Fereby pisze:Halsey pisze:
O Operacji Z (rajdzie lotniskowców na Pearl Harbor) Tojo oficjalnie dowiedział się dopiero wtedy, gdy zespół Nagumo był już w morzu (czyli kiedy operacja była w toku).
Owszem -
oficjalnie dowiedział się później. Przedtem dowiedział się nieoficjalne od Yamamoto naprawdę sporo wcześniej - chyba, że zakładać że był kompletnym dyletantem, nie interesującym się kwestiami mającymi kluczowe znaczenie dla jego pozycji w rządzie.
Napisałem "oficjalnie dowiedział się". Że Tojo wiedział wcześniej nieoficjalnie, to inna sprawa (a np. Prange przekonuje, że tak było). Z tego, czego oficjalnie się nie wie, nie trzeba się też tłumaczyć. Ale i na podstawie takiej wiedzy nie można podejmować pewnych oficjalnych działań. Na przykład oficjalnie aprobować tej rzeczy, o której się nie wie.
Fereby pisze:Halsey pisze:Tojo nie miałby więc powodu, by zacierać ślady w dokumentach, ponieważ takich dokumentów i śladów nie było.
Owszem - w 1944 już nie było.
Najpierw stwierdzasz, że Tojo wiedział tylko nieoficjalnie od Yamamoto, a teraz sugerujesz że wcześniej były na to dokumenty? Facet gromadził dokumenty na to że wiedział, czego nie wiedział oficjalnie? Potencjalne haki na siebie samego?
Fereby pisze:Halsey pisze:Osobom zainteresowanym tematem proponuję zajrzeć do takich książek, jak The Rising Sun Johna Tolanda czy Shokan: Hirohito's Samurai Richarda Fullera (a do Soldiers of the Sun Meiriona i Susie Harriesów poniekąd też).
Być może skorzystam - zawsze się fajnie pośmiać jak anglosasi usiłują przenosić demokratyczny porządek fukcjonujący w ich krajach, na totalitarną Japonię, gdzie podstawą władzy były właśnie powiązania nieformalne, a członkowie rządu wzajemnie się szpiegowali (bywało zresztą, że korzystali z usług skrytobójców).
Stanowczo doradzam lekturę tych książek. Sformułowaniem twej odpowiedzi uprzedziłeś pytanie, którego nie zdążyłem zadać - wiemy dzięki temu już, czy je znasz, czy też nie. Przydatna być może informacja dla wszystkich: Toland to lektura podstawowa, jeśli chodzi o mechanizmy władzy w Japonii.
Fereby pisze:To znaczy twierdzisz że ludzie skromni winni mieć inne poglądy jak autorzy fenomenalnych książek? Szkopuł w tym, że sam przedstawiasz się jako wyznawca poglądów z książek, które przedstawiasz jako fenomenalne.
Twierdzę że człowiek skromny, uprzejmy czy po prostu wolny od egotyzmu nie zestawi siebie na pierwszym miejscu z jednym z największych na świecie autorytetów w dziedzinie drugiej wojny światowej na Pacyfiku.
Prange, Goldstein, Dillon – mówi ci coś ta kolejność, która z jakiegoś powodu nie jest alfabetyczna?
Fereby pisze:Jeśli spojrzeć na rzecz praktycznie, to Tojo nie będąc kompletnym idiotą, nie pozostawił jakiegokolwiek dokumentu, w którym cieszyłby się z wygranej US Navy (gdyby coś takiego dostało się w ręce jego przeciwników politycznych, ci doprowadziliby do tajnego procesu o zdradę stanu). Dlatego jego radość z porażki pod Midway, jest jedynie hipotezą, której nie da się w żaden sposób potwierdzić.
Widocznie Tojo był idiotą lub mięczakiem zaniedbującym likwidowania świadków swoich niewczesnych wypowiedzi. Ocalał przynajmniej jeden.
Fereby pisze:Halsey pisze:Czy Yamamoto był zawiedziony nieobecnością amerykańskich lotniskowców w Pearl Harbor - tak! Czy stały się one jego obsesją w następnych miesiącach - tak! (Chociaż ściślej byłoby stwierdzić, że do aż takiej rangi, w sensie psychologicznym, bezdyskusyjnie awansowały od pewnego ściśle określonego dnia: 18 kwietnia 1942.)
Wedle wymyślonej przez Ernesta J. Kinga tuż po wojnie oficjalnej wersji zdarzeń?
Nie, wg Parshalla & Tully’ego i ich książki, ktorej nie trawisz.
Fereby pisze:Halsey pisze:Ale czy Parshall stwierdził, iż z całą pewnością wg Yamamoto lotniskowce były na liście celów w Pearl Harbor przed pancernikami? Wie ktoś może, czy Parshall powiedział coś (a jeżeli tak, to co dokładnie) o pancernikach?
Zdanie, które wypowiedział Parshall, wskazuje iż wyznaje właśnie pogląd, że Yamamoto uważał amerykańskie lotniskowce tak w chwili ataku na Pearl Harbor, jak podczas kolejnych miesięcy, za swego głównego przeciwnika.
Ty lepiej przytocz, czy i co Parshall mówi o głównych celach w Pearl Harbor wg Yamamoto, a nie o tym jakie okręty uważał za głównego przeciwnika. Bo ja tu widzę subtelną różnicę.
Fereby pisze:Halsey pisze:
Tak czy inaczej, taka ogólna uwaga - powoływanie się w miejsce literatury na film telewizyjny, którego targetem jest przeciętna amatorska widownia, nie jest, jak by to powiedzieć, szczególnie przekonujące...
Na użytek amatorskiej widowni Parshall sugeruje że dla Yamamoty lotniskowce były dla Yamamoty ważniejszym celem, a na użytek widowni nieamatorskiej, twierdzi iż ważniejsze były pancerniki? Wiesz jak to świadczy o kwalifikacjach zawodowych historyka?
Szkopuł w tym, iż w programach o Pearl Harbor dla amatorskiej publiczności nagminnie twierdzi się właśnie, że głównym celem były pancerniki, a Japończycy zrobili błąd, nie rozumiejąc jak kluczowe znaczenie mają
pływające lotniska w nowoczesnej wojnie (po czym z reguły następuje wstawka - Yamato, największy pancernik świata), więc koncepcja, iż stwierdzenie Parshalla że Yamamoto od początku traktował amerykańskie lotniskowce jako głównego wroga, było spowodowane schlebianiem gustom amatorskiej publiczności, jest w oczywisty sposób chybiona.
Nie zrozumiałeś. To może napiszę wprost. Jeżeli autor tej miary co Parshall napisze kiedyś książkę rangi
Shattered Sword, w której jednoznacznie i przekonująco obali ustalenia Prange’a na temat Pearl Harbor (a jeśli się za to weźmie, to znaczy że będzie miał piekielnie mocne dowody), kupię ją na pniu, przeczytam z zainteresowaniem i najprawdopodobniej uwierzę w jego ustalenia. Natomiast dokonana przez Fereby’ego egzegeza krótkiej wypowiedzi Parshalla w telewizji ma dla mnie wartość pomijalną.
Fereby pisze:Fereby pisze:Prange oparł się na wywiadzie przeprowadził ten wywiad osobiście, czy też był to wywiad przeprowadzony dla kogoś innego, który mu go udostępnił?
Halsey pisze:Niech sobie przypomnę... co też ten cały Prange porabiał w Japonii po wojnie... hę?
W tym okresie, samodzielne znalezienie kogoś w Tokio przez obcokrajowca (czy innym japońskim mieście), nawet jeśli dysponowało się adresem, było omalże niemożliwe. Co więcej, amerykański wywiad średnio lubił, jeśli ktoś wypytywał o cokolwiek związanego z II wojną japońskich wojskowych, z zamiarem opublikowania tego w USA, czy gdziekolwiek indziej (zwłaszcza właśnie chodziło o to
indziej). Dlatego jest np. oczywistym, że Prange wpierw poprosił o zgodę kogoś w sztabie wojsk okupacyjnych i przedstawił listę pytań, po czym odpowiednia komórka wojsk okupacyjnych skontaktowała go z Fuchidą, pytania musiał zadawać w towarzystwie pracownika wywiadu, a potem to co zanotował przejrzał i zaakceptował wywiad. Zauważ, że zlecenie tego jakiemuś znajomemu z wywiadu i nie uczestniczenie w tym osobiście (w każdym razie oficjalnie), było sposobem prostszym i mniej czasochłonnym.
Hihi, samobójcza bramka, Fereby.

Miałem nadzieję, że moje pytanie cię naprowadzi, lecz niestety się myliłem, no i w rezultacie wdepnąłeś na minę zmylony słowem "wywiad". Teraz jasne, że zwyczajnie nie wiedziałeś, kim był Prange i nie domyśliłeś się tego. Uznanie go za jakiegoś dziennikarza śledczego czy kogoś w tym guście, to już rekord świata. Gordon Prange, podczas wojny oficer USN, w 1945 r. służył w Siłach Okupacyjnych Japonii. Po odejściu do cywila (nazwijmy to tak), w latach 1946-1951 szefował sztabowi historycznemu MacArthura. Zbieranie informacji było jego urzędową funkcją, przy czym miał do pomocy swoich ludzi. Oficjalnie tak ze 100. Śmiało można powiedzieć, że Fuchidę, Gendę czy Fukudome mógł mieć na każde zawołanie.
Fereby pisze: Fereby pisze:po ciężkiej chorobie Fuchida wykazywał się równie świetną pamięcią, co inni po wielu latach
Halsey pisze:Może opiszesz nam, w jaki sposób owa ciężka choroba wpłynęła na pamięć Fuchidy?
Pamięta dokładnie rodzaj bomb użytych przez bombowce nurkujące w Pearl Harbor, a nie pamięta ile na japońskich lotniskowcach znajdowało się maszyn przeznaczonych dla załogi bazy Midway, mimo że także brał udział w planowaniu tej części operacji. Pamieta, że to Nagumo nie chciał ponownego ataku na Pearl Harbor, bo nie uważał infrastruktury bazy za istotną, a nie pamięta czym Nagumo się zajmował kiedyś w USA. Zresztą, czy pamięta choćby o tej hipotetycznej krytyce wojsk lądowych (którą wspominasz pisząc o nastrojach Tojo), wobec operacji Mi? A przecież bez wątpienia Yamamoto wspomniałby mu o czymś tak istotnym, gdyby nastąpiło.
Jak zwykle nie wychwyciłeś ironii pytania. Obrażenia Fuchidy po Midway były złamaniami kostek i łuków stóp. Twoim zdaniem miał on nietypowo ulokowane ośrodki pamięci?
Co do bomb Val II fali jest i praca Fukudome, na którą powołuje się Prange. Jak wspomniałem, w świetle przypisów stanowi ona ważniejsze źródło.
Fereby pisze:Fereby pisze:Historyk bazuje na informacjach, natomiast opinie mają dlań znaczenie co najwyżej pomocnicze.
Halsey pisze:Sam bym tego lepiej nie ujął. Zachęcam byś przestrzegał tej zasady.
Właśnie dlatego twoje oceny książek, nie są dla mnie jakąkolwiek rekomendacją.
Twoja sprawa. Z każdą tego typu wypowiedzią jest coraz bardziej jasne, co kryje się za twym
może tak, może nie.