Rzeczywiście, trudno nie zgodzić się z przytoczonymi opiniami, że znaczna ilość okrętów liniowych i to po obu stronach była typu „Rzęch”.
Jeśli za kryterium "rzęchowatości" przyjąć wiek, to w roku powiedzmy 1935 to w zasadzie wszystkie.
Najnowsze Nelsony w 35 miały już 8 lat.
HMS Dreadnought w momencie wybuchu I wojny miał 8 lat i był uważany za pancernik drugiej kategorii. Z siłami głównymi jeszcze pływał, ale zdecydowanie nie chciano na nim polegać w przypadku większej bitwy. Reszta była sporo starsza ( najnowszy następny Colorado to już 12 lat - totalna staroć po prostu i do tego powinien być jeszcze starszy bo budowa się opóźniła o parę latek przez I wojnę )
Gdyby nie Waszyngton a potem Londyn to w latach 30-tych całe te sterty pancerników byłyby już albo pocięte, albo w stoczniach złomowych albo w najlepszym wypadku odsunięte do drugo czy nawet trzecio planowych zadań.
Pamiętajmy też, że na początku lat trzydziestych stan floty brytyjskiej był ogólnie kiepski, z powodu skąpienia na nią środków przez będącą przez kilka kadencji u władzy Partię Pracy
To jest dość często powtarzana teza, ale ja lubię widzieć kontekst.
Brytyjska flota narzekała na brak funduszy, ale jak się chciało mieć 30 pancerników, 120 krążowników i do tego stertę mniejszych jednostek, to nie dziwi jojczenie o niedofinansowaniu jak się ma 15 pancerników, coś pomiędzy 60 a 80 krążowników ( nie pomnę, nie chce mi się liczyć ) i mniejszą stertę mniejszych jednostek, to można narzekać. Ale w porównaniu z resztą świata nie było tak źle.
Zarówno jeśli chodzi o budowę nowych jednostek ( np. pyknęli sobie 7 Kentów w czasie kiedy Amerykanie nie zdołali zbudować żadnego krążownika 8 calowego, Włosi zbudowali jeden ( i kończyli drugi ), Francuzi zbudowali 2 a Japończycy jednego i kończyli kolejne 3 ( typ Kako i Aoba pomijam, bo to wcześniejsze odpowiedniki Hawkinsów ).
W innych klasach wyglądało podobnie.
Jeśli chodzi o modernizacje pancerników to u Anglików widać więcej rozsądku. W ogóle nie inwestowali w większe przebudowy staroci do Iron Duke włącznie, w czasie gdy Amerykanie wydali małą fortunę na modernizację swoich napędzanych węglem ( coś w końcu musieli zrobić z tymi kotłami wyprodukowanymi dla okrętów programu 1916
![Mruga 2 ;)](./images/smilies/icon_oczko.GIF)
).
Natomiast pozostałe okręty przechodziły poważne przebudowy w czasach kiedy reszta też swoje przebudowywała. Bąble trzeba było podokładać, pancerz też dodawano ( przed rekonstrukcjami a'la Warspite ), nowe pociski zaprojektowano i wprowadzono. Uzbrojenie plot modernizowano ( znów jest narzekanie samej floty brytyjskiej, że za mało i za późno, ale na tle innych flot wcale nie wygląda to dużo gorzej )
Pewnie że można było zrobić więcej i lepiej jakby było w latach 20-tych więcej pieniędzy i jakby mieć umiejętność przewidywania przyszłości. Ale w tamtych realiach po prostu nie było po co inwestować kroci w okręty które zaraz miały i tak iść na złom, a napięcia międzynarodowego brak, więc nie ma obawy, że nasze nieco podstarzałe jednostki nie będą sobie radzić z okrętami przeciwnika.
Ale za to ciężkie krążowniki były w miarę nowiutkie i na pewno odegrały by duża rolę, zwłaszcza, że kwestia żeglugi, dostaw i konwojów była bardzo istotna
Pensacole to miały takie problemy ze statecznością i ogólnie niską wolną burtą itd, że można je sobie z rajdów na Atlantyku wykluczyć. Pozostaje 8 szt Northamptonów/Indianapolisów. Też nie rewelacja, ale krwi mogły napsuć.
Przewaga ilościowa była po stronie amerykańskiej, ale czterokominowce były raczej przestarzałe, uzbrojone w 102 mm (ale wiele anglików również) działa, aczkolwiek z silnym wyposażeniem torpedowym (i fatalnymi jakościowo torpedami).
I znów problem ze statecznością oraz mały zasięg. Anglicy jak dostali tych 50 czterofajkowców to od razu robili wszystko by poprawić im stateczność i zwiększyć zasięg kosztem "papierowej" charakterystyki.
Cóż - jakby używać ich do obrony własnej floty liniowej w pobliżu własnych baz, to trzeba się z nimi liczyć i to bardzo. Nawet niewielki procent trafień z wystrzelonych torped ( z uwzględnieniem ich awaryjności ) to jednak były poważne liczny, bo tych torped na pokładach było dużo.
Ale do dalekich wypadów się nie nadawały. Jeśli chodzi o ataki na brytyjskie konwoje i inne takie, to można je swobodnie pominąć. No chyba, że mówimy o przerywaniu dostaw do i z Kanady, to wtedy się liczą.
Osobnym pytaniem jest kwestia dążenia do takiej walnej, rozstrzygającej bitwy.
Tu się zgodzę z Joggim. Anglicy kombinowali jak mogli żeby iść do decydującej bitwy i rozwiązać problem floty przeciwnika raz na zawsze.
Uwikłanie anglosasów w wojnę oznaczałoby szansę na zerwanie ograniczeń Traktatu Wersalskiego i Niemcy wykorzystaliby ją niezależnie od tego kto byłby aktualnie kanclerzem.
Może i tak. Tylko pytanie kiedy ta wojna. Jak przed 35 rokiem to zerwanie Wersalu mogło nastąpić wcześniej ( pytanie co na to Francja? ). Więcej zmian nie ma, bo wojska u Niemców brak.
Jeśli po 35 to w zasadzie żadnej różnicy nie ma. Może nieco wcześniejsze szybsze zbrojenia, ale na otwartą walkę Niemców nie stać, bo wojska jeszcze brak.
Tak się zastanawiam nad jeszcze jednym aspektem.
Gdzieś mniej więcej w połowie lat 30-tych Anglicy nagle zaczęli się realnie interesować walką w nocy. Wcześniej też się interesowali, ale jakoś tak im wychodziło, że realnie to w nocy jest tyle zamieszania, że lepiej tej walki nocnej unikać.
Mniej więcej w połowie lat 30-tych ( nie pomnę dokładnie kiedy ) zaczęli opracowywać metody walki w nocy, koordynacji działań, całą taktykę, komunikację itd. Przy czym radar miał z tym luźny związek.
Nie pomnę kiedy dokładnie przestawili się na myślenie, że nocy nie trzeba się bać, ale w nocy trzeba atakować, bo wtedy ma się przewagę nad przeciwnikiem który do tych walk nie jest przetrenowany. Na pewno jeszcze przed wojną, ale czy to był rok 37 czy 39 nie pomnę.
Amerykanie jeszcze na początku 44 mieli z tym problemy. Pewien Admirał jak w marcu 1944 dostał propozycję popłynięcia za Japończykami to odmówił, bo się obawiał że jego nowoczesne pancerniki się w nocy pogubią i w efekcie ostrzelają same siebie czy inne własne jednostki i inne takie. Tak wiem, parę razy udało im się odnieść sukcesy w nocy, ale do pełnej koordynacji większych formacji to raczej daleka droga była. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że był to taki pożar w burdelu. Aż dziw że tyle się udało odnieść sukcesów w okresie "błędów i wypaczeń"
Anglicy nie mieli tego problemu i choćby pod Matapanem dążyli do starcia nawet pancernikami.
Pytanie kiedy walka. Jeśli przed powiedzmy 35 rokiem, nie ma to znaczenia. Obydwie strony raczej starają się uniknąć walki nocnej.
Po tym roku z każdym rokiem Anglicy są coraz lepiej do niej przygotowani ( ten proces trochę trwał ) i to może mieć znaczenie na przebieg ewentualnego konfliktu.
Tyle że im dalej do końca lat 30-tych tym przewaga ilościowa Royal Navy w krążownikach zaczyna spadać, bo Amerykanie zaczynają się rozpędzać z budową nowych jednostek.