Maciej3 pisze:A co do poszerzenia pojęć - możesz polecić jakąś pozycję gdzie te wszystkie "prawdopodobieństwa trafienia, rażenia itd" były by dobrze określone?
Eeeee, yyyy, uuuu. Znaczy się podpytam, ale czy gdzieś poza uczelniami wojskowymi jest to ogólnie dostępne to nie wiem.
Maciej3 pisze:Bo zniszczenia to jest dosyć jasne.
I tu ponownie może się zdarzyć płatanie figla pomiedzy matematyką, a rzeczywistością. Weźmy takiego Hooda. Podejrzewam, że jakby dobrze policzyć mu prawdopodobieństwo to wyszłoby, że potrzeba co najmniej kilku pocisków 38 cm by posłać go na dno, a... wystarczył jeden. Prawdopodobieństwo zniszczenia mówi ile amunicji/torped/bomb itp będzie musiało trafić w cel by go trwale wyeliminować z walki (niekoniecznie zatopić). Do szczegółowych obliczeń przyjmuje się hipotezę, że pociski nie będą wiecznie trafiać w to samo miejsce (czyli odwrotnie do prawa Murphyego o kromce co zawsze spada masłem do dołu

). Wiadomo, że każdy okręt ma miękkie podbrzusze, stąd trzba uwzględnić ile trafień będzie zatrzymanych na elementach ochronnych, a ile jest miejsc, których dla danych warunków nie da się skutecznie ochronić. Dalej, trzeba uwzględnić jakie jest prawdopodobieństwo, że eksplozja pocisku naruszy bezpieczeństwo okrętu w newralgicznej strefie (bo przecież nie każdy pocisk, nawet jak trafi, wybuchnie w kotle lub komorze amunicyjnej). To są naprawdę karkołomne obliczenia, ale jestem przekonany, że pewien zbiór modelowych obliczeń został poczyniony przez wojskowych matematyków.
Maciej3 pisze:A właśnie przeczytałem raz jeszcze stosowny fragment książce który tak mnie pobudził. Pada określenie "hitting rate". A najbardziej mnie rozbawiło, że Japończycy podczas ćwiczeń w 1939 roku uzyskali 12% trafień z odległości 32 km ( uzyskali!!!!!!! podczas strzelań )
Czyli wskaźnik trafień. Ma znaczenie tylko przy wystawieniu oceny za strzelanie

. Nie wiadomo co było celem (na 34 km cel był kierowany zdalnie albo na bank nieruchomy, bo nie chciałbym być na holowniku ciągnącym jakąś krypę) Ale... wynik świadczy też o tym, że armaty były OK, a strzelający wiedzieli jak celować, czyli wychodzi na to, że wyszkolenie do prowadzenia ognia w tych warunkach było bardzo dobre. Problemem jest to, czy warunki strzelania dobiera się tak, by były jak najbardziej zbliżone do tych "wojennych".
Maciej3 pisze:...i na podstawie tego snuli jakieś plany, wnioski itd.
I to już można nazwać ignorancją, pod warunkiem, że owe wnioski byłby dokładnie znane.