Witam!
Tadeusz Klimczyk pisze:Ja bym postawił inne, moim zdaniem ciekawsze pytanie. Po co to wszystko było, te pancerze, nawęglane hartowane, utwardzane wartwowe, ukośne, immunity zone, bierne systemy itd..., kiedy w żadnej z wojen okret liniowy do niczego ważnego nie służył, a jeśli już (w II wojnie) to raczej do zadań nie odpowiadających intencjom jego twórców.
Pytanie ciekawe, ale zdaje mi się, że jego sformułowanie nieco utrudnia odpowiedź.
Dlaczego szukać usprawiedliwienia istnienia pancerników tylko w działaniach wojennych?
Okręt liniowy był bronią ściśle defensywną. Należało panować nad szlakami komunikacyjnymi (tu z Mahanem nie będziemy się chyba kłócić), a panowanie na szlakach komunikacyjnych zapewnia utrzymywanie twierdz w kluczowych punktach.
Działania ofensywne na morzu prowadzone były krążownikami (nawodnymi, podwodnymi, torpedowymi, latającymi).
Okręty liniowe to nic więcej, jak pływające twierdze: buduje się je, aby zmusić przeciwnika do myślenia o ryzyku związanym z atakiem.
Sugestia, że pancernik na wojnie (a szczególnie walka pancernik vs. pancernik) to nie było najbardziej efektywne rozwiązanie jest natomiast ze wszech miar słuszna.
Jednak żeby wyeliminować twierdzę lądową, trzeba było podciągnąć ciężką artylerię oblężniczą. W czasie pokoju twierdze są bezużyteczne. W czasie wojny - większość z nich również jest bezużyteczna. Artyleria oblężnicza używana jest ekstremalnie rzadko.
Tak więc zarówno twierdze jak i pancerniki mają wartość potencjalną: odstraszają przeciwnika od agresji.
Stąd też budowanie jak najpotężniejszych okrętów, po to, aby wystraszyć przeciwnika wielkością, niczym ryba najeżka
I właśnie po to, te
pancerze, nawęglane hartowane, utwardzane warstwowe, ukośne, immunity zone, bierne systemy itd...
Po to, żeby admiralicja przeciwnika bała się, czytając raporty wywiadu dotyczące naszych okrętów.
I całkiem serio wydaje mi się, że nasza dobra zabawa podczas czytania o pancernikach bierze się z tego, że oni - wtedy - bali się czytając o nich.
Pozdrawiam
Ksenofont