
Reginald Mitchell, główny projektant firmy Supermarine, w przerwach między projektowaniem nowych łodzi latających i walką o utrzymanie firmy na powierzchni, stworzył serię sportowych hydroplanów (S.5, S.6, S.6B), które trzykrotnie z rzędu wygrały wyścig o Puchar Schneidera. Ostatnim z nich był Supermarine S.6B, który dokonał tego w 1931 roku, osiągając w tym samym roku prędkość 407 mil na godzinę (655 km/h).
Dysponując wiedzą i doświadczeniem zdobytym przy budowie rekordowych samolotów pływakowych, Mitchell otrzymał błogosławieństwo przełożonych na wykorzystanie tych doświadczeń przy projektowaniu nowoczesnego samolotu myśliwskiego.
W 1932 roku projekt Mitchella został zatwierdzony przez Ministerstwo Lotnictwa, które sfinansowało budowę pierwszego prototypu, ktory otrzymal wdzieczna nazwe Spitfire. Maszyna okazała się nieudana. Po kilku latach prób i błędów powstał nowy projekt, a następnie prototyp, który wzbił się w powietrze 5 marca 1936 roku. Dalsza historia myśliwca Spitfire jest powszechnie znana i szeroko opisana. Zazwyczaj jednak pomija się – o ironio, ze przeciez linia rozwojowa Spitfire’a wywodzi się bezpośrednio od przedwojennych wodnosamolotów wyścigowych Supermarine - Spitfire’y na pływakach.
Wodnosamolot Spitfire
Zainteresowanie koncepcją wersji pływakowej Spitfire’a pojawiło się po niemieckiej inwazji na Norwegię w kwietniu 1940 roku. Brytyjczycy i Francuzi pospiesznie wysłali tam wojska, jednak brakowało im lotnisk, z których mogliby operować myśliwcami. Norwegia miała za to mnóstwo otwartych akwenów i fiordów, idealnych dla wodnosamolotów.
Przed wojną planowano stworzenie pływakowej wersji myśliwca Blackburn Roc, jednak Roc był mało skuteczny już w wersji bazowej, a pływaki czyniły go całkowicie bezużytecznym.
Wobec braku lepszych opcji Brytyjczycy postanowili sprawdzić, czy możliwa jest konwersja któregoś z istniejących myśliwców liniowych na wodnosamolot. Firmy Supermarine i Hawker otrzymały zlecenie przeanalizowania takiej konwersji – odpowiednio Spitfire’a i Hurricane’a. Wykorzystano pływaki zbudowane pierwotnie dla Roców, a rząd obiecal (

Hawker sceptycznie podszedł do tematu – pływaki były ciężkie, a Hurricane i tak ustępował osiągami Spitfire’owi. Testy modeli przeprowadzone w Royal Aircraft Establishment w Farnborough potwierdziły, że Hurricane jako wodnosamolot byłby zbyt podatny na uszkodzenia od wody.
Spitfire natomiast został uznany za nadający się do przeróbki (Przodkowie w zaświatach z uznaniem pokiwali głowami), ale konwersję powierzono – o dziwo – firmie Folland. Egzemplarz Spitfire Mk.I o numerze R6722 został przebudowany i był gotowy do testów w czerwcu 1940 roku. Próby wodowania i kołowania nie powiodły się – samolot, przezywany „Koszmarem z Narviku”, okazał się bardzo niestabilny na wodzie.
Po upadku Norwegii, a później Francji, dalsze prace zakończono, a Spitfire R6722 został ponownie przekształcony w wersję lądową i trafił do jednostki bojowej. Został zestrzelony latem 1940 roku nad Anglią.
Do koncepcji pływakowego Spitfire’a powrócono po ataku Japonii na USA w grudniu 1941 roku. Znów pojawiło się zapotrzebowanie na wodnosamolot, tym razem do działań na Dalekim Wschodzie. Przeróbkom poddano tym razem Spitfire Mk.VB o numerze W3760. Otrzymał specjalnie zaprojektowane pływaki autorstwa Arthura Shirvalla z Supermarine (w końcu!) oraz modyfikacje, takie jak większy ster kierunku, wzmocnione skrzydła i czterołopatowe śmigło.
W październiku 1942 roku rozpoczęto próby w locie. Samolot trafił nawet na testy operacyjne w Szkocji. Pojawiały się problemy z pływakami, które przeciekały i wymagały wymiany. Mimo to ta maszyna osiągneła maksymalną prędkość 521 km/h – około 60 km/h mniej niż wersja lądowa, ale wciąż całkiem sporo. Co więcej, zdaniem pilotów testowych, samolot zachował manewrowość wersji bazowej (Przodkowie w zaświatach znów z uznaniem pokiwali głowami).
Zachęcone tym RAF zleciło konwersję dwóch kolejnych Mk.V (EP754 i EP951), które osiągały nawet 533 km/h dzięki silnikom Merlin 46.
Co ciekawe, prasa donosi, że planowano bojowe użycie tych skromnych sil. W październiku 1943 roku trzy egzemplarze wysłano do Egiptu z zamiarem wykorzystania ich w operacji zajęcia greckich wysp Dodekanezu. Miały operować z ukrycia między wyspami, w oparciu o okręty podwodne. Niestety, platowce zaczęły korodować od słonej wody, przez co operację odwołano.
Podobno rozważano jeszcze ich użycie na Pacyfiku, ale ostatecznie, w 1944 roku, wszystkie trzy zostały zezłomowane z powodu postępującej korozji.
To jednak nie koniec przygody Spitfire’a z plywakami. W 1944 roku przebudowano Spitfire’a Mk.IX (MJ892). W lipcu, w zakładach Saunders-Roe w Walii, osiągnął on rekordową dla wersji wodnosamolotowej prędkość 607 km/h (Przodkowie w zaświatach… już wiecie). Maszyna miała jednak problemy z zasysaniem wody przez wlot powietrza podczas startu oraz z niestabilnością przy kołowaniu na wodzie. Pewnie do tego doszłaby jeszcze korozja...
Choć konwersja była technicznie udana, wojna znów poszła naprzód i zapotrzebowanie na taki samolot znikło. MJ892 używano przez pewien czas do testów, po czym jego dalszy los pozostaje nieznany – został zezłomowany lub przerobiony z powrotem na wersję lądową.