Na serio to gra nie polega na tym zeby siedziec pod swoją bramką (no może troche, pamietacie Greków?) ale robic przy tym kontry, ja tam duzo ich nie pamiętam. Powtórze się, to było jak obrona Modlina.
Mundialowe przemyślenia
Moderator: nicpon
- gen. baron Piotr Wrangel
- Posty: 239
- Rejestracja: 2005-01-17, 22:05
- Lokalizacja: Wolne Miasto Gdańsk
Mitoko ty to stara wiesz co jestes.
Na serio to gra nie polega na tym zeby siedziec pod swoją bramką (no może troche, pamietacie Greków?) ale robic przy tym kontry, ja tam duzo ich nie pamiętam. Powtórze się, to było jak obrona Modlina.
Na serio to gra nie polega na tym zeby siedziec pod swoją bramką (no może troche, pamietacie Greków?) ale robic przy tym kontry, ja tam duzo ich nie pamiętam. Powtórze się, to było jak obrona Modlina.
"Już czwartą dobę płonie stanica
Goreje pod nogami Dońska ziemia
NIe upadajcie na duchu poruczniku Galicyn
Kornecie Oboleński siodłajcie konia."
Białogwardzista z www.dws.org.pl
Adam Leszczyński GG:5607859
Goreje pod nogami Dońska ziemia
NIe upadajcie na duchu poruczniku Galicyn
Kornecie Oboleński siodłajcie konia."
Białogwardzista z www.dws.org.pl
Adam Leszczyński GG:5607859
Jako że właśnie skończył mi się urlop spędzony WYŁĄCZNIE na oglądaniu Mistrzostw, to pozwolę sobie na dorzucenie swoich przemyśleń.
Cztery mecze dziennie to przegięcie - trudno wytrzymać przed TV od 14.00 do 24.00! FIFA musi coś z tym zrobić w interesie wszystkich telewizyjnych oglądaczy!!!
)) Dobrze że to były tylko cztery dni. A może po prostu się starzeję?!
Tak słabego ogólnego poziomu meczów nie było od wielu lat - oglądałem i pamiętam mistrzostwa od 1982, a tylko te z 1990 były słabsze od obecnych. Meczów dobrych i bardzo dobrych (dla przeciętnego oglądacza) było dosłownie kilka, meczów porywających - 2 (słownie: dwa - Argentyna-WKS i Brazylia-Francja, od biedy można dorzucić Argentyna-Niemcy i Niemcy-Polska). Trochę więcej spotkań było dobrych pod względem organizacji gry, taktyki, schematów, ustawień itp., ale na to nie każdy patrzy, a poza tym też nie było ich w nadmiarze (koronne przykłady to Anglia-Szwecja, Włochy-Ghana, Niemcy-Szwecja). Ogólnie zatriumfował futbol defensywny i pozostaje mieć nadzieję, że już na następnych mistrzostwach się to zmieni (po 1990 r. był 1994 w USA - jeden z lepszych turniejów).
Nie było niespodzianek na plus (może Australia, ale tylko ze względu na 'egzotyczną' nazwę, może Ukraina - ale sam awans obu zespołów do fazy pucharowej trudno uznać za niespodziankę), nie było żadnego 'czarnego konia' (no bo przecież nie Ghana!). Dużo za to rozczarowań, zarówno osiągniętymi wynikami, jak i poziomem gry... (nasi - ale o tym niżej, Czesi, Brazylijczycy, Szwedzi, Anglicy, w pewnym sensie Amerykanie, WKS - z powodu braku awansu).
Polska... Temat - rzeka, bo jak wiadomo na piłce każdy się u nas zna.
Ekwador 0:2 - nie wiem ile osób zdecydowało się obejrzeć ten mecz jeszcze raz (ja oglądałem łącznie trzy razy - dwa razy już bez zbędnych emocji). Tak naprawdę równie dobrze można było to spotkanie wygrać. O szczegóły mniejsza (poprzeczkę i słupek każdy pamięta, akcji Krzynówka ze spalonym którego nie było - już nie każdy, dwóch rajdów Jopa - chyba nikt), ale nigdy nie zgodzę się z tezą, że nasi nie walczyli, nie biegali, nie umieli, że im się nie chciało. Cóż więc się stało? Przeciwnik był zwyczajnie... lepszy!!! I chodzi tu o całokształt gry, bo błędy indywidualne (Baszczyński) popełnia każdy - im przydarzyło się je wykorzystać. Poza tym opanowali środek boiska i to było decydujące.
Niemcy 0:1 - na pewno zasłużenie wygrali. A nasi? Bardzo mądrze powiedział Strejlau - 'w takich meczach gra się od początku na 120%. Gdy już zabraknie sił - a zabraknąć musi - przy korzystnym wyniku, to pozostaje liczenie na szczęście.' Nasi na pewno nie mieli pecha - bo także Niemcy byli lepsi. (Nie do wiary - od zawsze nie cierpię niemieckiego futbolu, a mimo to gra ich reprezentacji zaczęła mi się podobać!!! Koniec świata!). Ale - bo również oglądałem to spotkanie dwa razy - Polacy wbrew pozorom zagrali dobry mecz w defensywie i nie była to rozpaczliwa obrona. Śmiem twierdzić, że jeśli gralibyśmy pierwszy mecz z Niemcami, a drugi z Ekwadorem, to spokojnie wyszlibysmy z grupy. Bo z Ekwadorem trzeba byłoby pokazać maksa. Na Niemców nie starczyło. Albo inaczej - starczyło tylko na niezłą defensywę (bo czystych akcji 'pachnących' golem Niemcy mieli trzy, góra cztery, czyli tyle, ile każdy zespół ma przeciętnie w każdym meczu niezależnie od prezentowanej dyspozycji - to że wyglądało to jak 'obrona Częstochowy' nie ma nic do rzeczy).
Kostaryka 2:1 - bez historii, bo i stawka nie ta, i motywacja, i przeciwnik.
Teraz ogólniej o naszych. Nie sądzę, żeby skład kadry miał jakiekolwiek znaczenie - może Franek by coś strzelił (ale może nie - Jeleń i Brożek grali przekonująco), może Kłos by pokrył lepiej od Baszczyńskiego (ale niekoniecznie - to nie jego działka pilnować wchodzącego ze skrzydła). Itp., itd. Tak naprawdę to nie dałoby się wymienić chociaż kilku lepszych od tych, którzy pojechali do Niemiec. Że byli 'wycieczkowicze' (Mila, Rasiak, Gancarczyk, Kosowski)? Proszę wskazać przynajmniej dwa zespoły, w których kliku takich nie było. Że można było zabrać samych młodych, głodnych i ambitnych? Też proszę wskazać zespół w którym tak było. Ci młodzi, głodni i ambitni musieliby jeszcze ze sobą trochę pograć, trochę poćwiczyć i duuuużo wspólnie przeżyć - bez tego nie ma zespołu, nie ma drużyny i nie ma wyniku.
Janas. Wcale nie jestem za jego wyrzuceniem na zbity pysk. Dlaczego? Pamiętacie początek jego kadencji? Prawie został bohaterem (po Bońku prawie każdy by został;) ) Pamiętacie w jaki sposób wywalczono awans? Wszyscy byli nim zachwyceni - a niektóre media epatowały nim do obrzydzenia. A pamiętacie jak go traktowano w trakcie mistrzostw w tych samch mediach? Po JEDNYM przegranym meczu został (reszta osób związanych z reprezentacją również) dosłownie opluty... Ot, przypadłość narodowa... Albo może lepiej - klasyczny przykład, jak media mogą sterować tłumem.
I na koniec. Polacy osiągnęli na mistrzostwach dokładnie tyle, na ile było nas (NAS) stać. Przy pewnej dozie szczęścia mogło być lepiej, ale tego szczęścia nie było. Lepiej będzie tylko wówczas, gdy szczęście będzie przy nas. Dlaczego?
Taki kawałek rzeczywistości z mojej miejscowości. Jeszcze kilkanaście lat temu z rozrywek w Ryjewie były trzy kanjpy (czynne codziennie, bez wstępu dla młodzieży), wiejskie dyskoteki (w sezonie raz na tydzień), no i BOISKO - bez szatni, toalet, nierówne, sypane trocinami. Było też szkolne boisko i parę placyków, gdzie zawsze spotykało się grono namiętnie kopiących. Była drużyna seniorów i trzy młodsze zespoły. Były regularne treningi, był trener który przynajmniej trochę znał się na trenerce. Co jest obecnie? Dwie kajpy (wjazd praktycznie bez ograniczeń), imprezy pod chmurką - od czasu do czasu. Boisko - bez szatni, toalet, nierówne, sypane wapnem, ogrodzone, z bramą. Szkolne boisko - pozostał wyasfaltowany placyk, na dawnym stoi hala sportowa - poza zajęciami szkolnymi trzeba za jej wykorzystanie płacić, dawne placyki zmieniły się w posesje, potencjalne nowe placyki to również czyjeś działki, a żadna dzieciarnia nie będzie mi deptać zieleni - choćby ta zieleń to zwykłe chwasty. Jest jedna drużyna 'seniorów' (często grają w niej po prostu dzieciaki - bynajmniej nie z powodu talentu, a dlatego, że nie ma kto grać), 'trenerem' jest gość, który trenuje zawodników podczas podróży na mecz (czyli - wicie, rozumicie, mata grać tak coby wygrać. Józek kopie do przodu, Zenek łapie wszystko co się uda, a Stachu strzela - może coś wpadnie).
Wniosek? Prosty. W dobie powszechnie dotępnej domowej rozrywki (TV, komputery, Bóg wie co jeszcze - wina, fajek, a nawet prochów nie wyłączając) i przy zupełnym braku zainteresowania ze strony rodziców (nikt na nic nie ma czasu, a kupno piłki, butów i spodenek to wydatek połowy pensji) i lokalnych władz (ci z kolei nie mają kasy) nikt przy zdrowych zmysłach nie jest zainteresowany by przebierać się w cieknącym baraku, sikać w lesie, a kąpać się w zarośniętym jeziorze lub paradować cuchnąc w autobusie przez całą gminę lub pieszo przez pół wsi.
Już nie wspomnę o 'puszczanych' meczach - za skrzynkę piwa albo z powodu 'braterstwa' (bo przecież nie może spaść z A-klasy Nowa Wieś, skoro to tuż obok i chłopaki pracują w Ryjewie, a zostać Watkowice, jak nikt nawet nie wie gdzie to jest i gdzie mieszkają same pegieerusy).
Co zrobić, żeby było lepiej? Poprawić to co wyżej! Jak? Nie wiem...
Smutne...
Cztery mecze dziennie to przegięcie - trudno wytrzymać przed TV od 14.00 do 24.00! FIFA musi coś z tym zrobić w interesie wszystkich telewizyjnych oglądaczy!!!
Tak słabego ogólnego poziomu meczów nie było od wielu lat - oglądałem i pamiętam mistrzostwa od 1982, a tylko te z 1990 były słabsze od obecnych. Meczów dobrych i bardzo dobrych (dla przeciętnego oglądacza) było dosłownie kilka, meczów porywających - 2 (słownie: dwa - Argentyna-WKS i Brazylia-Francja, od biedy można dorzucić Argentyna-Niemcy i Niemcy-Polska). Trochę więcej spotkań było dobrych pod względem organizacji gry, taktyki, schematów, ustawień itp., ale na to nie każdy patrzy, a poza tym też nie było ich w nadmiarze (koronne przykłady to Anglia-Szwecja, Włochy-Ghana, Niemcy-Szwecja). Ogólnie zatriumfował futbol defensywny i pozostaje mieć nadzieję, że już na następnych mistrzostwach się to zmieni (po 1990 r. był 1994 w USA - jeden z lepszych turniejów).
Nie było niespodzianek na plus (może Australia, ale tylko ze względu na 'egzotyczną' nazwę, może Ukraina - ale sam awans obu zespołów do fazy pucharowej trudno uznać za niespodziankę), nie było żadnego 'czarnego konia' (no bo przecież nie Ghana!). Dużo za to rozczarowań, zarówno osiągniętymi wynikami, jak i poziomem gry... (nasi - ale o tym niżej, Czesi, Brazylijczycy, Szwedzi, Anglicy, w pewnym sensie Amerykanie, WKS - z powodu braku awansu).
Polska... Temat - rzeka, bo jak wiadomo na piłce każdy się u nas zna.
Ekwador 0:2 - nie wiem ile osób zdecydowało się obejrzeć ten mecz jeszcze raz (ja oglądałem łącznie trzy razy - dwa razy już bez zbędnych emocji). Tak naprawdę równie dobrze można było to spotkanie wygrać. O szczegóły mniejsza (poprzeczkę i słupek każdy pamięta, akcji Krzynówka ze spalonym którego nie było - już nie każdy, dwóch rajdów Jopa - chyba nikt), ale nigdy nie zgodzę się z tezą, że nasi nie walczyli, nie biegali, nie umieli, że im się nie chciało. Cóż więc się stało? Przeciwnik był zwyczajnie... lepszy!!! I chodzi tu o całokształt gry, bo błędy indywidualne (Baszczyński) popełnia każdy - im przydarzyło się je wykorzystać. Poza tym opanowali środek boiska i to było decydujące.
Niemcy 0:1 - na pewno zasłużenie wygrali. A nasi? Bardzo mądrze powiedział Strejlau - 'w takich meczach gra się od początku na 120%. Gdy już zabraknie sił - a zabraknąć musi - przy korzystnym wyniku, to pozostaje liczenie na szczęście.' Nasi na pewno nie mieli pecha - bo także Niemcy byli lepsi. (Nie do wiary - od zawsze nie cierpię niemieckiego futbolu, a mimo to gra ich reprezentacji zaczęła mi się podobać!!! Koniec świata!). Ale - bo również oglądałem to spotkanie dwa razy - Polacy wbrew pozorom zagrali dobry mecz w defensywie i nie była to rozpaczliwa obrona. Śmiem twierdzić, że jeśli gralibyśmy pierwszy mecz z Niemcami, a drugi z Ekwadorem, to spokojnie wyszlibysmy z grupy. Bo z Ekwadorem trzeba byłoby pokazać maksa. Na Niemców nie starczyło. Albo inaczej - starczyło tylko na niezłą defensywę (bo czystych akcji 'pachnących' golem Niemcy mieli trzy, góra cztery, czyli tyle, ile każdy zespół ma przeciętnie w każdym meczu niezależnie od prezentowanej dyspozycji - to że wyglądało to jak 'obrona Częstochowy' nie ma nic do rzeczy).
Kostaryka 2:1 - bez historii, bo i stawka nie ta, i motywacja, i przeciwnik.
Teraz ogólniej o naszych. Nie sądzę, żeby skład kadry miał jakiekolwiek znaczenie - może Franek by coś strzelił (ale może nie - Jeleń i Brożek grali przekonująco), może Kłos by pokrył lepiej od Baszczyńskiego (ale niekoniecznie - to nie jego działka pilnować wchodzącego ze skrzydła). Itp., itd. Tak naprawdę to nie dałoby się wymienić chociaż kilku lepszych od tych, którzy pojechali do Niemiec. Że byli 'wycieczkowicze' (Mila, Rasiak, Gancarczyk, Kosowski)? Proszę wskazać przynajmniej dwa zespoły, w których kliku takich nie było. Że można było zabrać samych młodych, głodnych i ambitnych? Też proszę wskazać zespół w którym tak było. Ci młodzi, głodni i ambitni musieliby jeszcze ze sobą trochę pograć, trochę poćwiczyć i duuuużo wspólnie przeżyć - bez tego nie ma zespołu, nie ma drużyny i nie ma wyniku.
Janas. Wcale nie jestem za jego wyrzuceniem na zbity pysk. Dlaczego? Pamiętacie początek jego kadencji? Prawie został bohaterem (po Bońku prawie każdy by został;) ) Pamiętacie w jaki sposób wywalczono awans? Wszyscy byli nim zachwyceni - a niektóre media epatowały nim do obrzydzenia. A pamiętacie jak go traktowano w trakcie mistrzostw w tych samch mediach? Po JEDNYM przegranym meczu został (reszta osób związanych z reprezentacją również) dosłownie opluty... Ot, przypadłość narodowa... Albo może lepiej - klasyczny przykład, jak media mogą sterować tłumem.
I na koniec. Polacy osiągnęli na mistrzostwach dokładnie tyle, na ile było nas (NAS) stać. Przy pewnej dozie szczęścia mogło być lepiej, ale tego szczęścia nie było. Lepiej będzie tylko wówczas, gdy szczęście będzie przy nas. Dlaczego?
Taki kawałek rzeczywistości z mojej miejscowości. Jeszcze kilkanaście lat temu z rozrywek w Ryjewie były trzy kanjpy (czynne codziennie, bez wstępu dla młodzieży), wiejskie dyskoteki (w sezonie raz na tydzień), no i BOISKO - bez szatni, toalet, nierówne, sypane trocinami. Było też szkolne boisko i parę placyków, gdzie zawsze spotykało się grono namiętnie kopiących. Była drużyna seniorów i trzy młodsze zespoły. Były regularne treningi, był trener który przynajmniej trochę znał się na trenerce. Co jest obecnie? Dwie kajpy (wjazd praktycznie bez ograniczeń), imprezy pod chmurką - od czasu do czasu. Boisko - bez szatni, toalet, nierówne, sypane wapnem, ogrodzone, z bramą. Szkolne boisko - pozostał wyasfaltowany placyk, na dawnym stoi hala sportowa - poza zajęciami szkolnymi trzeba za jej wykorzystanie płacić, dawne placyki zmieniły się w posesje, potencjalne nowe placyki to również czyjeś działki, a żadna dzieciarnia nie będzie mi deptać zieleni - choćby ta zieleń to zwykłe chwasty. Jest jedna drużyna 'seniorów' (często grają w niej po prostu dzieciaki - bynajmniej nie z powodu talentu, a dlatego, że nie ma kto grać), 'trenerem' jest gość, który trenuje zawodników podczas podróży na mecz (czyli - wicie, rozumicie, mata grać tak coby wygrać. Józek kopie do przodu, Zenek łapie wszystko co się uda, a Stachu strzela - może coś wpadnie).
Wniosek? Prosty. W dobie powszechnie dotępnej domowej rozrywki (TV, komputery, Bóg wie co jeszcze - wina, fajek, a nawet prochów nie wyłączając) i przy zupełnym braku zainteresowania ze strony rodziców (nikt na nic nie ma czasu, a kupno piłki, butów i spodenek to wydatek połowy pensji) i lokalnych władz (ci z kolei nie mają kasy) nikt przy zdrowych zmysłach nie jest zainteresowany by przebierać się w cieknącym baraku, sikać w lesie, a kąpać się w zarośniętym jeziorze lub paradować cuchnąc w autobusie przez całą gminę lub pieszo przez pół wsi.
Już nie wspomnę o 'puszczanych' meczach - za skrzynkę piwa albo z powodu 'braterstwa' (bo przecież nie może spaść z A-klasy Nowa Wieś, skoro to tuż obok i chłopaki pracują w Ryjewie, a zostać Watkowice, jak nikt nawet nie wie gdzie to jest i gdzie mieszkają same pegieerusy).
Co zrobić, żeby było lepiej? Poprawić to co wyżej! Jak? Nie wiem...
Smutne...