miczman pisze:Z tego co Szafran podał to książka została wydana przez ZRW MW, czyli instytucję działającą za publiczne pieniądze z podatków i zapewne w żaden sposób na siebie nie zarabiającą i wydaje mi się, że w związku z tym powinna być dostępna normalnie w sprzedaży.
Że coś jest wydane przez konkretne wydawnictwo nie zawsze oznacza, że wyłożyło ono pieniądze na wydanie. Zasada ta często się odnosi właśnie do publikacji niskonakładowych, gdzie wydawnictwo jest dawcą ISBN i instytucją, która przeprowadza zamawiającego przez proces wydawniczy. Nie wiem za czyje pieniądze wydrukowano wspomnianą książkę, więc nie podejmuję się tu tak kategorycznej oceny jak Twoja.
miczman pisze:Co mi z tego, że takie książki istnieją skoro nigdzie ich nie ma, nawet w bibliotekach.
Bez problemu każda pozycja powinna być dostępna w BN i BJ, więc zawsze to lepiej niż niedostępna w ogóle.
miczman pisze:Jak więc mają stanowić alternatywę dla masówki płynącej z IPNu? Często gęsto jego pracownicy piszą głupoty lecz są one dostępne w każdej księgarni. Dla mnie wydawanie po to by wydawać jest bez sensu i niczemu nie służy. Nieco absurdalny jest stan rzeczy, w którym to czytelnikowi ma zależeć na dotarciu do książki.
Niskonakładowki to najczęściej nie są lektury do poduszki. Stanowią one alternatywę dla badaczy, a nie Kowalskiego, który nigdy ich nie kupi, bo nie krzyczą sensacyjnym tytułem, aferami itp. Mało tego, być może ci badacze IPN z przyszłości sięgną po nią zanim zaczną opierać się tylko na dokumentach archiwalnych, które niestety nie jest łatwo oczyścić z naleciałości, które najzwyczajniej w świecie są fikcją. Jak niskonakładowek nie będzie to na pewno po nie nie sięgną. Wartość tych książek jest różna, ale łączy je to, że są. Jest różnica pomiędzy stanem gdy mamy dostępna jedną pozycje w archiwum, a np. 200 poza archiwum, nawet jeżeli 120 jest w rękach hermetycznego środowiska.
Co do absurdalnego stanu, o którym piszesz to uważam, że w każdych publikacjach niskonakładowych jest tak, że to czytelnik jest stroną o większej inicjatywie jeżeli chodzi o pozyskanie pozycji. Autor najczęściej nie dostaje nic za godziny swojej pracy, więc daje z siebie tyle ile chce lub ile umie. A, że często nie umie rozprowadzić tego na szerszą skalę to ma to oznaczać, że ma problemy z ego? Prosty przykład "Lekkie nawodne siły uderzeniowe na Bałtyku w okresie zimnej wojny" Tomasza Szubrychta. Książka, w której wydaniu maczałem paluchy, a wydana w bodaj 200 egz., rozeszła się przy okazji jednej chyba konferencji. Czy zatem służyła ona zaspokojeniu ambicji autora? Pomijam okoliczności jej powstania, ale jest to jedyna publikacja ukazująca jak widziane były ćwiczenia sił NATO, przez polskie rozpoznanie. Pomimo tego, że około połowa treści może okazać się powieleniem tego co ktoś już gdzieś kiedyś napisał, to cała reszta jest jedynym zapisem tego typu w Polsce. Kto to chciałby wydać? Czytałem tę książkę i stawiam tezę, że nikt. Wydawnictwo AMW dało chyba tylko ISBN. Owszem, książka mogłaby być dostępna tu na FOW, pewnie nie byłoby problemu, ale kto ma na zbyciu kilka stówek z domowego budżetu by wyłożyć na druk, a potem zajmie się dystrybucją?
Naprawdę, ostrożnie z takimi zarzutami.
miczman pisze:Przeglądałem niedawno jedną z publikacji z okrętowej tematyki i poza szumnym tytułem nie ma w niej nic ciekawego i zapewne to po lekturze tego "dzieła" mam skrzywienie. Swoją drogą wypominanie komuś wieku jakoś wybitnie dżentelmeńskie nie jest. Złote paski na rękawie w różnych kombinacjach albo zbitka literek przed nazwiskiem nie znaczy, że dana osoba jest jakimś guru. W tej "firmie" jak i wielu innych.
Czy było to opracowanie niskonakładowe, które tak krytykujesz? Skoro już wspomniałeś o niej to wal śmiało: co to za "dzieło", które wystarczyło byś wszystkie inne książki bez czytania uznał za zaspokojenie ambicji autorów. No i o co chodzi z tym wypominaniem wieku.