Aha...
...i tego wszystkiego dokona cyt. "amerykański krążownik rakietowy wprowadzony do służby 20 lat po niemieckim pancerniku" (czyli okręt z 1960 roku).
Kurcze, Batman przy tym wysiada.
Kolejna kwestia to taktyka - strzela się rakiety możliwie jak najbliżej nieprzyjaciela, by nie dać mu czasu na reakcję jego systemów obrony.
Strzelanie rakietami przeciwokrętowymi "over the horizon" w latach 60-tych jest już u podstaw "very funny", bo cel najpierw trzeba podświetlić, a to nie łatwe z powodu krzywizny horyzontu.
Do tego dochodzi fakt, że "Bismarck" był dość szybki i lepiej trzymał się na fali (nie wytracał prędkości) niż krążowniki typu Belknap. Sądzę, że mógłby Amerykanom sprawić niefajną niespodziankę...
No i poza tym pytanie - ile przeciwokrętowych rakiet zabierał ówczesny krążownik i ile z nich by doszło celu (plus doszłoby do poprawnej reakcji głowicy bojowej)?
Jestem przekonany, że nawet współczesny typ Ticonderoga miałby problemy, a przecież skoro "Bismarck" miałby nadal służyć, to też powinien otrzymać własne systemy przeciwrakietowe.
Pokazuję po prostu nonsens samego porównania, bo opancerzony kadłub "Bismarcka" w połączeniu z jego pierwotnym plus współczesnym uzbrojeniem, pozwoliłby pokonać KAŻDEGO morskiego przeciwnika. Jedynie problematyczne mogłoby być ulokowanie na nim lądowiska dla śmigłowców ZOP, z uwagi na wąską rufę i ogólnie mało miejsca w tym rejonie.
Poza tematem;
Parafrazując od faktu, że te radzieckie dziadostwo można było zwykłymi paskami folii zakłócić, to ogólnie broń rakietowa tamtych lat była tak skrajnie zawodna, że mam poważne wątpliwości nawet w przypadku ataku kilku okrętów podwodnych jednocześnie, a i "Bismarck" w owym czasie powinien otrzymać przynajmniej wyrzutnie "Zuni", do zakłócania wskazanych pocisków, oraz pokaźny zestaw własnych RPK. HMS "Hood" pewne "update" uzbrojenia jednak przeszedł.