I dziękując za cierpliwość, dotrwałem do odpowiedzi dla Mitoko. Nie chcę Go "wywoływać do tablicy", broń Boże, ale czuję się w pewnym sensie zobowiązany naświetlić swój punkt widzenia (i pokrętnego rozumowania też

).
Porównując modernizację Leoparda II i cenę Andersa.
Oczywiście gdyby obie konstrukcje osiągnęły podobny stopień rozwoju, to
masz rację. Niestety Anders jest, jak na razie, na etapie demonstratora technologii. Dlatego nakłady na rozwój oraz wprowadzenia do produkcji i użytkowania siłą rzeczy muszą podnosić cenę jednostkową lekkiego czołgu. Tym bardziej, że ma to być jeden z całej rodziny pojazdów bojowych stworzonych na tej samej platformie. Natomiast z Leopardem jest już inna śpiewka. Mamy do czynienia z konstrukcją dojrzałą, by nie rzec - leciwą. Niemiecka konstrukcja jest pierwszym i niejako wzorcowym czołgiem III generacji. Wiele (jeśli nie wszystkie) konstrukcji innych krajów jest wzorowanych właśnie na nim. Koszty modernizacji tej konstrukcji zależą tylko od tego, co będziemy chcieli poprawić. No i oczywiście skąd to weźmiemy.

Dlatego użyłem trybu warunkowego (cokolwiek to znaczy

).
Co do przydatności Andersa na współczesnym polu walki, to nie uważam aby kolejność pytań była nieodpowiednia. Sądzę, że najpierw powinniśmy określić jego przydatność "na dzisiaj" oraz jego podatność modernizacyjną w okresie, powiedzmy dwudziestu następnych lat. Wtedy możemy określić, czy jego produkcja jest opłacalna. Jednak uzyskanie odpowiedzi nie jest proste. Wymaga dogłębnych studiów oraz późniejszej konsekwencji w realizacji programu. A z tym ostatnim u nas bywa różnie.
W kwestii Twardego.
Nie mam zamiaru kruszyć kopii, ale była w NTW seria artykułów (bodajże trzech) o nierosyjskich modernizacjach T-72. W ich świetle nasza modernizacja, czyli Twardy, wcale tak źle nie wyglądała, a jeśli chodzi o jej zakres, to była jedna z większych. Autorzy tych artykułów oraz opisów Twardego wprost pisali, że większy zakres modernizacji wymaga powiększenia kadłuba. Dlatego nie pisałem o dogłębnej, ale o dość głębokiej modernizacji T-72. Przypominam tylko, że Twardy miał być konstrukcją przejściową. Natomiast marek8 opisał bliżej, jak to się miało odbywać.
Z uporem maniaka będę powracał do programu Krab (Chrobry), jako programu wyrzuconych w błoto pieniędzy albo zmarnowanych szans. Z jednej strony wyłoniono w konkursie wieżę i zintegrowano ją z podwoziem, a z drugiej wstrzymano program. Przy okazji przetargu w mediach odbyła się kampania na temat: "Po co wydawać kasę na system wieżowy, skoro można kupić gotowy system artyleryjski PzH 2000". I to właśnie miałem na myśli pisząc, że "taniej wychodzi kupić". Nie chodzi o realne zakupy, ale o mentalność. Natomiast zmarnowany wysiłek organizacyjny i mentalny powoduje rozprężenie w zespołach badawczo-konstrukcyjnych. Nawet gdyby kontynuowano prace badawcze przy Chrobrym, to i tak nie da się ich porównać z rozpoczęciem jego produkcji seryjnej oraz dalszymi pracami rozwojowymi. I nie ma znaczenia czy kupiono za granicą jego odpowiednik, czy nie.
Napisałem:
"Smutne jest to co piszę, ale u nas od lat wszystko jest rozpatrywane tylko w kategoriach zysków i kosztów, w najgorszej możliwej postaci, czyli dosłownego przychodu lub rozchodu KASY.
Mało kto (jeśli w ogóle ktokolwiek) zwraca uwagę na zyski bez brzęku miedziaków. Powoduje to odchodzenie wielu prawdziwych SPECJALISTÓW nie tylko z firm produkcyjnych, ale również z sił zbrojnych. W tym z Floty." I w podkreślonym zdaniu jest kwintesencja. Prowadząc analizy "fachowcy" lub jeśli ktoś woli "specjaliści od finansów" patrzą na słupki podpisane jako "winien' i "ma". Zapominają - bo to nie mieści się w definicji - o wiedzy i umiejętnościach ludzi. Tutaj są właśnie ukryte niemierzalne oszczędności lub zyski. Często obserwuję, że "firmy" koncentrują się na tym CO produkują, a zapominają JAK to zrobić, żeby było zrobione dobrze. Ale tak już bywa, gdy goni się za zyskiem bez pewnego rodzaju nakładów, bo utrzymywanie doświadczonej kadry jest formą nakładu. Podkreślę jeszcze tylko, że przychody i rozchody kasy są często traktowane jako natychmiastowe. A doświadczeni pracownicy są traktowani prawie jak środek trwały, który można utrzymywać lub zbyć.
Pozostaje jeszcze kwestia masła maślanego

Brazylia przez długie lata zamiast kupować licencje, wolała ściągać i naturalizować odpowiednich specjalistów. Dotyczy to nie tylko przemysłu zbrojeniowego, ale również metalurgicznego, chemicznego, czy lotniczego. Wszystko w zależności od potrzeb.
Indie kupowały licencje z opcją budowy u siebie. W ramach rozwoju gospodarczego starali się zwiększać udział komponentów lokalnych. Jeśli czegoś nie produkowali, to starali się kupić licencję. Przy budowie okrętów powodowało to przewlekłość procesu, ale nie jest to winą tylko przemysłu.
Korea Płd - równocześnie z rozwojem przemysłu modernizowała sprzętowo siły zbrojne. Można zarzucać przepływ technologii od zastosowań cywilnych do militarnych, ale równie dobry mógł być kierunek odwrotny. Tym bardziej, że dotyczy przede wszystkim takich firm jak Hyundai, Daewoo, czy Samsung.
Na koniec pozostały Stany Zjednoczone A.P. Część niewykorzystanych w siłach zbrojnych projektów wraca do przemysłu. Dotyczy to niektórych projektów powstałych na zamówienie DARPA. Również pewna ilość wykorzystywanych w armii projektów, wraca "do cywila". Oczywiście po pewnym czasie.

Wiem, że to są przykłady bardzo ogólne. Jednak przykłady takich firm jak: Boeing, Mitsubishi, MacDonnel, Kawasaki, MTU, Siemens, BaE, Fiat, IVECO, SAAB, czy Volvo są aż nadto wymowne. Działają one na styku działalności cywilno - wojskowej utrzymując się w światowej czołówce każdej z nich. Jednak z tymi firmami wiąże się jeden mały problem. Nie bardzo wiadomo czy osiągnięcia cywilne przenoszą w sferę wojskowości, czy też odwrotnie.