Witajcie,
Choć bywam na FOW, z braku czasu rzadko daję głos. Ponieważ jednak zostałem sflekowany jako naciągacz na swoją „tfu-rczość” postanowiłem napisać kilka słów komentarza. Tak ja niektórzy z poprzedników uważam, że długość i zawartość artykułu to rzecz względna i trudno wszystkim dogodzić. Generalnie hołduję zasadzie, żeby teksty były opracowane możliwie kompleksowo. Jeżeli coś jest napisane – zainteresowany może przeczytać, a ten kogo to nie interesuje opuści. W odwrotną stronę nie działa – nienapisanego nikt nie przeczyta.
Tak było też z okrętami dowodzenia, którymi zresztą nigdy wcześniej się nie zajmowałem. Artykuł na swoim początku miał inspirację w redakcji i zamierzałem skończyć go po 2-3 częściach. Im dalej, odkrywałem coraz to nowe okręty, które wydawały mi się intersujące i w Polsce mało znane. Morskie operacje militarne kojarzą się bowiem głównie z działalnością okrętów bojowych, a wiedza o innych jednostkach nie jest powszechna. Uważałem może niesłusznie, że te różnorodne przecież okręty są w stanie zainteresować czytelników tak jak Bismarck, Iowa, czy inny Yamato. A, że okrętów dowodzenia różnych typów było dużo to i części też wyszło sporo. Starałem się przy tym, aby każda z nich była kompletna. I mimo wszystko w dalszym ciągu uważam, że warto do tych okrętów zaglądać. Podobnie z lotniskowcami Forrestal – tutaj dodatkową presją „na długość” była duża liczba interesujących zdjęć, które redakcja miała do wykorzystania. „Fotoreportaży” też byłoby jednak kilka odcinków, bo 40-50 fotek nie da się wkleić w 2-3 części. Wtedy też byłby przesyt „Forrestali” tyle, że bez tekstu. Z tekstem źle – bez tekstu niedobrze
No i co mam robić „kochana redakcjo” – kończę II część artykułu o pancerniku TEXAS, w której będzie jego służba. Czy mam machnąć jej streszczenie czy iść „w zaparte” i opisać ją tak jak zwykłem? A może ktoś będzie chciał wiedzieć, kiedy TEXAS bywał w stoczniach, albo gdzie pełnił służbę zimą, a gdzie latem i oszczędzę mu szperania w źródłach
Co do kaski, to artykułów nie piszę dla pieniędzy – nie utrzymuję się z nich. OW płacą mi numerami autorskimi, dzięki czemu nie muszę ich kupować. Tak, więc 25 zł za część artykułu to nie jest kwota, za którą człowiek stałby się krezusem – zresztą i tak dostałbym każdy numer nawet jak nic w nim bym nie opublikował.
I na zakończenie, bez złośliwości. Jeżeli kogoś coś interesuje, a nie może o tym nigdzie przeczytać, to… niech po prostu o tym napisze. Inni też chętnie poczytają. Ja ciągle mam tak jeszcze, że czytam „od deski do deski” wszystko, co jest o okrętach: OW, MSiO i OKRĘTY też.
Pozdrawiam
Jarek Palasek