VT- po coz więc były?. Przecież Wasp na wypadek zbliżającej się wojny dostał cos na kształt VT-7, zostawiając jeden VS w NewportMiKo pisze:O, Rany... to dodaj sobie jeszcze te 3 kg więcej...
"...były potrzebne dla Hellcata"... o widzisz chcesz to potrafisz
Przed TBD to już jest historia jazzu... nie wiem za bardzo. Od 1928 były już pierwsze dywizjony Martinów T3M. To pewnie miały właśnie te konwertowane Mk 7-ki. Pierwszy lotniskowiec US Navy wogóle nie przewidywał samolotów torpedowych - no bo po co?
Devastator
Na początku było słowo!
Koncentracja słów - Informacja
Koncentracja informacji - Energia
Koncentracja energii - Materia
Informacja + Energia + Materia = Życie
Slowo to życie!
Używaj Słów ostrożnie, gdyż mogą zabić!
Koncentracja słów - Informacja
Koncentracja informacji - Energia
Koncentracja energii - Materia
Informacja + Energia + Materia = Życie
Slowo to życie!
Używaj Słów ostrożnie, gdyż mogą zabić!
Sprawy te wyglądają odrobinę inaczej, bo więcej w tym jest czarnych PR i wygodnictwa amerykańskich pilotów, niż wad technicznych śmigieł. Są to takie same czarne PR niedoszkolonych pilotów, jak w przypadku rzekomego "morderczego Kingfishera".MiKo pisze:Ale Vindicatory miały być bombowcami nurkującymi, a okazało się, że być nimi nie mogły (brak hamulców i fiasko ze śmigłem odwracalnym)stąd naturalne, że sie ich szybko pozbyli.
Problemów ze śmigłami nie było aż tak wielkich, jak z wyszkoleniem pilotów do ich obsługi w lotach nurkowych. Korporacja Curtiss-Wright już od połowy lat 30. produkowała udane śmigła rewersyjne oraz ustawiane w chorągiewkę, a trzeba się tylko było umiejętnie nimi posługiwać.
Nawiasem mówiąc do lotów nurkowych nie są potrzebne śmigła "odwracalne", jak wspomniane powyżej (czyli chyba chodzi o śmigła rewersyjne?), ani nawet nie są potrzebne śmigła ustawiane w chorągiewkę, choć akurat chorągiewka w niczym by nie zaszkodziła. Śmigłom amerykańskich bombowców nurkujących wyrobiono złą opinię, bo się pilotom nie chciało pilnować prędkości obrotowej w locie nurkowym. Gdy np. w Helldiverze przekroczyło się w locie nurkowym wartość 3100 obr./min. to można już było zacząć pożegnanie z silnikiem i samolotem. Piloci nie pilnowali mechanizmów sterowania śmigłem i działało w nich przemożne wrażenie rozbudowanej automatyki - tylko oddać drążek a potem już genialna amerykańska myśl inżynierska sprawi, że wszystko będzie się działo samo i jakoś to będzie. Tymczasem nic z tych rzeczy w śmigłach przestawianych elektrycznie, czyli w śmigłach Curtiss-Wright. Piloci USN nienawidzili elektrycznego przestawiania śmigieł i być może słusznie, choć nie da się stwierdzić, że to system zły, a jedynie inny od systemów mechanicznego i hydraulicznego. Skokiem śmigła w amerykańskich bombowcach nurkujących sterowało się ręcznie - jaką nastawę się dało tak śmigło działało. A jak artyści mieli nastawę np. 2200 obr./min. do lotu poziomego, po czym radośnie (bez zmiany nastawy) przechodzili do nurkowania i niczego już w kabinie nie pilnując przekraczali 3100 obr./min. to potem mieli wymontowany silnik, ale nie mogli mieć o to pretensji do nikogo innego poza sobą.
Jedyną pretensję, jaką można mieć do śmigieł Curtiss-Wright z pospiesznej wojennej produkcji to fakt, że bywały źle wyważone.
Pozdrawiam
G.
Mówimy generalnie o śmigłach oddwracalnych tzn. rewersyjnych, czy o konkretnym przypadku Vindicatora? (no bo: "przyśpieszonej produkcji wojennej" dla Vindicatora chyba nie było).
Pozostawiająć rozważania o spisku pilotów przeciwko firmie Vought. Jeśli coś działa poprawnie to nie znaczy automatycznie, że jest udane. Wydaje mi się, że podczas nurkowania jest co robić i dodatkowe majstrowanie przy śmigle pewnie nie pomaga zbytnio w poprawianiu statystyk celności.
Po co komu chorągiewka przy nurkowaniu (takim nurkowaniu prawdziwym), przecież to zmniejsza opory, a nie zwiększa?
Pozostawiająć rozważania o spisku pilotów przeciwko firmie Vought. Jeśli coś działa poprawnie to nie znaczy automatycznie, że jest udane. Wydaje mi się, że podczas nurkowania jest co robić i dodatkowe majstrowanie przy śmigle pewnie nie pomaga zbytnio w poprawianiu statystyk celności.
Po co komu chorągiewka przy nurkowaniu (takim nurkowaniu prawdziwym), przecież to zmniejsza opory, a nie zwiększa?
O czymkolwiek by nie mówić to marzenie, aby hamować samolot śmigłem rewersyjnym nie powiodło się w amerykańskich bombowcach nurkujących. Śmigło Hamilton Standard z Vindicatora też zawiodło oczekiwania.MiKo pisze:Mówimy generalnie o śmigłach oddwracalnych tzn. rewersyjnych, czy o konkretnym przypadku Vindicatora? (no bo: "przyśpieszonej produkcji wojennej" dla Vindicatora chyba nie było).
A jednak śmigła trzeba było pilnować, czy to Hamilton Standard, czy Curtiss-Wright. Nie była to czynność lubiana, bo właśnie odwracała uwagę od innych zadań.MiKo pisze:Pozostawiająć rozważania o spisku pilotów przeciwko firmie Vought. Jeśli coś działa poprawnie to nie znaczy automatycznie, że jest udane. Wydaje mi się, że podczas nurkowania jest co robić i dodatkowe majstrowanie przy śmigle pewnie nie pomaga zbytnio w poprawianiu statystyk celności.
G. Cz. pisze:Sprawy te wyglądają odrobinę inaczej, bo więcej w tym jest czarnych PR i wygodnictwa amerykańskich pilotów, niż wad technicznych śmigieł.MiKo pisze:Ale Vindicatory miały być bombowcami nurkującymi, a okazało się, że być nimi nie mogły (brak hamulców i fiasko ze śmigłem odwracalnym)stąd naturalne, że sie ich szybko pozbyli.
Czyli w końcu jak to było?G. Cz. pisze:O czymkolwiek by nie mówić to marzenie, aby hamować samolot śmigłem rewersyjnym nie powiodło się w amerykańskich bombowcach nurkujących. Śmigło Hamilton Standard z Vindicatora też zawiodło oczekiwania.
Kiedyś już o tym dyskutowaliśmy na forum :
http://fow.aplus.pl/forum/viewtopic.php ... c&start=16
A dobrze było.MiKo pisze:Czyli w końcu jak to było?
Z sekcją bezpieczeństwa lotów BuAer to była krótka piłka. Jak coś się nie sprawdzało w praktyce to się dotąd nakładało ograniczenia w wykonywaniu lotów aż to coś było bezpieczne. Dla nieudanych bombowców nurkujących i dla samolotów torpedowych, którymi piloci posługiwali się jak bombowcami nurkującymi wprowadzono pojęcie lotu szybowego i w zależności od typu samolotu nakładano ograniczenia pochylenia od 40 do 45°, a nawet nakazywano wypuszczanie podwozia w locie z maksymalnym dopuszczalnym pochyleniem. Do tego był najsurowszy nakaz pilnowania wskaźnika przeciążeń, bo słabym punktem amerykańskich samolotów były okucia lotek i wszystkie okucia w systemie składania/rozkładania skrzydeł. Jak szaleńcy wyprowadzali z nurkowania przy 9g albo lepiej to samolot się roznitowywał. O ile pamiętam do końca roku 1942 już we wszystkich samolotach dopuszczonych do nurkowania i do tych umownych "lotów szybowych" zainstalowano wskaźniki przeciążeń i trzeba tego było pilnować.
- Jacek Bernacki
- Posty: 431
- Rejestracja: 2007-03-15, 13:32
- Lokalizacja: Siecień k/Płocka
1. Nie musimy, bo definicja istnieje. Lot nurkowy przyjmuje się od kąta 30°.Mitoko pisze:Wpierw należałoby zdefiniować od jakiego kątu mówimy o nurkowaniu.
2. Lot ze zniżaniem, np. przy lądowaniu, to mniejsze kąty.
3. W locie koszącym, zgodnym z profilem terenu, zniżanie oczywiście występuje, ale nurkowanie nie. Przy wysokości lotu ok. 50 m nawet płytkie nurkowanie byłoby baaaardzo krótkie.
PS Kąta.
- Jacek Bernacki
- Posty: 431
- Rejestracja: 2007-03-15, 13:32
- Lokalizacja: Siecień k/Płocka
Halo, halo miłośnicy lotnictwa,
Troszkę się do tego wszystkiego uśmiechnijcie a skrzynki biegów przerzućcie na luz i to luz kompletnie relaksujący.
Wątek z II wojny i dotyczący wyłącznie jednego organu nadzoru lotniczego, czyli spraw BuAer i jego bombowców nurkujących niepotrzebnie przeistoczył się w jakąś zbędną abstrakcję. BuAer nigdy nie zdefiniował tego, co to jest nurkowanie i od jakiego kąta pochylenia rozpoczyna się nurkowanie, a do jakiego jest... no właśnie – co? I bardzo słusznie, że BuAer nigdy tego nie zrobił, skoro nie zrobiła tego FAI, jako najwyższy światowy organ lotniczy istniejący już przed wojną i narzucający terminologię oraz parametry.
Tego się nie definiuje tak samo, jak nie istnieje dokładna definicja korkociągu płaskiego z podaniem jakichś wyimaginowanych parametrów kątowych. Postać tak wybitna, jak Andrzej Abłamowicz w żadnej ze swoich prac nigdy nie zdefiniował kąta nurkowania, a przecież najwybitniejszy polski delegat w komisji akrobacji FAI posługiwał się wyrocznią tej dziedziny, czyli katalogiem Aresti. Według Abłamowicza pochylenie –45° jest tylko opadaniem, a nie nurkowaniem, więc tym bardziej nie może być nurkowaniem –30°, jak to padło powyżej.
Proponuję dać temu spokój, bo zaczną padać informacje nieprawdziwe, albo wręcz już padają. Jeszcze trochę, a w ramach prostego wątku na temat Devastatora zacznie się tutaj rozprawiać o modelu nurkowania Wietczinkina, a kto wie, czy nie posługiwały się nim Stany Zjednoczone, bo to model z okresu, gdy jeszcze co wybitniejszy radziecki aerodynamik podzielił się jakimś wzorem z amerykańskim kolegą po fachu i nie stawało się za to pod egzekucyjną ścianą. Ani model Wietczinkina, ani żaden z dziesiątków wzorów matematycznych związanych z nurkowaniem nie zawiera informacji definiującej to, co to jest nurkowanie i od jakiej wartości obrotu wokół osi Y ono się rozpoczyna. Po stronie amerykańskiej prof. John D. Anderson w swoich pracach na temat teorii lotu też nie definiuje granicznej wartości rozpoczynającej nurkowanie.
Tak więc luz i relaks, jak doradzałem powyżej, bo szkoda pozytywnej energii na rozprawy o kątach nurkowania.
Pozdrawiam
G.
Troszkę się do tego wszystkiego uśmiechnijcie a skrzynki biegów przerzućcie na luz i to luz kompletnie relaksujący.
Wątek z II wojny i dotyczący wyłącznie jednego organu nadzoru lotniczego, czyli spraw BuAer i jego bombowców nurkujących niepotrzebnie przeistoczył się w jakąś zbędną abstrakcję. BuAer nigdy nie zdefiniował tego, co to jest nurkowanie i od jakiego kąta pochylenia rozpoczyna się nurkowanie, a do jakiego jest... no właśnie – co? I bardzo słusznie, że BuAer nigdy tego nie zrobił, skoro nie zrobiła tego FAI, jako najwyższy światowy organ lotniczy istniejący już przed wojną i narzucający terminologię oraz parametry.
Tego się nie definiuje tak samo, jak nie istnieje dokładna definicja korkociągu płaskiego z podaniem jakichś wyimaginowanych parametrów kątowych. Postać tak wybitna, jak Andrzej Abłamowicz w żadnej ze swoich prac nigdy nie zdefiniował kąta nurkowania, a przecież najwybitniejszy polski delegat w komisji akrobacji FAI posługiwał się wyrocznią tej dziedziny, czyli katalogiem Aresti. Według Abłamowicza pochylenie –45° jest tylko opadaniem, a nie nurkowaniem, więc tym bardziej nie może być nurkowaniem –30°, jak to padło powyżej.
Proponuję dać temu spokój, bo zaczną padać informacje nieprawdziwe, albo wręcz już padają. Jeszcze trochę, a w ramach prostego wątku na temat Devastatora zacznie się tutaj rozprawiać o modelu nurkowania Wietczinkina, a kto wie, czy nie posługiwały się nim Stany Zjednoczone, bo to model z okresu, gdy jeszcze co wybitniejszy radziecki aerodynamik podzielił się jakimś wzorem z amerykańskim kolegą po fachu i nie stawało się za to pod egzekucyjną ścianą. Ani model Wietczinkina, ani żaden z dziesiątków wzorów matematycznych związanych z nurkowaniem nie zawiera informacji definiującej to, co to jest nurkowanie i od jakiej wartości obrotu wokół osi Y ono się rozpoczyna. Po stronie amerykańskiej prof. John D. Anderson w swoich pracach na temat teorii lotu też nie definiuje granicznej wartości rozpoczynającej nurkowanie.
Tak więc luz i relaks, jak doradzałem powyżej, bo szkoda pozytywnej energii na rozprawy o kątach nurkowania.
Pozdrawiam
G.