z 6 szybkimi superdrednotami typów Iowa, S. Dakota i N. Carolina, z których każdy w pojedynkę mógł się SPOKOJNIE mierzyć nawet z "Yamato" (notabene kilka BB Oldendorfa także, a na bank "WeeVee")
Przypomina mi się pytanie do instruktora nauki jazdy
"z jaką prędkością można wejść w ten zakręt?"
"jak się nie myśli o wyjściu to SPOKOJNIE z każdą"
A jeśli chodzi o samego Kuritę. Wylano na niego już chyba wystarczająco dużo pomyj i nie mam co dodawać nowych, więc parę faktów.
1. Japończycy doskonale wiedzieli, że jak padną Filipiny to zostaną odcięci od dostaw ropy ( w zasadzie to już byli, ale po ich upadku to jeszcze dokładniej ). W takim układzie posiadanie jakiejś floty, nawet najsilniejszej na świecie to nawet fleet in being nie może spełniać, bo bez ropy to i straszyć nie bardzo jest jak.
2. Ozawa szedł do walki w przeświadczeniu, że zostanie rozbity do ostatniego najmarniejszego niszczyciela i był gotowy to zrobić, byle umożliwić Kuricie dojście do transportowców.
3. Co tam sobie myślał Nishimura to ciężko powiedzieć, ale sprawiał wrażenie pogodzonego z rolą samobójcy i robił co mu nakazano.
4. Kurita zachował się rozsądnie, logicznie i zrozumiale zawracając po serii nalotów zakończonych zniszczeniem Musashi.
5. Po otrzymaniu dość jasnych rozkazów wrócił. Po dostaniu się w okolice Samar spotkał wymarzone lotniskowce. Po serii nalotów z tychże miał prawo uważać że nie dostanie się do transportowców. A nawet jak dostanie to wiele nie zdziała, bo niszczyciele wyprztykały się z torped, a ciężkie okręty wyposażone głównie w pociski przeciwpancerne jakoś słabo się nadają do topienia statków ( zresztą naloty wskazywały, że pewnie i tak dojść się nie uda ), a ilość pocisków w komorach spadała dramatycznie.
6. Nagle w jakiś sposób dostrzegł w tych puszkach lotniskowce uderzeniowe ( przynajmniej gdzieś czytałem takie uzasadnienie ). Cóż - transportowce były nieosiągalne, ale zniszczenie lotniskowców już dążyło nagle zostać czymś w rodzaju świętego graala. Miał go w zasięgu ręki i wycofał się. Musiał wiedzieć, że potem to flota będzie tylko malowana, a nie walcząca i zostanie po prostu zniszczona do ostatniego okrętu ( bez ropy cała waleczność na nic się zda, a te informacje miał ). A tu mógł zadać dodatkowe straty. Sytuacja, podobna do ja wiem, Glowworma? Może nie całkiem, ale coś w tym stylu.
Wcześniejsza przymusowa kąpiel, stres walką, dezorientacja, brak rozpoznania, straty itd dają pewne wytłumaczenie podjętej decyzji. Ale nie usprawiedliwiają jej. Była błędna i mając ówczesną wiedzę można było stwierdzić że była błędna.
Usprawiedliwieniem byłby humanitaryzm i chęć oszczędzenia iluś tam ludzi. Ale jakoś o to nie podejrzewam wojskowego, zresztą nie tym kierują się wojskowi w czasie wojny. Humanitarnie to by było np. samozatopić Bismarcka po trafieniu z Ark Royala ( to na poważnie ) i poprosić przeciwnika o ratowanie ludzi. A jeszcze humanitarniej zaraz to otworzyć zawory zaraz po wyjściu z portu ( to już mniej poważnie ), wtedy Hood by ocalał i paru ludzi posiekanych potem odłamkami też.
Raczej nie zostałoby to ocenione specjalnie pozytywnie. Wojna raczej nie służy szerzeniu humanitaryzmu.
Gdyby wówczas doszło do starcia morskiego, Japończycy mogliby szybko skreślić z listy floty dwa Kongo... Może uświadomiło by to ich oficjalnie, co warte są ich pseudo-BB i wojna zakończyłaby się szybciej? Trudno powiedzieć...
Jakoś nie wierzę by się zaraz wycofali. Plany były dość jasne - zdobyć ile się da a potem podpisać pokój na własnych warunkach. Po wywołaniu awantury i reakcji USA wskazującej, że raczej nie da się podpisać pokoju nie sądzę żeby cokolwiek z tego uświadomienia tu zmieniło. Brak tych dwóch krążowników mógł co najwyżej zmniejszyć dynamikę innych walk, ale nie przesadzałbym z wpływem na przebieg wojny. Prince na pewno byłby postrzelany i musiał się wycofać na naprawy. Nie bardzo było czym go zastąpić. Reszta już dość oczywista.