: 2008-05-24, 20:18
No dobra wstawię to uzasadnienie.
Spróbujmy teraz obronić tezę o 16” pancerzu na Colorado. Skoro masa pancerza Colorado i Tennessee była praktycznie taka sama, powierzchnia też, a maksymalne grubości różne to gdzieś musiał być haczyk. Lżejszy stop metalu raczej odpada. Pozostaje manipulowanie grubością w różnych miejscach. Albo pogrubiono by pancerz w rejonach komór amunicyjnych pocieniając w rejonach maszynowni. Ale to było sprzeczne z ówczesną doktryną USA. ( zresztą różnice pomiędzy pancerzem w rejonie komór i maszynowni były by ogromne, a o tym milczą wszystkie źródła ) Albo różnicowano by grubość w zależności od wysokości nad linią wodną.
W takim układzie jedynym logicznym posunięciem było by pogrubienie pancerza w rejonie linii wodnej kosztem grubości gdzie indziej. Otrzymujemy w efekcie kosmiczny kształt pancerza – coś na wzór wersji nr 4 schematu opancerzenia dla pancerników carskiej floty bałtyckiej z programu z 1914 roku. Tak w uproszczeniu na linii wodnej w wąskim zakresie otrzymujemy bardzo gruby pancerz a ponad i pod tą linią dużo cieńszy. W takim układzie wyszło by coś strasznego. Wówczas już jasne było, że pancerniki zwykle są wykańczane z większą masą niż projektowano. A ponadto wychodzą w morze z większymi zapasami niż pierwotnie zakładano. Dodatkowo normalne jest, że masa okrętów w czasie służby rośnie ( spytajcie tellera, jak mi nie wierzycie ). W takim układzie bardzo szybko najgrubsza część pancerza znalazła by się POD wodą a nad nią ta cieńsza część. W efekcie takie pogrubienie pancerza nie dość że było by droższe ( jeden z powodów ujednolicenia grubości pancerza na pancernikach Revenge ) ale i dużo gorsze od pozostawienia poprzedniej grubości. Konstruktorzy USA nie byli głupi i MUSIELI zdawać sobie z tego sprawę, więc nie posądzam ich o aż taki błąd.
A jak przyjrzymy się przekrojowi poprzecznemu kadłuba Colorado to widać, że nad linią wodną pancerz wystawał mniej więcej na wysokość jednego pokładu. Skoro tak to grubość pancerza musiała by się zmieniać gdzieś w połowie wysokości pomiędzy pokładami! W takim układzie wyszło by, że jak pocisk uderzy 0,5 m niżej to będzie zatrzymany ( pomińmy chwilowo kłopoty z zabezpieczeniem pancerza ) a jak 0,5m wyżej nadal na wysokości TYCH SAMYCH pomieszczeń, to przebije się swobodnie. By takie pocienienie miało sens, to przejście z warstwy cieńszej do grubszej musiało by być na wysokości jakiegoś pokładu zabezpieczającego przed eksplozją pocisku nad czy pod nim. Przy braku takiego pokładu ( a na Colorado i Tennessee takiego pokładu nie było w odpowiednim miejscu ) cała operacja nie miała by żadnego sensu.
Jak więc było z tym pancerzem?
PS.
Mój "atak" na Tadeusza Klimczyka będzie dużo lżejszy niż myślałem. Jakoś przeczytane teraz stwierdzenie z Jego książki brzmi nieco inaczej niż je zapamiętałem. Co prawda wydźwięk jest taki jak zapamiętałem i się z nim nie zgadzam, ale nie jest tak kategoryczne, więc nie można być zbyt ostrym. O co mi chodzi kiedy indziej. Muszę się przygotować i odświeżyć pamięć, by nie popełnić głupiego błędu.
Spróbujmy teraz obronić tezę o 16” pancerzu na Colorado. Skoro masa pancerza Colorado i Tennessee była praktycznie taka sama, powierzchnia też, a maksymalne grubości różne to gdzieś musiał być haczyk. Lżejszy stop metalu raczej odpada. Pozostaje manipulowanie grubością w różnych miejscach. Albo pogrubiono by pancerz w rejonach komór amunicyjnych pocieniając w rejonach maszynowni. Ale to było sprzeczne z ówczesną doktryną USA. ( zresztą różnice pomiędzy pancerzem w rejonie komór i maszynowni były by ogromne, a o tym milczą wszystkie źródła ) Albo różnicowano by grubość w zależności od wysokości nad linią wodną.
W takim układzie jedynym logicznym posunięciem było by pogrubienie pancerza w rejonie linii wodnej kosztem grubości gdzie indziej. Otrzymujemy w efekcie kosmiczny kształt pancerza – coś na wzór wersji nr 4 schematu opancerzenia dla pancerników carskiej floty bałtyckiej z programu z 1914 roku. Tak w uproszczeniu na linii wodnej w wąskim zakresie otrzymujemy bardzo gruby pancerz a ponad i pod tą linią dużo cieńszy. W takim układzie wyszło by coś strasznego. Wówczas już jasne było, że pancerniki zwykle są wykańczane z większą masą niż projektowano. A ponadto wychodzą w morze z większymi zapasami niż pierwotnie zakładano. Dodatkowo normalne jest, że masa okrętów w czasie służby rośnie ( spytajcie tellera, jak mi nie wierzycie ). W takim układzie bardzo szybko najgrubsza część pancerza znalazła by się POD wodą a nad nią ta cieńsza część. W efekcie takie pogrubienie pancerza nie dość że było by droższe ( jeden z powodów ujednolicenia grubości pancerza na pancernikach Revenge ) ale i dużo gorsze od pozostawienia poprzedniej grubości. Konstruktorzy USA nie byli głupi i MUSIELI zdawać sobie z tego sprawę, więc nie posądzam ich o aż taki błąd.
A jak przyjrzymy się przekrojowi poprzecznemu kadłuba Colorado to widać, że nad linią wodną pancerz wystawał mniej więcej na wysokość jednego pokładu. Skoro tak to grubość pancerza musiała by się zmieniać gdzieś w połowie wysokości pomiędzy pokładami! W takim układzie wyszło by, że jak pocisk uderzy 0,5 m niżej to będzie zatrzymany ( pomińmy chwilowo kłopoty z zabezpieczeniem pancerza ) a jak 0,5m wyżej nadal na wysokości TYCH SAMYCH pomieszczeń, to przebije się swobodnie. By takie pocienienie miało sens, to przejście z warstwy cieńszej do grubszej musiało by być na wysokości jakiegoś pokładu zabezpieczającego przed eksplozją pocisku nad czy pod nim. Przy braku takiego pokładu ( a na Colorado i Tennessee takiego pokładu nie było w odpowiednim miejscu ) cała operacja nie miała by żadnego sensu.
Jak więc było z tym pancerzem?
PS.
Mój "atak" na Tadeusza Klimczyka będzie dużo lżejszy niż myślałem. Jakoś przeczytane teraz stwierdzenie z Jego książki brzmi nieco inaczej niż je zapamiętałem. Co prawda wydźwięk jest taki jak zapamiętałem i się z nim nie zgadzam, ale nie jest tak kategoryczne, więc nie można być zbyt ostrym. O co mi chodzi kiedy indziej. Muszę się przygotować i odświeżyć pamięć, by nie popełnić głupiego błędu.