje sobie nic super silnego. A potem to my już sobie wybudujemy. Biorąc pod uwagę sytuację międzynarodową mógł ktoś liczyć na interwencję zbrojną w Niemczech? A bez interwencji ktoś by zmusił kaprala do zaniechania zbrojeń?
Nadal brzmi tak źle?
(z pamiętnika alkoholika, 24 marca 1941: "W chwili obecnej nie możemy planować budowy jakichkolwiek ciężkich jednostek, które nie mogłyby zostać zakończone przed 1942 r. Wyklucza to kontynuowanie prac nad takimi jednostkami jak Lion czy Temeraire, jak również Conqueror i Thunderer."). Szlus, koniec zabawy, czołgi ważniejsze więc nikt nie da blachy.
Owszem, nie da się.
Ale jak popatrzysz szerzej.
Kłopoty z wyborem dział opisywałem.
A teraz sobie wyobraź, że zmieniają to uzbrojenie i okręty mają pół roku opóźnienia ( w praktyce więcej ).
Brzmi dobrze?
Na Bismarcka czy Scharnhorsta 14 calówki wystarczyły. Pewnie, że fajniej byłoby mieć coś cięższego, ale dało się i okręty były na czas.
Nadal tak źle?
Choć nieco frustrująco – to trzeba przyznać.

To czemu na Tirpitza (a i Bismarcka w sumie też) debeściaki wolały w pojedynkę nie chodzić?
„To fight means to crush”. Czyli „walczyć oznacza zmiażdżyć”
Owszem lubię KGV, ale w starciu 1:1 z Bismarckiem wcale nie uważam, żeby brytol go na pewno zmiażdżył.
Powiem raczej, że „pojedynek” jest potencjalnie nierozstrzygnięty. Jakby się miało dwa okręty na jeden to co innego.
Po co ryzykować?
Dlaczego alkoholik jojczył o wsparcie Home Fleet jeziorowcami?
Pytanie co wiedzieli o jeziorowcach. Raport był wówczas tajny. Zresztą eksperci w admiralicji ( czy gdzie tam ) pewnie mogli wiedzieć. Ale alkoholik? Gdyby chodziło o kaprala to bym uwierzył. Często się go opisuje jako „shiplovera amatora”, czyli coś jak ja.
Ale Churchill?
(BTW zdaniem alkoholika w 1:1 Bismarck zwalcowałby Rodneya.)
Jeśli Birmarck jest w pełni sprawny i ma swobodę manewru to pewnie tak. W sytuacji jaka miała miejsce historycznie, nawet jakby zabrakło dżordżusia to nie sądzę.
A na Jaśka (i potencjalnie Ryśka) też jeziorowca alianci posłali... Niby logiczne, skoro tę część operacji "obsługiwali" Amerykanie. Ale aż mam ochotę zmrużyć oko i spytać: "Przypadek?".
Zerro przypadku. Zimna kalkulacja mająca dać maksymalny efekt przy minimum wysiłku i strat, oraz realne rozpoznanie „okoliczności”.
To jeszcze nie czasy Market-Garden.
Popraw mnie jeśli się mylę, ale nie chodziło o jakieś sadystyczne ostrzeliwania Jaśka, tylko osłonę desantu.
Po pierwsze można było się łudzić, że do Amerykanów Francuzie nie postrzelają. Do Anglików ( mając w pamięci co się działo np. w Mers ) raczej strzelanie byłoby pewne.
A gdyby „nie strzelanie” się nie udało?
Pytanie za 3 punkty – po kiego grzyba robi się dokładną prognozę meteorologiczną? Żeby mieć pewność 7 metrowych al coby ukryć desant, czy raczej fal w pobliżu zera coby działalność obrońców nie sprowadzała się do miłosiernego zbierania z fal tego co się nie podopiło podczas desantu?
Ja stawiam na to drugie ;)
Czyli spodziewamy się pogody „jeziornej”. A jednak na Janka lepiej było mieć 16 niż 14 calówki w miarę możliwości.
A w tym czasie dżordże mogły sobie być tam gdzie „nie jeziorskość” miała znaczenie.
A jakby meteorolodzy się pomylili?
To desant tak czy inaczej byłby niemożliwy.

Czy coś źle zrozumiałem?
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
PawBur
Posty: 492
Rejestracja: 2006-06-06, 22:13
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: PawBur »

Maciej, tak trochę z boku całej dyskusji. Mając na uwadze to co piszesz o okrętach typu SD, których też raczej nie lubię, możesz napisać czy w ogóle widzisz sens ich budowy? Czy nie lepiej było walnąć więcej NC (tak, pamiętam o wibracjach), nie bawić się w jakieś pokraczne projekty (w sensie tracić czasu i jakiś tam środków na nie) a potem zbudować jakąś tam , pewnie trochę inną w tej sytuacji Iowę?
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Sławek »

PawBur pisze:Maciej, tak trochę z boku całej dyskusji. Mając na uwadze to co piszesz o okrętach typu SD, których też raczej nie lubię, możesz napisać czy w ogóle widzisz sens ich budowy? Czy nie lepiej było walnąć więcej NC (tak, pamiętam o wibracjach), nie bawić się w jakieś pokraczne projekty (w sensie tracić czasu i jakiś tam środków na nie) a potem zbudować jakąś tam , pewnie trochę inną w tej sytuacji Iowę?
Jak można nie lubić okrętu będąc shiploverem? :o
Tendencyjne podejście do tematu (bez urazy).

Poza tym zarówno ja sam, jak i wielu innych, nie podzielamy zdania Macieja.
Co prawda w wielu aspektach ma rację, ale zarazem w wielu innych jej nie ma.
Co najważniejsze, dyskusja zeszła już na tak skrajne granice absurdu, że odpadłem (nie tylko z braku czasu).
Ostatnio zmieniony 2011-10-29, 18:31 przez Sławek, łącznie zmieniany 2 razy.
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Sławek »

Halsey pisze: Że 14 cali w sumie OK, 16 cali w sumie nie lepsze, a U. S. Battleships to jeziorowce... Ehem. :roll:
To czemu na Tirpitza (a i Bismarcka w sumie też) debeściaki wolały w pojedynkę nie chodzić? Dlaczego alkoholik jojczył o wsparcie Home Fleet jeziorowcami?
Masz rację w swoim pytaniu, jednak źle je zadałeś. :)
Powinieneś raczej sformułować je tak; dlaczego Anglicy tak bardzo pragnęli wsparcia "potężnych jednostek amerykańskich", skoro według Macieja nadawały się one jedynie na Wielkie Jeziora?
Uzyskasz od razu odpowiedź, bez konsultacji... :)
Nie byli głupcami i dobrze wiedzieli, jak cennym sojusznikiem są.
Ja natomiast zadałbym pytanie, po cholerę jednostki typu King George V wysłano na Pacyfik, skoro nie dość iż stanowiły dla Amerykanów problem logistyczny, to jeszcze wyjątkowo źle się spisywały w ostrzale brzegu nieprzyjaciela... :]

Natomiast na twoją wersję pytania ja osobiście odpowiedziałbym tak - a po cholerę???
Jak skrajnym idiotą trzeba by być, by planować działania operacyjne oparte o pojedynki danej klasy okrętów?
Celem prowadzenia działań wojennych nie jest staczanie bitew.
Celem prowadzenia kampanii w wojnie, nie jest staczanie bitew.
Celem jest realizacja zadania!
W tym wypadku realizacją zadania było zneutralizowanie pojedynczego, groźnego okrętu, by ten nie zagroził morskim szlakom komunikacyjnym Aliantów.
Pojedynki 1:1 fajne są dla młodych teoretyków z forów.
Na wojnie liczy się realizacja zadania.
Uznano - bardzo słusznie - że co najmniej dwa porównywalne siłą pancerniki to minimum, by mieć pewność, iż zadanie to zostanie zrealizowane!
Nawet mając na podorędziu "Iowa" jak ognia unikałbym pojedynku z tak groźnym rywalem, jak pancernik "Tirpitz" (mimo iż zadufani w sobie amerykanie uważali, że ten nie ma w takiej sytuacji żadnych szans).
To, że na przykład uważam, iż jeden pancernik typu South Dakota powinien rozprawić się z dwoma typu King George V (bo tak wynika z papierowego wyliczania) nie oznacza, że tak by było.
Shit happens!
Ostatnio zmieniony 2011-10-29, 18:33 przez Sławek, łącznie zmieniany 2 razy.
PawBur
Posty: 492
Rejestracja: 2006-06-06, 22:13
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: PawBur »

Sławek pisze: Jak można nie lubić okrętu będąc shiploverem? :o
Tendencyjne podejście do tematu (bez urazu).

Po prostu nie widzę do końca sensowności tego typu. I zdaje się Ty tu kiedyś napisałeś parę zdań o uczuciach co do maszyny ( w wielkim skrócie że to niemądre, czy są pozytywne czy negatywne), ale nie będę tego szukał. Trochę z lenistwa, trochę z powodu że często zmieniasz konto.
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Sławek »

PawBur pisze:
Sławek pisze: Jak można nie lubić okrętu będąc shiploverem? :o
Tendencyjne podejście do tematu (bez urazu).

Po prostu nie widzę do końca sensowności tego typu. I zdaje się Ty tu kiedyś napisałeś parę zdań o uczuciach co do maszyny ( w wielkim skrócie że to niemądre, czy są pozytywne czy negatywne), ale nie będę tego szukał. Trochę z lenistwa, trochę z powodu że często zmieniasz konto.
Oczywiście, że ja - dlatego wszystkie jednostki traktuję na równi.
Wracając do tematu - ja widzę zasadność.
W świetle traktatowych limitów nie dało się zbudować niczego lepszego.
Pancerniki typu South Dakota miały doskonałe układy kontroli ognia (nawet bez radarów artyleryjskich), były wyjątkowo potężnie uzbrojone (także w broń przeciwlotniczą), przyzwoicie opancerzone, dość szybkie, bardzo zwrotne i miały ogromny zasięg operacyjny (autonomiczność).
Czego chcieć więcej?
Lepszego socjalu? On i tak był 100 x wyższy niż na okrętach Cesarskiej Floty.
Nawet Anglicy uznali, że Amerykanie trochę z tym przesadzają...
Z czym się nie zgadzam, bo jako człowiek o wiele lepiej bym walczył w czystym ubraniu, wypoczęty z kubkiem gorącej kawy w dłoni, niż na stojaka w surowych warunkach pod dyktando przełożonych.
To, że jak każdy inny okręt (w tym "Iowa") cierpiały na chorobę "wieku dojrzewania" to inna sprawa. Ta akurat najbardziej była dotkliwa wobec pancerników typu Yamato, które choć na papierze niesamowicie potężne, miały mniej wyjść w morze przez całą wojnę razem wzięte, niż dowolny pancernik typu Iowa w trakcie samych prób morskich...
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Halsey »

Sławek, nie zrozumiałeś, wcale nie chodzi o aranżowanie jakichś bijatyk. Chodzenie na Tirpitza to osłona PQ i nastepców (a chodzenie na Bismarcka dygresja – jak już co do czego przyszło, to żaden debeściak do niego nie startował). Alkoholik miał pomysł zaprząc do niej Norkę i Waśka, by móc posłać Diuka na Indyka (w towarzystwie Reni). I molestował Prezia, by nie zabierał Waśka póki King nie wyjdzie z warsztatu. Kapewu?

Maciej, akurat Jankesi po drodze do Maroka pogodę mieli po zbóju, sztorm że hej, CA kolebały się o 30 stopni (ile jeziorowiec nie wiem), a załogi CVE obstawiały, z którego przechyłu ich okręt już się nie podniesie. Uspokoiło się praktycznie w ostatniej chwili, bo inaczej sam desant byłby niemożliwy.
Do you fear death?
Do you fear that dark abyss?
All your deeds laid bare,
all your sins punished?
PawBur
Posty: 492
Rejestracja: 2006-06-06, 22:13
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: PawBur »

Sławek pisze: Pancerniki typu South Dakota miały doskonałe układy kontroli ognia (nawet bez radarów artyleryjskich), były wyjątkowo potężnie uzbrojone (także w broń przeciwlotniczą), przyzwoicie opancerzone, dość szybkie, bardzo zwrotne i miały ogromny zasięg operacyjny (autonomiczność).
Czego chcieć więcej?
Lepszego socjalu? On i tak był 100 x wyższy niż na okrętach Cesarskiej Floty.
Nawet Anglicy uznali, że Amerykanie trochę z tym przesadzają...
Z czym się nie zgadzam, bo jako człowiek o wiele lepiej bym walczył w czystym ubraniu, wypoczęty z kubkiem gorącej kawy w dłoni, niż na stojaka w surowych warunkach pod dyktando przełożonych.
To, że jak każdy inny okręt (w tym "Iowa") cierpiały na chorobę "wieku dojrzewania" to inna sprawa. Ta akurat najbardziej była dotkliwa wobec pancerników typu Yamato, które choć na papierze niesamowicie potężne, miały mniej wyjść w morze przez całą wojnę razem wzięte, niż dowolny pancernik typu Iowa w trakcie samych prób morskich...
Rozumiem ten punkt widzenia, też trudno mi uwierzyć w aż tak słabą dzielność morską, którą wypomina Maciej.
Po prostu chodzi mi o to czy pancerniki typu North Carolina nie miały identycznej listy zalet ( no wiadomo gorszy pancerz)? I może się mylę, ale chyba było prościej budować kolejne takie, chorób wieku dziecięgo mamy wtedy mniej niż nowy typ tylko trochę lepszy (i to dość teoretycznie).
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Halsey »

Sławek pisze: Pancerniki typu South Dakota miały doskonałe układy kontroli ognia (nawet bez radarów artyleryjskich), były wyjątkowo potężnie uzbrojone (także w broń przeciwlotniczą), przyzwoicie opancerzone, dość szybkie, bardzo zwrotne i miały ogromny zasięg operacyjny (autonomiczność).
Czego chcieć więcej?
By nie napadł znienacka jakiś skośnooki dziadek w obstawie dwóch karateków, bo potem może być wstyd:
This ship is innefective.
The loss of many fire control, interior communication, radio and radar facilities seriously impaired the fighting power of the ship particularly in night actions.
one of our new battleships deaf, dumb, blind and impotent
Oczywiście miło, że ktoś wziął w obronę jeziorowce, niemniej nie da się ukryć, że SoDę z tym jej całym "doskonałym układem kontroli ognia" ostro wtedy sponiewierano. A sama prawie że nie oddała. Na nic układy. Starszy brat musiał ratować.
Do you fear death?
Do you fear that dark abyss?
All your deeds laid bare,
all your sins punished?
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Sławek »

PawBur pisze:
Sławek pisze: Pancerniki typu South Dakota miały doskonałe układy kontroli ognia (nawet bez radarów artyleryjskich), były wyjątkowo potężnie uzbrojone (także w broń przeciwlotniczą), przyzwoicie opancerzone, dość szybkie, bardzo zwrotne i miały ogromny zasięg operacyjny (autonomiczność).
Czego chcieć więcej?
Lepszego socjalu? On i tak był 100 x wyższy niż na okrętach Cesarskiej Floty.
Nawet Anglicy uznali, że Amerykanie trochę z tym przesadzają...
Z czym się nie zgadzam, bo jako człowiek o wiele lepiej bym walczył w czystym ubraniu, wypoczęty z kubkiem gorącej kawy w dłoni, niż na stojaka w surowych warunkach pod dyktando przełożonych.
To, że jak każdy inny okręt (w tym "Iowa") cierpiały na chorobę "wieku dojrzewania" to inna sprawa. Ta akurat najbardziej była dotkliwa wobec pancerników typu Yamato, które choć na papierze niesamowicie potężne, miały mniej wyjść w morze przez całą wojnę razem wzięte, niż dowolny pancernik typu Iowa w trakcie samych prób morskich...
Rozumiem ten punkt widzenia, też trudno mi uwierzyć w aż tak słabą dzielność morską, którą wypomina Maciej.
Po prostu chodzi mi o to czy pancerniki typu North Carolina nie miały identycznej listy zalet ( no wiadomo gorszy pancerz)? I może się mylę, ale chyba było prościej budować kolejne takie, chorób wieku dziecięgo mamy wtedy mniej niż nowy typ tylko trochę lepszy (i to dość teoretycznie).
Mówiąc między nami, prywatnie cenię sobie "North Carolinę" wyżej od typu South Dakota, ale jako okręty ogólnie.
Jako pancerniki, ich porównanie już staje się dyskusyjne...
Na pewno dobrze że je zbudowano, bowiem dzięki nim Amerykanie mieli gotowy, udany w sumie model pod typ Iowa, nie musząc się specjalnie gimnastykować z układem cytadeli czy innych takich...
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Sławek »

Halsey pisze: Oczywiście miło, że ktoś wziął w obronę jeziorowce, niemniej nie da się ukryć, że SoDę z tym jej całym "doskonałym układem kontroli ognia" ostro wtedy sponiewierano. A sama prawie że nie oddała. Na nic układy. Starszy brat musiał ratować.
To samo mogło spotkać owego "starszego brata", a co więcej, każdy inny pancernik na Ziemi, często z o wiele bardziej opłakanymi skutkami i znacznie szybciej...
ODPOWIEDZ