Fuksiarze i pechowcy II w.sw. :)

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

karolk

Post autor: karolk »

bo zaszczyt :)
Gość

Post autor: Gość »

A może USS Tang zatopiony przez własną torpedę?
Piter

Post autor: Piter »

Nie wiem dlaczego nikt nie wspomina o Tirpitzu. Bismarck przeżył przynajmniej swoje chwile chwały, a Tirpitz nie mógł sie nigdy "wykazac" i skończył dobijany na raty. Ponadto do pechowców zaliczyłbym Hippera, permanentne awarie, właściwie tylko jedna udana akcja na Atlantyku.
Moim zdaniem "Sydney" to tez pechowiec , choć duża częśc winy można przypisać jego dowódcy.

a co do szczęściarzy: na pierwszym miejscu "Enterprise", potem japoński "Hosho" najstarszy lotniskowiec który przeżył wszystkich swoich młodszych braci.

A wracajac do Groma: trudno nie oprzeć sie wrazeniu że mimo całego pecha, wiele w tym było winy człowieka :-(
Awatar użytkownika
Ksenofont
Posty: 2105
Rejestracja: 2004-12-27, 23:28
Lokalizacja: Praga

Post autor: Ksenofont »

Witam!
Nikt nie wspomniał o niszczycielach niemieckich:
bombardowane i topione przez własne lotnictwo, trapione awariami na potęgę, zaganiane w lisią dziurę i rozstrzeliwane, odganiane od konwojów, permanentnie spóźnione na wszelkie spotkania....
Czy te maszyny do zabijania zabiły cokolwiek w walce mano a mano, face to face?
Nie potrafiły sobie dać rady nawet z Gryfem...
Pozdrawiam
Ksenofont

P.S. Coś niewiele o szczęściarzach w tym topiku, ale wszystkie te udane przejścia, niewykrytych jednostek, o których nie wiemy....
P.P.S. Orzeł - pech, szczęście, pech...
X
Myślisz, że było zagrożenie, które im umknęło; problem, którego nie poruszyli; aspekt, którego nie rozpatrywali; pomysł, na który nie wpadli; rozwiązanie, którego nie znaleźli?!?
Obrazek
Awatar użytkownika
wolf359
Posty: 117
Rejestracja: 2004-10-04, 13:52
Lokalizacja: Międzychód

Post autor: wolf359 »

Bardzo dobry temat, ale chyba w zbyt dużej części zamienił się w jałowe dywagacje nad przewagami tej czy innej konstrukcji.

Może zacznę od małego off-topicu co do kropel deszczu. Naukowo udowodniono, że człowiek idący będzie bardziej suchy niż biegnący. Widziałem na własne oczy. Różnica w masie wody idącego i biegnącego dochodziła do 200 gram na niekorzyść biegnącego (w zależności od natężenia opadów).

Wracając zaś do głównego wątku:

SZCZĘŚCIARZE:

1. Dziwi mnie, że nikt nie wspomniał o japońskim niszczycielu Yukikaze. Chyba najbardziej szczęśliwy okręt świata. Przez całą kampanię na Pacyfiku (bodajże tylko nie wziął udziału w 2 operacjach na początku "zabawy", ale nie daję głowy na 100%) okrętu nie drasnął ani jeden odłamek, ani jeden pocisk, ani jedna torpeda, mało tego, okręt nie stracił ani jednego członka załogi (pomijam rotację dowódców i załogantów na inne okręty). Wydaje się to nie pojęte biorąc pod uwagę to co się działo w tamtym rejonie świata, zwłaszcza w schyłkowym okresie starć na Pacyfiku (vide operacja Ten-Ichi-Go).
2. SMS Goeben w czasie wypadu na Morze Egejskie. Przyjął "na twarz" kilka min, a i tak dopłynał.
3. Scharnhorst, Gneisenau i Prinz Eugen w czasie marszu przez Kanał. Oj Brytyjczycy dali ciała, zreszta nie pierwszy raz w tamtej wojnie.
4. Iowa, że nie spotkała się z Yamato :hahaha: :diabel:

PECHOWCY:

Tu będzie więcej, więc krótko i na temat:

1. Taiho i Shinano - pochlastać się można czytając ich "życiorysy"
2. Amerykańskie krążowniki w pierwszej bitwie o Guadalcanal - Chicago, Astoria, itd. Na prawdę się trzeba było starać, żeby stracić połowę tonażu tej klasy okrętu w kilkadziesiąt minut.
3. Mutsu - wogóle nie widział wojny. Wylecieć w porcie, nie tak powienien ginąć taki okręt.
4. Alianckie pre-drednoty w czasie szturmu Dardaneli. Ot mała minka morska i ile potrafi narobić zamieszania :-)
5. UB-118 (proszę o korektę jeśli skopałem numer), który zatonął w Scapa Flow w 1918. Popłyneli polować na duchy, to ich upolowali.
6. von Spee pod Falklandami - popełnił błąd, któy go bardzo dużo kosztował.

Można by jeszcze tak całkiem do podłogi litanię wypisać, ale chyba starczy. 8)
Ostatnio zmieniony 2005-03-22, 08:44 przez wolf359, łącznie zmieniany 2 razy.
Resistance is futile.
Emden
Posty: 759
Rejestracja: 2004-07-08, 15:22

Post autor: Emden »

Scharnhorst - typowy pech. Może gdyby nie ten radar...
Awatar użytkownika
Maciej
Posty: 2035
Rejestracja: 2004-10-21, 21:40
Lokalizacja: Puszczykowo
Kontakt:

Post autor: Maciej »

... to co, Duke'a by przegonił?! :D

Pozdrawiam,
Maciej
Awatar użytkownika
mac
Posty: 366
Rejestracja: 2004-10-22, 14:30
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: mac »

Emden
Posty: 759
Rejestracja: 2004-07-08, 15:22

Post autor: Emden »

Maciej pisze:... to co, Duke'a by przegonił?! :D

Pozdrawiam,
Maciej
A nie???

Czy ja czegoś nie wiem???

pozdrawiam
Awatar użytkownika
Maciej
Posty: 2035
Rejestracja: 2004-10-21, 21:40
Lokalizacja: Puszczykowo
Kontakt:

Post autor: Maciej »

Emden, naprawde myślisz, że mógł się równać z Duke of York'iem?!
Chyba, że masz na myśli "chwalebną" ucieczkę... :P

Pozdrawiam,
Maciej
Emden
Posty: 759
Rejestracja: 2004-07-08, 15:22

Post autor: Emden »

A co innego mogę miec na myśli?
Przegonienie wziołem za prześcigniecie a nie odpedzenie z pola walki
Widać się nie zrozumieliśmy :)
Awatar użytkownika
Maciej
Posty: 2035
Rejestracja: 2004-10-21, 21:40
Lokalizacja: Puszczykowo
Kontakt:

Post autor: Maciej »

:faja: ... sorry, na to wygląda.
A ten radar to zrobił się "nie sprawny" zanim Duke "przemówił" ze swych 356-tek, czy wcześniej?

Pozdrawiam,
Maciej
Emden
Posty: 759
Rejestracja: 2004-07-08, 15:22

Post autor: Emden »

Wcześnie - dlatego DoY przemówił.....
Piter

Post autor: Piter »

Przepraszam za OT, ale mam pytanko nawiązujące do pecha Scharnhorsta: jeśli sie nie mylę to podczas potyczki "S" trafił "DoY " w podstawe masztu , jednak pocisk nie wybuchł, taka sama sytuacja miała miejsce w 1940 podczas spotkania pary "S" i "G" z "Renownem" u brzegów Norwegii. Renown otrzymał dwa trafienia ale oba( albo przynajmniej jeden ) to niewypały. Pech? czy coś innego?
Jeśli cos pokręciłem to proszę o sprostowanie.
Awatar użytkownika
Maciej
Posty: 2035
Rejestracja: 2004-10-21, 21:40
Lokalizacja: Puszczykowo
Kontakt:

Post autor: Maciej »

Scharnhors strzelał pociskami ppanc. a pomost nawigacyjny na brytyjskich
ciężkich okrętach ( pancerniki, krężowniki ) nie był opancerzony na tę okoliczność -
w myśl zasady "wszystko albo nic" i paradoksalnie okazało się to zbawienne.
Pocisk ppanc. nie napotkawszy "twardej" przeszkody przeszył pomieszczenia
piniżej masztu na wylot nie eksplodując.
Podobna sytuacja miała miejsce w trakcie pamiętnej bitwy pomiędzy
Bismarck'iem a Hood'em i Prince of Wales'em - również pomost nawigacyjny
tego ostatniego ( fatum jakieś - albo niemcy mieli cela... ) został przebity
na wylot bez zainicjowania zapalnika dennego na pocisku ppanc. z Bismarck'a.

Pozdrawiam,
Maciej
karolk

Post autor: karolk »

paradoksalnie? :zdziwko:
ODPOWIEDZ