Z tym się nie zgodzę. On w swoim fetyszu jest zakochany, a miłość to piękne uczucie (choć bywa tragiczne)Maciej3 pisze:Smutny jest los zboczeńca fetyszysty.

Z tym się nie zgodzę. On w swoim fetyszu jest zakochany, a miłość to piękne uczucie (choć bywa tragiczne)Maciej3 pisze:Smutny jest los zboczeńca fetyszysty.
Niby tak, ale na swojej miłości nie zarobi. Tak wiem, miłość nie jest do zarabiania, tylko do ponoszenia kosztówALF pisze:Z tym się nie zgodzę. On w swoim fetyszu jest zakochany, a miłość to piękne uczucie (choć bywa tragiczne)Maciej3 pisze:Smutny jest los zboczeńca fetyszysty.![]()
Zainteresuje. Jeżeli jest to los zboczeńca na punkcie pewnego niemieckiego pancernika, to owszem - ad mortuum defecatum męczą ten jego obiekt miłości na różnych forachMaciej3 pisze:Niby tak, ale nie do końca.ALF pisze:A jaki jest sens budowania okrętów, żeby się różniły, czy żeby pływały?Maciej3 pisze:Historia operacyjna jest w ogóle nie ciekawa. Co to mnie obchodzi którego dnia w którą stronę sobie jakiś okręt popłyną?
A Illinois jest ciekawy - bo przecież miał się "nieco" różnić od swoich czterech starszych bliźniaków.
Widzę, że raczej nie przekonam nikogo że bardzo ciekawe było, że w różnych miejscach pewnego dość sławnego pancernika stosowano nieco inną stal WtanHarte i że te różnice były celowe.
Smutny jest los zboczeńca fetyszysty.
Niemal w pełni podzielam ten pogląd.Adam pisze: W sumie to wynik starcia KGV - Yamato wcale nie jest taki oczywisty, podobnie KBV - Iowa. I wcale nie trzeba przebić pancerza okrętu przeciwnika, żeby go pokonać.
Adam pisze:Tyle, że w rzeczywistości zazwyczaj okazuje się, że nagle okręty są już na takim dystansie, że kaliber i opancerzenie grają podrzędną rolę. Jakaś szczęśliwa/pechowa salwa uszkadza lub chwilowo wyłącza systemy kierowania ogniem, nieoczekiwanie okręt ma awarię elektryczną, lub dają o sobie znać uszkodzenia odniesione w czasie wcześniejszych nalotów. Jeden z okrętów niby starszy i gorszy strzela częściej i celniej, a jego dowódca sprawniej manewruje, do tego dopisuje mu szczęście, natomiast przeciwnicy są zaskoczeni, nie są pewni czy trafili na główne siły, a niszczyciele na horyzoncie biorą za kolejne pancerniki itd itp.
Pewnie na jakimś poligonie gdzie KGV walczyłby przeciw Yamato lub Iowa sam na sam, przewagi systemów kierowania ogniem, artylerii i pancerza mógłby decydować, ale w realnej bitwie mają praktycznie drugorzędne znaczenie. Ślepy los (szczęście/pech) może mieć od nich większe znaczenie.
Natomiast co zrobiłby KGV Yamato lub Iowa? Chciałby widzieć te okręty po przyjęciu kilku salw 14 calowych "kuferków". Oczywiście nie zatonęłaby, ale przestałby być groźne, a ich dowódcy raczej dążyliby do przerwania bitwy i udana się na poszukiwania jakiejś dobrze wyposażonej stoczni. Oczywiście przy założeniu, że najpierw kilku "kuferków" nie przyjąłby KGV. Efekt jednak byłby ten sam - dążenie do zakończenia bitwy i poszukiwanie stoczni remontowej. Bez torped trudno myśleć o zatopieniu. Chyba, że uda się ulokować "szczęśliwy/pechowy" pocisk w komorze amunicyjnej krążownika liniowego, lub pancernik ruszy w samobójczej szarży na wielokrotnie liczniejszą "battleline".
Właśnie, niby martwy na dnie a jednak wciąż wiecznie żywy.Shinano pisze: Zainteresuje. Jeżeli jest to los zboczeńca na punkcie pewnego niemieckiego pancernika, to owszem - ad mortuum defecatum męczą ten jego obiekt miłości na różnych forach
Czy tylko ja mam déjà vu?Co takiego cudownego mógłby zrobić "King George V" pancernikowi "Yamato" lub - o zgrozo - "Iowa", by wygrać.
Około 70% to było na Bismarcku, na Iowa nawet na oko wychodzi nieco ponad 50%cytadela "Iowa" jest imponującej skali - pokrywa (na oko) 75% długości (i 90% wysokości) całego okrętu!
Właśnie - teoretycznie. Bo praktycznie to liczy się kto pierwszy trafi tak, że na trafionym zaczną się problemy. A mając problemy już trudno o wyprowadzenie "kontry", więc można liczyć na kolejne trafienia. Oczywiście technika daje przewagę, ale jednak ciągle niebagatelną rolę odgrywają ludzie i ich wyszkolenie i tu jest pole to niwelowania przewagi technicznej. Analogia może "naciągana", ale ... nie pomoże najlepszy karabin snajperski, z najlepszymi celownikami, jak strzelec d..a.Sławek pisze: Jednak w kontekście tak potężnych jednostek jak "Iowa" czy "Yamato", mających miażdżącą przewagę taktyczną nad typem King George V pod KAŻDYM względem ("Yamato" ustępuje mu jedynie systemem kierowania ogniem i prędkością maksymalną o ok. 2 w), wynik starcia jest raczej BARDZO łatwy do oszacowania...
Teoretycznie.
Na jakiej podstawie ta kalkulacja 50%?jogi balboa pisze:
Jakimi pociskami oberwał Hiei i czy przebiły one cytadelę?![]()
Około 70% to było na Bismarcku, na Iowa nawet na oko wychodzi nieco ponad 50%
Moim zdaniem tak - podobnie jak każdemu innemu okrętowi mogło się przytrafić spięcie instalacji elektrycznej w głównym obwodzie.Halsey pisze:Czy na Iowa byłoby możliwe coś podobnego z elektryką, jak na South Dakota pod Guadalcanalem?
Akurat o wyszkolenie załóg pancerników typu Iowa bym się nie martwił, za to o wyszkolenie i kompetencje załogi "Yamato" to już prędzej...Adam pisze:Właśnie - teoretycznie. Bo praktycznie to liczy się kto pierwszy trafi tak, że na trafionym zaczną się problemy. A mając problemy już trudno o wyprowadzenie "kontry", więc można liczyć na kolejne trafienia. Oczywiście technika daje przewagę, ale jednak ciągle niebagatelną rolę odgrywają ludzie i ich wyszkolenie i tu jest pole to niwelowania przewagi technicznej. Analogia może "naciągana", ale ... nie pomoże najlepszy karabin snajperski, z najlepszymi celownikami, jak strzelec d..a.Sławek pisze: Jednak w kontekście tak potężnych jednostek jak "Iowa" czy "Yamato", mających miażdżącą przewagę taktyczną nad typem King George V pod KAŻDYM względem ("Yamato" ustępuje mu jedynie systemem kierowania ogniem i prędkością maksymalną o ok. 2 w), wynik starcia jest raczej BARDZO łatwy do oszacowania...
Teoretycznie.